Lifestyle

Pracowałam tydzień w kwiaciarni!

Zanim zacznę mówić o szczegółach niech wybrzmią tu podstawy 😀 Napisałam trzy posty, które w pewien sposób obrazują zalążek mojej miłości do kwiatów. Na początku przyznałam się, że mój gap year jest trochę udawany, później dodałam dwie recenzje książek twórców najpiękniejszej kwiaciarni kwiaty&miut O KWIATACH i O ROŚLINACH. Przyszedł czas na praktyki i stworzyłam z tego krótkiego czasu bardzo krótki film na Youtube, bo planowałam pokazać Wam dzień z życia florysty…. ale musiałam nadać mu zupełnie inną formę. W poście powiem Wam pewnie trochę więcej, ale zachęcam obejrzeć również dodatek ruchomych obrazków, bo rośliny są przecież piękne!

Z miłą chęcią wylałabym tu całą żółć, którą od dwóch dni przelewam na wszystkich moich znajomych w swojej frustracji… ale no właśnie. To moi znajomi. Tutaj nie chcę tego robić. Ten blog ma być inspirujący, ma być o sztuce, o moich zajawkach i pięknie świata… chyba taki jest na to pomysł. I pewnie, czasem może i trochę sobie ponarzekam (chociaż ogólnie chyba nie, co?), ale w niewielkich ilościach i bardzo grzecznie. Ten blog to też szczerość. Ma być szczerze, nawet jeśli sztuka jest z mojego miasta, jeśli autor książki przeczyta recenzję lub kiedy coś dotyczy osób mi znanych. I choć czasem trudno jest mi krytykować lub chwalić znane… to jednak chcę żebyście wiedzieli na co wydać kasę, na czym spędzić swój cenny czas. I myślę, że wychodzi mi ta szczerość. Chcę tego. Ale dzisiaj powiem Wam szczerze, w 100% szczerze, ale tylko o dobrych rzeczach, które wydarzyły się w ten tydzień. Wiedźcie, że wydarzyło się mnóstwo złego, ale skupmy się na tych dobrych rzeczach, bo ich również była cała masa. Powiem Wam dzisiaj trochę o pracy w kwiaciarni, o moim stosunku do tego i o tym…. kiedy będziecie mogli kupować kwiaty w mojej kwiaciarni 😀 Gotowi? Do startu… START.

Wszyscy mi mówili, że na praktykach nie dzieje się nic fajnego, że będę zmywać podłogę i nigdy nie dotknę kwiatów. Ja miałam zupełnie inne wyobrażenie. Godziłam się na wizję zmywania podłogi, ale byłam pewna, że będę również robić bukiety. Przyszłam naładowana wszystkimi najlepszymi emocjami i… i było najlepiej na świecie! Po dziewięciu godzinach stania byłam bardzo zmęczona, ale bardzo zachwycona! Już na wstępie wklejałam świerk w wiązankę pogrzebową, czyściłam kwiaty i poznawałam wszystko od zaplecza.

Wow! Ludzie. W kwiaciarni dzieje się całe życie! I kiedy mi się wydawało, że przecież już są kwiaty w Lidlu i Biedronce i na pewno już nikt nie chodzi do kwiaciarni… nagle okazało się, że ludzi jest pełno. W kolejce stoją ludzie po bukiet z okazji narodzin dziecka, na imieniny cioci, na spontaniczne spotkanie z koleżanką, czy (niestety) pogrzeb. W jednym miejscu zbierają się wszystkie emocje i jakim pięknym było patrzeć na dwie fantastyczne florystki, które umieją wpasować się w każde emocje, w każdy nastrój. Niesamowicie doceniłam osiedlowe klimaty. To chyba była dla mnie największa nauka. Układania bukietów nauczyłabym się z yt czy książek, natomiast nawiązywania relacji z ludźmi, którzy przychodzą po kwiaty- tylko tam ♥ Już wiedziałam, że sama otwierając kwiaciarnie muszę być na maksa otwarta, szczęśliwa, empatyczna i… muszę zapamiętywać twarze i imiona- a o to u mnie najtrudniej 😀

Tak jak już pisałam w poście na Instagramie po pierwszym dniu praktyk. Wydawało mi się, że będę musiała namawiać moją kwiaciarnie na zakup tych pięknych „instagramowych” dodatków do bukietów. Okazało się, że wszystko jest- tylko schowane pod ladą i używane jako wypełniacz, bo to kwiat gra główną rolę. Dzięki temu poznałam wszystkie interesujące mnie nazwy i już wiem co i jak, gdzie zamawiać i jak zrobić z nich piękne bukiety.

Oczywiście, żałowałam, że nie mieszkam chociażby w Gdyni (jeszcze), gdzie starałabym się odbyć praktyki w bardziej nowoczesnym miejscu, gdzie nauczono by mnie nowoczesnych bukietów…. ale jestem w Elblągu, tu mentalność ludzi jest inna. Potrzebują kiczowatej radości. Trochę mi było czasem smutno, gdy dwie godziny musiałam dekorować różową lub zieloną fizeliną cebulki hiacyntów lub gdy piękny, bardzo naturalny bukiet na sam koniec dostawał kolejną porcję fizeliny. Jedno co bym powiedziała jako pierwsze o pracy w elbląskiej kwiaciarni- fizelina fizelina fizelina hahahhaha 😀 Czy to źle? Dla moich estetycznych wartości na pewno, ale dla potrzeb klienta wcale. Więc dobrze.

Robiłam bukiety, przyjmowałam zamówienia, byłam w kwiaciarni w Dzień Kobiet! Nauczyłam się jak dbać o kwiaty, jak je pielęgnować, jak przechowywać żeby były świeże, co robić by kwiaciarnia miała swój klimat… i to wszystko było w tym piękne ♥ Do tego dochodziła również brudna robota sprzątania kwiaciarni, ale to chyba normalne? Choć prozaiczne i ni jak wpasowujące się w klimat pięknie pachnących, delikatnych kwiatków 😉

Gdy myślę sobie o samych plusach to stwierdzam, że było pięknie! ♥ Otworzyło mi to oczy na realne prowadzenie kwiaciarni i … pozwoliło mi przekonać mojego Piotra, że prowadzenie kwiaciarni, to nie tylko klepanie biedy 😀 Myślałam również, że kwiaciarnie to mimo wszystko mocno zero wastowe przedsięwzięcie… bo choć kwiaty są ścinane, to mimo wszystko się rozkładają- a dają szczęście, więc nie rozumiałam całego tego zgrzytu między zero waste a kwiaciarnia… ale już wiem! Tam idą takie wory śmieci! Czytanie podręczników o wykorzystywaniu każdego materiału to brednie. Życie jak zawsze pisze zupełnie inne scenariusze.

Ale wiecie jaki jest mój ostatni wniosek? Taki, że Bóg jest dobry. Dziwne co? W ogóle z dupy taki wniosek 😀 Ale… dla mnie ma niesamowitą wartość właśnie w tym kontekście. Wchodzę we wszystko co zaczynam na tysiąc procent. Jeśli oczywiście robię to bez żadnego przymusu i z radością. Mogę w tym przepaść i nie widzieć świata poza tym. Tak samo było z florystyką. Może nie z chodzeniem na zajęcia… ale z nauką tego wszystkiego, obserwowaniem i zachwycaniem się. Ostatniego dnia moich praktyk (choć myślałam, że czeka mnie jeszcze 100 godzin) przed wyjściem do pracy, myjąc zęby uzmysłowiłam sobie, że… co ja tak naprawdę robię? Co jest dla mnie ważne? Po co poszłam na rok przerwy między liceum plastycznym a (daj Boże) gdyńską szkołą filmową? Modliłam się wtedy mocno o to, aby Bóg mi to wszystko poukładał. Niesamowite jak modlitwy są wysłuchiwane! Choć w niewyobrażalnie drastyczny sposób- Bóg mi to wszystko wyrównał. WSZYSTKO! I tak oto wróciłam na ścieżkę tworzenia filmów, przygotowywania się do filmówki, a kwiaty kocham, interesuję się nimi i chcę poszerzać swoją wiedzę na ich temat, ale bez darmowej pracy codziennie po 11 godzin. Warto zaufać Bogu. ON to jest jednak spryciarz i z ludzkich problemów robi banalnie proste rozwiązanie. Także polecam typka, dobry ziomek! Pracę w kwiaciarni oczywiście też… ale może poczekajcie aż sama stworzę swoją i Was przyjmę na praktyki za godne pieniądze, które wynagrodzą Waszą ciężką pracę, choć naukę. Jednak przede wszystkim- poczekajcie, bo ja będę szanować ludzi, szanuję ich już teraz, a pierwszą rzeczą, którą kupię do mojej kwiaciarni będzie wygodna kanapa! Tak aby moi pracownicy (i ja) mogli sobie tam godnie siedzieć i odpoczywać nawet w trakcie pracy, tak to ważne. No i wiadomo- zero fizeliny! No może troszkę, czasami na podbicie szarego papieru 😉

Kiedy ją otworzę? A może nawet za 40 lat, a może nigdy? Zobaczymy. W każdym razie w ogóle się do tego nie zrażam i bardzo chętnie stworzę piękne miejsce, w którym ludzie będą mogli kupować tak ważną rzecz jak kwiaty. Na ślub, na narodziny, spontaniczne wyjście do koleżanki, czy (niestety) na pogrzeby. Ale nie będzie tandety! Samo wnętrze będzie cudo! ♥ Ale na razie daję sobie czas na reżyserię. A może nigdy jej nie odpuszczę? A może będę blogerką i tyle? hahahah. Jej, no jestem podekscytowana, choć żałuję, że to tylko tydzień, bo chciałabym się jeszcze wiele nauczyć, no ale cóż. Tak miało być i jest dobrze ♥ A u Was jak tam marzec? Mam nadzieję, że równie burzliwy, ale przez to też piękny 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *