Muzyka

moja zagraniczna muzyka na płytach cd

Hejka! 🙂
Sprawa ma się tam, że dzisiaj będzie bardzo o muzyce, bardzo o płytach. Ostatnio w moim świecie muzyki różnorakiej z każdej strony pełno! Przede wszystkim za sprawą mojego chłopaka, który właśnie próbuje swoich sił na youtube. W ostatnim odcinku wystąpiłam nawet ja, więc jeżeli chcecie zobaczyć, to zapraszam TUTAJ. Z racji tego, że ta muzyka jest, to nagle jakoś automatycznie o wiele łatwiej pisze mi się te posty, na które nie miałam ochoty. Swoją drogą… chyba nigdy nie przestanie zadziwiać mnie bycie w związku i przekazywanie sobie różnych nawyków. Jestem z Piotrem już od naprawdę długiego czasu i tak strasznie bierzemy od siebie dziwne rzeczy, że szok. Tak więc jakbyście zobaczyli na jego kanale coś bardzo mojego, a na moim blogu coś bardzo jego- to to nie wynika z plagiatu, tylko dziwnej zależności bycia razem non stop hahahha 😀 W każdym razie zbierałam się do tego postu chyba z rok i za każdym razem jak patrzyłam na moją stertę płyt (zauważyliście, że w pokoju mam sterty wszystkiego? Książki. Płyty.) chciałam napisać ten post i sama się przekonać jak to u mnie jest. Dzisiaj będzie o zagranicznej muzyce.
Doskonale wiecie, ponieważ krzyczę o tym przy każdej możliwej okazji, uwielbiam polską muzykę i jeżeli mam zdecydować się na zakup płyt, to zawsze robię to bardzo patriotycznie. Z niecierpliwością czekam na każdą najważniejszą premierę swoich ulubionych polskich artystów, aby od razu pierwszego dnia pobiec do sklepu. Nie czuję strachu przez rozczarowaniem. Zazwyczaj nie występuję. Jednak co z zagraniczną muzyką? Znam swój zbiór CD, więc wiedziałam, że niepolska muzyka również się zdarza. Okazało się, że zdarza się całkiem często i uwierzcie, że muszą to być naprawdę niesamowite płyty, skoro taki zagorzały fan polskich utworów zdecydował się na ich zakup. Oczywiście, zdarzają się również całkowite niewypały, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Pierwsze zdjęcie, które możecie zobaczyć powyżej przedstawia (od lewej) polską muzykę, zagraniczną i tą której nie ruszam nawet kijem. Tak więc zdjęcie poniżej przedstawia rzeczywisty stan mojej muzyki. Jeszcze niżej natomiast znajdziecie dokładne tytuły i kilka słów na ich temat, tak żebyście mogli podczas dylematów rozwiać wszystkie wątpliwości i biec na zakupy 😀
Mam Wam do zaoferowania aż dwanaście tytułów i są to płyty, które mogę słuchać na okrągło. Z zagraniczną muzyką mam tak, że rozluźnia mnie o wiele bardziej niż polska. Po prostu leci gdzieś w tle i zazwyczaj zupełnie nie zwracam na nią uwagi. Lecimy:
1. Soundtracki z filmów Tarrantino. Kto mnie zna, wie jak szaleńczo jestem zakochana w tym reżyserze. Nie ma totalnie niczego co bym w jego twórczości skrytykowała, czy cokolwiek co by nie przypadło mi do gustu. Nie było możliwości, aby po obejrzeniu któregokolwiek filmu nie zakochać się w muzyce. Zawsze jednak uznawałam, że to dosyć dziwne kupować muzykę z filmów i zawsze się od tego wzbraniałam… aż do powstania filmu Django, który swoim perfekcjonizmem kupił mnie w całości. Chciałam, chciałam, aż w końcu moja siostra gdzieś na blogu wyczytała, że z miłą chęcią takową płytę bym posiadała- więc posiadam! 😀 Jest w stu procentach idealna! Posiada mnóstwo dialogów z filmu, trwa bardzo długo i przede wszystkim ma idealnie klimatyczne utwory. Coś pięknego! Co najważniejsze na płycie znajduje się również mój jeden z najbardziej ulubionych utworów życia… ale o tym niedługo w innej notce 😉
Poszłam za ciosem i przy jakiejś empikowskiej promocji (polecam! Można w łatwy sposób złapać dobre tytuły za naprawdę małe sumy. Ja co jakiś czas robię ogromne zrzuty i kupuję nawet po dziesięć tytułów i w taki sposób odkrywam muzykę, której nie znam. Z tych promocji pochodzą prawie wszystkie te płyty [to tajemnica skąd te angielskie płyty w moim domu rozstrzygnięta^^] ) postanowiłam zakupić płytę z soundtracku Jackie Brown z genialnym utworem z bardzo statycznej czołówki Across 110th street ♥ Nic dodać nić ująć wystarczy słuchać 🙂
2. Of monsters and men- o matko! jak ja uwielbiam tę płytę. Mogę słuchać jej na okrągło i chyba nigdy by mi się nie znudziła. Jest bardzo spokojna, bardzo baśniowa, wszystkie utwory idealnie zebrane w całość. Wszystko daje godzinę niesamowitej przyjemności dla uszu. A czemu ją kupiłam? Nie, nie dlatego, że uwielbiałam ten zespół. Wcześniej go nie znałam. Dokonałam zakupy tylko i wyłącznie dlatego, że zakochałam się w genialnej okładce! A, no i co ciekawe- to jedna z naprawdę niewielu płyt zagranicznych, które są papierowe. Uf! Nienawidzę  plastikowych opakowań. Fuj. Tak więc dla każdego kto się wacha: Of monsters and men My head is an aminal jest płytą stworzoną do słuchania i zachęcam Was wszystkich do tego! Poza tym…. promocją wciąż trwa i chociaż ja swoją kupiłam chyba z dwa lata temu- to na stronie empiku nadal jest. I jest też druga. Chyba właśnie ją zamówię 😉 … słucham jej właśnie na Spotify i uwierzcie, że nie ma takiego subtelnego poweru jak pierwsza. Niestety, ale zakup jeszcze przemyśle.

 

 

3. Dislosure Settle– to niesamowite, że naprawdę posiadam swój egzemplarz w domu!! Słuchałam jej nałogowo i muszę to przyznać na głos! Przez pewien czas codziennie przez całe dnie wybrzmiewała z moich laptopowych głośników ze Spotify. Zakochałam się bez pamięci i nigdy przenigdy mi się nie znudziła. Kiedy zobaczyłam promocje na Empiku (jej, serio nie zapłacili mi za tą chamską reklamę hahahha. Po prostu robią dobrą robotę tymi zniżkami i moje serce raduje się, kiedy mogę kupić coś dobrego za mniej 😉 ) nie było wyjścia- musiałam ją mieć! I mam. I słucham codziennie, o czym już pewnie wiecie z racji tego, że prawie w każdej notce o tym napominam 😉

 

4. Kasabian 48:13– zupełnie nie wiem o co mi chodziło, że kupiła tę płytę, ale po prostu w trakcie kupowania (chyba) Organka i pierwszej płyty The Dumplings zobaczyłam, że jest i wzięłam. To było dosyć dziwne, bo nigdy tak nie postępuję z zagraniczną muzyką… ale to pewnie ten róż 😉 Poza tym miałam niesamowitą fazę w tamtym czasie na Kasabian z nowymi utworami, teledyskami, całą stylistyką. Okładka jest wręcz idealna! Uwielbiam, że mam tą płytę, bo jest jedną z najbardziej wyróżniających się w mojej kolekcji i chociaż nie słucham jej często (może z powodu tego, że na długi czas pożyczyłam ją bratu) to z miłą chęcią zawsze do niej wracam ♥

 

5. Adele 25– genialna fotografia i idealna decyzja użycia jej na okładkę. Tak bardzo zbędne byłyby jakiekolwiek napisy, jakikolwiek dodatek. Tak samo prezentuje się muzyka na płycie. Zbędny byłby jakikolwiek element. Wszystko co zostało na niej zapisane jest idealne i uwielbiam UWIELBIAM! Słucham i się zachwycam. Istnieje mnóstwo takich płyt, które zna każdy na pamięć, chociaż ich nie posiada… i później jakoś tak głupio już kupować tę płytę. Mam tak na przykład z Brodką i jej Grandą, czy chociażby z genialną drugą płytą właśnie Adele 21. Dlatego bardzo się cieszę, że kiedyś tam zostałam obdarowana tym krążkiem, bo pewnie byłoby podobnie :/

 

6. Modern Talking Let’s talk about love– nie wiem czemu, ale czułam, że zakup jej będzie idealnym pomysłem. Nie myliłam się. Kiedy nie mam ochoty na żadną ambitną muzykę zawsze sięgam po te kilka skocznych, lekkich utworów i jest mi o wiele lepiej. Tupnę nóżką i od razu rysuje mi się uśmiech na twarzy. Nie oszukujmy się… kto nie lubi Modern Talking?! 😀

 

7. Mika Origin of love- jestem pewna, że każdy z Was zna jego rewelacyjny hit Relax UWIELBIAM. Później zmylona podobną grafiką okładki kupiłam jego jakąś płytę, na której hitu wcale nie było… i w sumie z tego co pamiętam nie było ani jednej fajnej piosenki :/ Odważnym było po tak nieudanej próbie decydować się na kolejny krążek, ale zrobiłam to. Jej, Karolinko, jakaś Ty odważna! 😀 I powiem Wam, że nie żałuję. Zupełnie. Zaczynając od świetnej grafiki, kończąc na dobrej luźnej, skocznej muzyce! Polecam 🙂

 

8. Amy Winehouse Frank- na wstępie tylko zaznaczę, że miałam ją przed jej śmiercią i tym całym BUM na jej twórczość (bardzo tego nie lubię!) i drugą wiadomością jest fakt, że nie rozumiem dlaczego nie mam również drugiego albumu, ale to z czasem do nadrobienia 😉 Zdecydowałam się na nią, bo z genialnej Back to Black znałam prawie wszystkie piosenki- z tej chyba żadnej. Byłam zakochana od pierwszej chwili. Bezapelacyjnie- Amy Winehouse tworzyła muzykę, która przemawiała do mnie w każdej sekundzie! Polecam. Poza tym ta okładka? Litości! Żeby każda dziewczyna miała dyle dystansu do siebie i swojego wyglądu. Cudo!♥
9. Florence and the Machine- jej, możecie uznać, że jestem jakąś niesamowicie ogromną fanką, bo posiadam aż trzy z czterech płyt i czytałam jej biografie, o której możecie przeczytać TUTAJ… ale muszę Was zaskoczyć. Uwielbiam Florence i chyba nie ma ani jednej piosenki, której był nie znała i nie lubiła, ale żeby tak od razu uznać, że jest moją ulubioną zagraniczną wokalistką… to chyba nigdy. Dziwa sytuacja. Ale- to chyba oczywiste, że polecam Wam totalnie wszystkie płyty, a przede wszystkim MTV Unplugged, która z każdym zespołem ma w sobie coś tak niesamowitego, że mogę się rozpłynąć ♥ Najstarsza płyta to zbiór samych hitów- wiadomo… a najnowsza? To klasa sama w sobie 😉
No i tak to wygląda mniej więcej 😉
Buziaki! :*

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *