Książki

KSIĄŻKA Sztuka kobiecości

#ZOSTAŃWDOMU

To chyba oczywiste- w pełni jesteśmy za tym żeby przekonywać do zostania w domu! I choć jesteśmy pewni, że tak powinna wyglądać postawa każdego człowieka jesteśmy dość mocno przerażeni tym co się dzieje, jak wiele osób nie stosuje się do zaleceń. Doceniajmy to co mamy! Ci, którzy mogą zostać w domu niech uznają to za PRZYWILEJ. Nie każdy taki posiada. Ogromna część społeczeństwa oddałaby wiele za możliwość zostania w domu. Wykorzystajmy to. Spędźmy ten czas ambitnie lub zupełnie bezproduktywnie. Najważniejsze jest dobrze spać i dobrze jeść- dzięki temu nasza odporność wzrasta… a przynajmniej nie maleje. Odżywiajmy swoje ciało dobrem. Życzę Wam w tym czasie ROZSĄDKU, dzięki temu ZDROWIE jest praktycznie gwarantowane <3

SZTUKA KOBIECOŚCI

Na co dzień jesteśmy w domu, sama jestem typem człowieka, który najchętniej nie wychodziłby z domu nigdy, nie tylko podczas epidemii. Jednak teraz czuję zwolnienie tempa. Nie ma „zagłuszaczy”. W samochodzie ostatni raz byłam dwa dni temu- na chwilę żeby przemieścić się do apteki, nie ma sklepów, w których teoretycznie nie byliśmy zbyt często, ale teraz widać jak nawet te chwile po sok skracały dzień. Nie ma spotkań ze znajomymi, przyjaciółmi i rodziną. I choć zdarzało nam się nie wychodzić z domu cały dzień, to nigdy nie zdarzyło nam się coś takiego. MAMY CZAS. Mamy moment na oddech. Na długi spacer (w bezludnym miejscu), na którzy przygotowujemy się kilka godzin, który nie jest wyszarpany między różnymi obowiązkami. Mam również czas na książki.

8 marca dostałam od mojego Męża książkę. Książkę, która mocno mnie urzekła. Czytałam same pozytywne opinie w Internecie, ale uznałam, że nie jest dla mnie. Aż do momentu, w którym autorki zapewniały mnie, że jak myślę, że nie jest dla mnie-to właśnie jest dla mnie. No i przepadłam. Piotr to podłapał i sprezentował mi ją na święto.

Już z rana, przed wyjściem z łóżka, zaczęliśmy czytać ją sobie nawzajem. Zaczęliśmy od tematu „seks” uznając, że ta strefa może nas wspólnie zaciekawić najbardziej… no ale nie zaciekawiła. Wręcz odwrotnie. Sprawiła, że odechciało mi się ją czytać.

Problemem tej książki jest to, że jest ona dla każdego i dla nikogo (a to najgorszy pomysł na produkt jakikolwiek). Z jednej strony mowa o związkach wieloletnich, z drugiej strony wyjaśnienie co to jest miesiączka. Dowiedziałam się z tej książki kilka (bo słowo „wiele” byłoby tu nadużyciem) ciekawych informacji… ale jestem już po którejś takiej książce, po którejś wizycie u ginekologa, po warsztatach z kobiecości (w ramach projektu sexedpl) i… za każdym razem każdy mówi co innego! Nie ma jednej prawdy, a niestety żaden lekarz nie mówi o tym, że on tak uważa- wszystko o czym mówi uznaje jako pewnik. Szkoda, że tych pewników jest tak dużo. Dlatego ta książka nie jest wiarygodna.

Nie mi oceniać czy ta książka jest zła dla wszystkich. Dla mnie tak, dlatego powiem o swoich odczuciach, o tym co najbardziej irytowało i nie odpowiadało mi w tej książce.

  1. Po raz kolejny to książka, dzięki której można stracić wiarę w to, że można JUŻ być szczęśliwym, JUŻ mieć dobry związek. To książka o paśmie niepowodzeń, nieudanych związków, współżyć, ogromnych problemach w rodzinie, traumach i nadużyciach. Nie twierdzę, że tak nie jest, jestem pewna, że Pani Beata Wróbel opowiada prawdziwe historie…ale dlaczego skupiać się tylko na nich? Chodzi mi o narracje. Dlaczego trzeba pokazywać jak jest źle i jak można to naprawić. Zamiast pokazać jak może być dobrze i przez to zwrócić uwagę jak różni się nasza codzienność od tych dobrych perspektyw. Wkurza mnie wieczne pokazywanie negatywnej kalki. Ta książka jest ultra dołująca!!! I nic dziwnego, że gdy nagrywam film o IDEALNYM związku wielu ludzi ma w głowie myśl: „nie przesadzaj, nikt nie ma idealnie! Nikt nie jest w pełni szczęśliwy! Nikt nie jest spełniony!”. No tak… jak można myśleć, że bycie permanentnie szczęśliwym istnieje, skoro zewsząd dochodzą głowy zupełnie odwrotne.
  2. DOTYK- dużo dobrego w tej książce o dotyku, dla mnie oczywistego, bardzo częstego w moim związku. Rozumiem, że w innych związkach nie… ale jest tu dużo niepokojących rzeczy. Chociażby ta, w której rozmówczynie opowiadają sobie anegdotkę o chłopcu, który nie chciał żeby mama go całowała, ALE ONA NIE PRZESTAWAŁA, WIĘC ON TERAZ JUŻ NIE PROTESTUJE. Przedstawione było to jako przykład do naśladowania. SERIO?! Widząc w mojej rodzinie chłopca, który ma sześć lat i ŚWIADOMIE (tak, takie dziecko ma ŚWIADOME potrzeby) podejmuje decyzję: „nie chcę się z wami przytulać, dajmy sobie piątkę, bo jestem dużym chłopakiem. Przytulajcie mojego małego brata” nie wyobrażam sobie NA SIŁĘ go przytulać…. bo w końcu się przytuli. Nie, to uczy złego dotyku, o którym (o ironio!) jest w kolejnym zdaniu tej książki. To jeden z tych przykładów, które brzmią dobrze na papierze, a które w życiu realnym robią OGROMNĄ krzywdę. Wiele tu takich przykładów, boję się, że jeszcze więcej niż sama dostrzegłam….
  3.  Standardowe już negowanie kościoła jeśli chodzi o tematy religijne. Ile tu wzmianek o tym jakie to złe i paskudne. To już staje się nudne. Jest tu również ogrom kłamstw i powielanych schematów. Przytoczę jeden z nich: „Kościół uznaje, że seks jest naturalny i naturalnie nie powinien być przyjemny”- co za bzdury! Odpowie tak tylko osoba, która z Kościołem nie ma nic wspólnego, a to oznacza, że na ten temat nie powinna w ogóle wchodzić. Niestety Pani Beata to co usłyszy to i wypapla… a sama bardzo negatywnie podchodzi do zasłyszanych i popularnych ginekologicznych sloganów. Gdzie tu logika? Jak wierzyć takiej kobiecie?
  4. Dużo by to jeszcze wymieniać. Tak naprawdę każda strona jest dla mnie super turbo irytująca, bo nie tak powinniśmy zabierać się za ten temat. Przynajmniej w moim odczuciu.
  5. To totalny brak szacunku dla mężczyzny. tzn. Pani Beata i Aneta chcą jakoby odzyskać dobre imię mężczyzn… mówiąc o tym, że mężczyźni myślą (?!!!). Moim zdaniem to już nie są czasy na mówienie takich oczywistości. Gdybym jako mężczyzna chciał(a) sprawdzić co wkładają mojej żonie do głowy to wywalił(a)bym tę książkę przez okno. Jak można zakochać się w mężczyźnie uznając go jedynie za postać chodzącą. Czy naprawdę kobiety, które czytają książki (bo wiem, że są różni ludzie, ale ci, którzy czytają książki zaliczają się już chyba do tych bardziej wykształconych/ bardziej inteligentnych) nie wiedzą rzeczy, które rozmówczynie uważają za nowe prawdy objawione?!

Ta książka (moim zdaniem) jest dla osób, które naprawdę są pogubione, których związki są zupełnie nieudane, które nie wiedzą nic o swoim ciele. Dla mnie ta książka to żadne odkrycie, nic nowego, nic co mogłabym wprowadzić w swoje życie. NIC.

Dostałam też kilka wiadomości, że mocno bagatelizuję kryzysy, które przecież są. Eh. Jestem w związku już kilka ładnych lat, jesteśmy małżeństwem z wyboru, nie z przymusu. Przeszliśmy swoje większe i mniejsze kryzysy. Jak mogłabym nie wiedzieć co znaczy kryzys?! Jestem z drugim człowiekiem- to już mówi samo za siebie. Wkurza mnie i irytuje najmocniej, gdy ktoś zarzuca mi, że nic nie wiem o życiu. Nie wiem, bo… jestem szczęśliwa, bo doszłam do swojego spełnienia, poznałam siebie, jestem siebie świadoma. Wydaje mi się, że przez tę drogę, którą pokonałam wiem właśnie jeszcze więcej. Wiem jak może być dobrze. Z niewiadomych względów mówienie o problemach to ultra odpowiedzialne i dorosłe zachowanie, natomiast wieczne powtarzanie, że jest dobrze jest infantylne i bardzo młodziutkie. Szaleństwo 😉

Dziewczyny, jeśli czujecie się z sobą dobrze, jeśli rozmawiacie ze swoim mężczyzną (bo w tej książce jest dużo „kwiatków”, które mają UŚWIADOMIĆ kobietę, że… mężczyzna myśli, jest świadomy, nie używa jedynie penisa, że można z nim porozmawiać (o litości!!), ale trzeba go wciąż chwalić… i zachęcać można go grożeniem, że jeśli czegoś nie zrobi, to połamie mu się wędkę- dziękuję pani Beato za te rady, nie skorzystam) to nie bierzcie się za tę książkę.  Nie uważam siebie ani Piotra za nadludzi- uważam, że jesteśmy normalnymi ludźmi, więc nie widzę podstaw do mówienia „no my tak mamy, bo jesteśmy super”. NIE! Jesteśmy tacy jak Wy. Skoro my jesteśmy szczęśliwi, Wy również możecie. Nie przez intrygi, nie przez masturbację (która podobno jest WYMOGIEM do dobrego seksu- otóż nie, potwierdzone info z doświadczenia- bez masturbacji może być idealnie) i nie przez sztuczki, a właśnie przez miłość i szacunek- od pierwszego dnia związku. Nie od momentu, w którym wydaje nam się, że to TEN. Od pierwszego dnia, gdy pójdziesz z nim na randkę- od tego właśnie momentu zaczynacie swoją historię. Jeśli od pierwszego dnia nie będzie na serio, to nigdy nie będzie na serio i z szacunkiem (i nie mówię tu o związkach, które zrodziły się z przyjaźni lub i historiach, gdzie przez wiele lat się nie lubili i nagle pokochali. Chodzi o ten pierwszy pomysł na randkę, spotkanie na innych zasadach itp.). Nie pozwólmy żeby nasza inteligencja została pomieszana z błotem przez te dwie kobiety.

Nie twierdzę, że ta książka nie może się podobać. Twierdzę jedynie, że jeśli jesteśmy na wyższym poziomie niż odkrywanie, że w związku rozmowa jest potrzebna, to ta książka nie jest dla nas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *