DOPILETERO
Nie wiem co ostatnio poruszyło tak bardzo moje czułe strony. Wzdychałam do tych pięknych małych książeczek przepełnionych miłością od dłuższego czasu. Przeminęły mi różne uroczystości jak Dzień Mamy, Rocznica Ślubu, Dzień Babci itp. ale na święta nie mogłam się powstrzymać żeby nie sprawić sobie i moim bliskim kilku wzruszeń. Zdecydowałam się na trzy książeczki: Wszystko co kocham w Tobie Mężu, Wszystko co kocham w Tobie Mamo oraz Cieszę się, że jestem.
Agata stworzyła książeczki, które mają nam pomóc opisać uczucia wobec bliskich, których nie umiemy ubrać w słowa. Każda strona to zdanie, które możemy dokończyć np. „Sprawiasz, że ..”, „Tylko z Tobą…”, „Przy Tobie…”Zbyt rzadko mówię Ci, że…”. Te małe cuda tworzone są ręcznie. Czuć w nich niesamowitą jakość i rzemiosło druku oraz składu książki.
Jestem osobą, która uwielbia pisać, zatrzymywać myśli, tworzyć czułe słówka pisane. Bardzo chciałabym dostać taką książeczkę „Wszystko co kocham w Tobie Żono”, ale wiem, że mój Mąż nie czuje się dobrze w wyrażaniu uczuć pisemnie (mimo, że nasz pierwszy rok związku opiewał w romantyczne długie listy wysyłane między Polską a Anglią) nie chciałam więc go do tego zmuszać, ale podałam mu przed wypełnieniem książeczkę „Wszystko co kocham w Tobie Mężu” żeby mógł słownie wypełnić ją do mnie. JAKI TO BYŁ WSPANIALE SPĘDZONY CZAS! JAK MI BYŁO SZALENIE MIŁO! Mimo, że było to bardzo ulotne, bo nie zostało zarejestrowane, czuliśmy, że spędziliśmy wspaniały, wspólny czas na docenianiu życia spędzanego razem. Było dużo wzruszeń, zaskoczeń, radości. Jesteśmy parą, która rozmawia z sobą na wszystkie tematy, jesteśmy wobec siebie bardzo wylewni i okazujemy sobie uczucia na każdym kroku- a mimo to, dokańczanie tych prostych zdań było dla nas wspaniałym doświadczeniem! Na naszym przykładzie widzę, że ta książeczka sprawdzi się doskonale jako szablon, po który co jakiś czas możemy sięgać i dokańczać zdania. U nas dużo lepiej sprawdzi się taki system niż raz wypełniona książeczka. NATOMIAST nawet wypełniona może być aktualizowana, ponieważ między każdym zdaniem jest naprawdę dużo pustego miejsca- można aktualizować, dodawać odpowiedzi po czasie. Może być to fantastyczny pamiętnik czułości na lata.
Urzekła mnie również książeczka „Wszystko co mnie wkurwia”- to dziennik, w którym wpisywać można daty i wszystko co akurat nas tytułowo wkurwiło. Cóż za fantastyczne miejsce na wyładowanie swoich emocji, ale również zauważenie ich i docenienie- sprawdzenie skąd się biorą- skonfrontowanie ich z sobą po opadnięciu emocji. Uwielbiam ten pomysł!!!
Tak naprawdę jedynie książeczki chciałam Wam pokazać w prezentowniku, ale w przesyłce od Agaty znalazłam również czułe karteczki z miłymi słowami, którymi możemy obdarowywać siebie nawzajem np. przed wyjściem do pracy. W moim rodzinnym domu Mama zawsze zostawiała nam różne karteczki w kuchni, w pokojach, salonie. Niektóre dotyczyły ważnych informacji organizacyjnych, niektóre informowały o obiedzie w lodówce, inne dodawały otuchy, a kolejne przypominały o ważnych sprawach. Nadal jest to dla nas naturalne, by komunikować się poprzez właśnie tę formę. Takie pięknie wydrukowane złote litery na eleganckim papierze są nie dość, że czułe, to jeszcze niesamowicie estetyczne- fajnie, gdy to również jest ważne na co dzień.
„w cenie: wzruszenie, wdzięczność, łzy”- lepiej bym tego nie ujęła!
KOSATY
Uważam, że oficjalnie mogę uznać, że naprawdę świetnie dobieram jakościowe torebki. Mam ich niewiele- trzy lata miałam jedną, w tym roku doszły mi dwie (w tym jedna, którą chciałabym Wam dzisiaj przedstawić). Wychodzę z założenia, że rzeczy są po to żeby je używać, więc swoich torebek naprawdę nie oszczędzam. Szuram, ugniatam, wypycham, kładę gdzie popadnie, noszę codziennie (a nie od okazji)- tylko te, które to przeżyją stają się moimi ulubionymi. Mam to szczęście, że w swoim życiu zainteresowałam się trzema torebkami skórzanymi i wszystkie stały się moimi faworytami. Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie lub Youtube te słowa nie są dla Was żadnym zaskoczeniem. Doskonale wiecie jakie mam podejście do tego akcesoria.
Torebka od KOSATY jest jednak wyjątkowa. To pierwsza torebka, przy której zaryzykowałam. Wybrałam bardzo niestandardowy dla siebie kształt i formę noszenia- w ręce, a nie na ramieniu. Uznałam, że będzie to eksperyment, albo się polubimy, albo sprawdzę jakość, podam dalej info o marce i torebka pójdzie w ręce, które docenią ją bardziej. Nie umiałabym wybrać czegoś zwykłego, bo marka KOSATY jest naprawdę wyjątkowa. Łączy tradycyjne rzemiosło z doskonałym nowoczesnym projektem. Jestem zakochana w kolorach i krojach. CARRIE od razu wpadła mi w oko. Przyznaję, nie wierzyłam, że się do niej przekonam, ale jakoś nie mogłam się powtrzymać przed wybraniem właśnie jej. Czy dobrze zrobiłam? AH! I TO JAK!!! Od momentu wypakowania jej z kartonu PRZEPADŁAM! Nie rozstałam się z nią na ani jeden dzień (a mija już kilka miesięcy). Obawiałam się, że będzie niewygodna- no bo jak to tak nosić torebkę w ręce w zwykły dzień? Okazało się, że jest to dla mnie najwygodniejsza forma noszenia torebki! Uchwyt jest wystarczająco duży żebym mogła założyć ją na przedramię, gdy potrzebuję dwóch wolnych rąk; noszenie torebki w ręce jest cudownie wygodne i zupełnie nieproblematyczne; przez to jaką ma formę i jak stabilnie stoi mogę ją postawić w każdym miejscu, co jest niewyobrażalnie cudowne! Drugą obawą było to, że torebka będzie za mała. Jednak nic bardziej mylnego! Przez swoją formę i zapięcie od góry mieszczę w niej więcej niż w jakiejkolwiek torebce, którą miałam. Mieszczę tam kubek z kawą, książkę, portfel, klucze, telefon- WSZYSTKO! Nie miałam jeszcze sytuacji żebym nie mogła w niej czegoś zmieścić- to magiczna torebka Hermiony, idealna dla każdej Kobiety, która uwielbia upychać w tak małym przedmiocie jak najwięcej. Kolor PETARDA- idealnie pasuje mi do wszystkiego. Bardzo uniwersalny, a jednak mocno oryginalny (i każdy w tej marce właśnie taki jest- wow!).
Nie zliczę ile obcych osób komplementowało moją małą torebunię. Nie dziwię się. Jest w niej coś nietuzinkowego. Uwielbiam przełamywać nią moje dresowe, żulerskie stylizacje. To była moja trzecia obawa- jak taka torebka dla damy ma pasować do takiej mnie? PASUJE OBŁĘDNIE! W stylizacji z eleganckimi butami podbija szykowność, a do adidasów tak fajnie kontrastuje. Ze wszystkich moich torebek, które miałam w życiu ta jest najbardziej zaskakująca, wygodna, pojemna, cudowna, doskonała, komplementogenna!
Polecam również sprawdzenie strony marki KOSATY- jest tam przedstawiony procesu tworzenia torebek. Wspaniałe rzemiosło!
*przed publikacją prezentownika spadł śnieg i przyznaję, że jest już trochę za zimno na noszenie torebki w ręce. W ruch więc poszedł pasek, który był w zestawie i przewieszona przez ramie zostanie ze mną na całą zimę! Nie jest już tak spektakularna jak w ręce, ale nadal spełnia wszystkie moje oczekiwania użytkowe jak i wizualne.
CZAJE.OK
Mam w swojej kolekcji od kilku lat jedną jedwabną apaszkę. Lubię ją i noszę na specjalne okazje, ale zawsze przeszkadzało mi, że jest tak mała i niewiele mogę z nią zrobić. No i przyszedł czas na CZAJE.OK i ich duże, bardzo kolorowe chusty z grafikami. Ja zdecydowałam się na fioletową i jestem nią absolutnie oczarowana! Jej rozmiar pozwala na wiele kombinacji, które mnie urzekają i sprawiają, że każda stara stylizacja nabiera nowego blasku- uwielbiam takie odświeżenie! Apaszki zawsze wydawały mi się bardzo eleganckie, nonszalanckie, fajnie przełamujące uliczne/ codzienne stylizacje. Moją małą apaszkę nosiłam jedynie na specjalne okazję tj. święta, uroczyste obiady. Tę fioletową lubię nosić również na co dzień zarówno na szyi jak i na włosach, choć na nich dopiero uczę się ją upinać.
U Dziewczyn dostępne są trzy kolory jedwabnych apaszek- fioletowa, różowa i zielona. Wszystkie w mega energetycznych połączeniach kolorystycznych. Bardzo lubię również ich Instagrama- piękne zdjęcia (modelką jest o_ezu/ jeśli jeszcze nie obserwujecie jej na TikToku koniecznie to nadróbcie, jest ultra zabawna; a na zdjęciach przepiękna!) i fajne opisy z przymrużeniem oka. Warto obserwować ten profil również po to, by podpatrywać jak nosić apaszki. Dziewczyny robią to bardzo niebanalnie Dla mnie to zawsze cenne wskazówki. Jeden dodatkowy element w szafie, a tak wiele rozwiązań. Zabawa modą w najczystszej postaci!
PAPER PROJECT
Ania i Krzysiek tworzą markę, w której „współczesny człowiek i dawne maszyny pracują w rytmie tworząc ponadczasowe dobra z papieru”. WOW! Powiem Wam szczerze, że od lat obserwuję ten sklep na Instagramie i z daleka zachwycałam się wszystkimi produktami. Natomiast, gdy otworzyłam paczkę oniemiałam!!!
Produkty w przepięknych naturalnych kolorach. Każdy z nich dopracowany w najmniejszym szczególe. Notesy posiadają okładki z papieru czerpanego, a cały zestaw jest bardzo unikatowy, bo każdy jest sygnowany indywidualnym numerem. Trzy małe notesiki są stworzone po to by zapisywać w nich osobiste notatki o świecie. Można spisywać w nich np. informacje o swoich ulubionych filmach, książkach, podróżach lub innych cudownościach. Po latach takie zapiski to również wspaniały prezent dla kolejnej osoby. Ja z chęcią przejęłabym taki notes po kimś kto sumiennie spisywałby swoje „naj” doświadczenia. Tym bardziej w tak pięknej oprawie jaką oferuje Paper Project. Przyznaję jednak bez bicia, że należę do tych osób, które wzdychają do wielu przepięknych notesów, a później boją się w nich cokolwiek zapisać żeby nie zepsuć pięknego wrażenia. Obiecuję jednak, że te zapiszę w całości już bardzo niedługo!! 😀
Druga rzecz, którą z przyjemnością chciałabym Wam zaproponować jako prezent (nie tylko) na święta, to przepiękne pudełko na zdjęcia stworzone z papieru oraz drewna. Przepiękny zielony kolor, cudownie wykonany produkt. Idealny zarówno do tego żeby dopiero zachęcić obdarowanego do wywoływania zdjęć, ale sprawdzi się równie pięknie jako pudełko już wypełnione. Moim zdaniem to również super rzecz dla najbliższych po ślubie i weselu. U nas wszyscy goście dostawali zdjęcia, myślę, że gdybym teraz brała ślub dostaliby je właśnie w takich przepięknych zielonych opakowaniach. W jednym pudełku mieści się około 100 sztuk zdjęć. Ja bardzo nie lubię tradycyjnych albumów, bo czuję, że tworzy się wtedy duża bariera między osobą oglądającą, a samą fotografią. Potrzebuję żeby przy oglądaniu można było zdjęcie dotknąć, obejrzeć pod różnymi kontami, postawić sobie je na kilka dni w widocznym miejscu, gdy akurat nas czymś poruszy podczas oglądania itp. Zawsze zdjęcia więc trzymałam w wielkich pudełku. Myślę jednak, że takie rozwiązanie, gdzie w pięknych pudełeczkach mogłabym posegregować różne zdarzenia byłabym w stanie utrzymać większy porządek. Tym bardziej, że pudełka w Paper Project są aż w czterech przepięknych kolorach: zielonym, różowym, czarnym, betonowym; więc kolorami można by było wszystko ładnie uporządkować. Tak więc teraz czeka mnie tylko policzenie ile zdjęć posiadam i ile pudełek muszę dokupić 😀
Na stronie są również przepiękne notesy kulinarne, przepiśniki, plannery i plannery w pudełkach, papeterie i kilka innych wspaniałych rzeczy. Nie ma ich dużo, ale tu idealnie sprawdza się stwierdzenie: mniej znaczy więcej.
LENKA KUBICA
Lenka Kubica stworzyła projekt Nowa Wenus, która zachęcić ma do posiadania sztuki w domu nie tylko w formie plakatów, fotografii, czy obrazów, ale również mniejszych form rzeźbiarskich. Była to pierwsza rzecz, którą na początku roku zapisałam jako propozycję do prezentownika. Nie wyobrażałam sobie, żeby nie pokazać Wam tej przepięknej formy! Kiedy ją odebrałam byłam zachwycona jej rozmiarem. Okazała się dużo większa niż wnioskowałam to po oglądaniu zdjęć na Instagramie. Jest mocnym akcentem w naszym salonie od wielu miesięcy. Nasza kolorowa Wenus jest z limitowanej edycji, w stałych ofertach zawsze dostępne są jednokolorowe rzeźby, świeczniki i świece. Te ostatnie pewnie jako jedne z nielicznych są rzeźbione ręcznie, a nie z formy z Chin 😉
Uwielbiam mieć w domu jakościowe, prawdziwe dzieła sztuki! Cieszę się, że z każdym rokiem otaczam się większą ilością takich perełek. Jakość nigdy nie wychodzi z mody i nigdy się nie nudzi.
Kolejna forma sztuki, którą chciałabym Wam pokazać to przepiękne velvetowe obrazy od Wioli, które idealnie ukształtowały charakter naszego salonu. Wisząca rzecz na ścianie w salonie obok wejścia zawsze była kontrowersyjna i wzbudzała dużo naszych emocji. Zaczęło się od obrazu, który wylicytowaliśmy z Piotrem jeszcze przed zaręczynami i przed jakimikolwiek planami na wspólne mieszkanie, który okazał się później punktem odniesienia przy projektowaniu całego naszego salonu. Był wielki, mocny, kolorowy i… namalowany przez moją niedoszłą świadkową, więc wzbudzał w moim sercu dużo negatywnych wspomnień. W pewnym momencie z ulgą się z nim rozstaliśmy i kupiliśmy poczciwą ramę z IKEA i co chwilę zmienialiśmy w nim plakat, bo zawsze coś nam nie do końca grało w tym jaki charakter wnętrza nam tworzył. Często było infantylnie, za różowo. Żaden z nich nie wydobywał tego, co wydobył właśnie obraz Wioli. Podbił zieleń roślin, stworzył piękny kontrast z naszą różową kanapą i sprawił, że wreszcie jest tu dojrzalej, gustowniej i bardziej elegancko. Właśnie tak jak chcieliśmy od początku… a przynajmniej od dłuższego czasu.
My zdecydowaliśmy się na oliwkowy velvet, który pasuje do nas idealnie i żadnego innego koloru u nas nie widzę. Czuję jakby ten obraz był stworzony specjalnie dla nas i na nas czekał! Natomiast ilekroć na niego patrzę myślę sobie o tym, że w czerwonej wersji byłby idealnym prezentem dla kogoś kto kocha teatr. Wyobrażacie to sobie? Dać komuś kawałek pięknie udrapowanej kurtyny teatralnej! Muszę ten pomysł kiedyś wykorzystać… najpierw natomiast muszę znaleźć kogoś, kto w moim otoczeniu tak mocno kochałby teatr, a później dogadać szczegóły z twórczynią Linoline 😉 Jeśli chcecie skorzystać z mojego pomysłu- śmiało! Uważam, że jest zacny i warty wykorzystania.
U Wioli poza velvetowymi obrazami znajdziecie również przepiękne linearne hafty oraz plakaty.
MESS.LESS
A teraz coś dla osób zorganizowanych… ale nie na tyle, żeby potrzebowały kalendarza (czyt. JA!). U mnie kalendarze to cykliczne, krótkie zrywy, w których notuję, zapisuję… ale nie przez cały rok. Natomiast notowanie to moje uzależnienie. Kiedyś kolega coach powiedział mi, że człowiek jest w stanie zrobić max 10 rzeczy w ciągu dnia- w tym umyć się, ugotować. To magicznie odczarowało moją chorą chęć produktywności i jakiś niemożliwych do wypełnienia oczekiwań, które na siebie nakładałam. Kiedy więc rzeczywiście czuję, że zapowiada się pracowity dzień zapisuję wszystko na kartce i podliczam, czy mieści się w magicznej dziesiątce, jeśli nie- z czystym sumieniem to olewam (przekładam na dzień kolejny).
Kasia prosto z Zakopanego tworzy przepiękne minimalistyczne listy TO DO na co dzień. Notes bez zbędnych okładek, z łatwym systemem do wyrywania stron zapisanych. Na kartce a5 znajduje się: harmonogram, lista zadań, sprawy domowe i notatki. Wszystko co jest niezbędne do zaplanowania dnia. Dodatkowo notes w tym samym stylu- bez okładki z łatwymi do wyrywania kartkami. Wszystko bardzo minimalistyczne, ale niesamowicie użytkowe i potrzebne na co dzień. Karta z planem dnia jest na tyle niewielka, a przy tym czytelna, że fajnie sprawdzi się również na lodówce, jeśli mieliby z niej korzystać wszyscy domownicy. Papier jest eko, kartek jest 60, wyprodukowane w Polsce, w pięknym Zakopanem.
BUZIWARTE
Absolutnie niepowtarzalne futrzane lustro, które jest buziwarte! Jestem zachwycona tym co tworzy Agata i w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć tej szalonej domowej dekoracji. Agata tworzy lustra sama, każde jest inne i niepowtarzalne. Mnóstwo koloru, ciekawych wzorów (nie tylko abstrakcyjnych, bo są również lustra np. z wazonem pełnym tulipanów). Lustra są różnej wielkości oraz w różnym procencie zakrywane są przez mięciutkie futerko. U mnie wymóg był jeden- oby udało się robić w nim selfie! :p Moje jest więc nie za duże, idealne do powieszenia na przykład przy biurku. Gdybym jednak nie miała wielkiego lustra na przedpokoju na pewno celowałabym właśnie w takie szalone i duże, które od wejścia witałoby swoją pozytywną energią i kolorem gości oraz mnie wracającej do domu.
ANILAMIS
Przepiękne ręcznie malowane talerze ścienne w duchu zero waste. Ania, która własnoręcznie maluje rybki, żyrafy, dinozaury i inne wspaniałości za płótno używa porcelany z drugiej ręki i tak powstają jej żywe talerze, które obserwuję od dłuższego czasu i jestem ich absolutną fanką! W paczce znajduje się wieszak, dzięki któremu można powiesić talerz na ścianie. Ja zdecydowałam się na przepiękną rybkę, która zajmuje całą powierzchnie przepięknego talerza ze złotym rantem.
Ania ma niesamowitą historię powstania swojej marki i przearanżowania swojego życia. Polecam Wam przeczytać wywiad. Ja czytałam z wypiekami na twarzy: KLIK.
ARLIKA
Arleta tworzy personalizowane herbaty z duszą. Nigdy nie widziałam tak ciekawych połączeń smakowych, a większości składników nigdy nie doświadczyłam w żadnej herbacie. Dodatkowo te mieszanki są po prostu wizualnie przepiękne! Zawierają w sobie mnóstwo suszonych owoców, przepiękne płatki kwiatów, a nawet ich pączki. Są zioła, bakalie, same cudowności! Ja zdecydowałam się na przetestowanie wyrobów Arlety w pięciu smakach: Babie lato, Sensualna jesień, W objęciach Morfeusza, Zaczarowany jesienny las oraz Marchewkowe pole. Wszystkie przepyszne i bardzo niespotykane, natomiast marchewkowa absolutnie skradła nasze serca! Smakuje jak najpyszniejsze ciasto marchewkowe, a to jedno z naszych ulubionych ciast. Moglibyśmy zrobić sobie jej roczny zapach i pić codziennie. Bardzo serdecznie polecam Wam sprawdzenie mieszanek Arliki.
Arleta jest tak ciepłą i sympatyczną osobą, że sprosta Waszym wszystkim herbacianym oczekiwaniom. Wystarczy, że do niej napiszecie jakie smaki lubicie, a ona wyczaruje Wam mieszankę doskonałą. Ja zdecydowałam się na testy na początku jesieni, więc mam mocno jesienne nazwy i smaki, widziałam, że teraz są już dostępne zimowe kompozycje. Mocno mnie kuszą, więc w najbliższej przyszłości na pewno się na jakieś skuszę! Fajnie by było poznać wszystkie pory roku smakami Arlety 🙂
RAMBA BEANS
Jeśli herbata, to przydałaby się również kawa, więc i tej nie zabraknie w tym zestawieniu! Od pół roku poznaję tajniki kaw, jaram się mocno wszystkimi etapami parzenia kawy, spieniania mleka itp. Zawsze wiedziałam, że dobrej jakości kawa jest najważniejszym elementem i starałam się zawsze mieć kawę w ziarnach w domu, ale kawa od Ramba (nazwa pochodzi od imienia kota założycielek) z warszawskiej palarni jest najlepsza na świecie!!! Nie będę Was kłamać, że wyczuwam jakiekolwiek nuty w kawie, absolutnie nie! Możliwe, że mam upośledzone kubki smakowe, albo te kawowe są u mnie jeszcze nie wytworzone, ale na ten moment kawa albo mi smakuje, albo nie- proste.
Dodatkowym atutem dla kociar jest to, że marka łączy pasję do kawy i właśnie do kotów, więc każda etykieta kawy przedstawia ilustrację tego zwierzaka. W prezentowniku staram się nie pokazywać świątecznych kolekcji, ale dla kawy zrobiłam wyjątek. Mam tu więc zestaw trzech zimowych kompozycji. Zawierają w sobie nuty czekolady, karmelu, orzechów i migdałów. Pijemy ją codziennie, parzymy ją naszym bliskim przy każdej okazji i wszyscy są zachwyceni!
MOJA MISKA
Przyznaję- mam najpiękniejsze kubki na świecie. Mam ich niewiele, mam je od wielu lat, są to bardziej miski niż filiżanki, bo uwielbiam pić litry herbaty za jednym zalaniem. Co jakiś czas wprowadzam do swojej kolekcji mały powiew świeżości z polskich pracowni. W tym roku w prezentownikowym zestawieniu nie mogło zabraknąć przepięknych, niebieskich kubków od Oli. Zawsze, kiedy spodobają mi się niebieskie rzeczy wydaje mi się, że to naprawdę musi być doskonałe, bo na co dzień po ten kolor nie sięgam nigdy (chyba, że w małym natężeniu w bolesławskiej ceramice). Gdy zobaczyłam te piękne kubki nie mogłam się jednak powstrzymać. Są spore, mają fajne faktury, wyglądają jak polane lukrem ciasteczka, a przy tym wszystkim są naprawdę bardzo lekkie i nieziemsko wygodne. Co dla mnie również istotne- nie tylko wygodnie się je trzyma, ale również bardzo komfortowo się z nich pije, bo kubki są dosyć cienkie.
Na całe szczęście nie lubię się ograniczać co do kolekcji i nie potrzebuję mieć wszystkich kubków takich samych, więc zdecydowałam się na trzy różne i wyglądają razem świetnie! Planowałam, że na co dzień będą w naszym nadmorskim domu, ale nie wiem, czy będę w stanie się z nimi rozstać na co dzień. Od kilku miesięcy piję z nich najczęściej i zarówno kawa i herbata smakuje z nich wybornie… a to, że są bardzo fotogeniczne, to ich kolejna (wcale nie mniejsza) zaleta 😉
Żeby sprawdzić, czy Ola specjalizuje się jedynie w kubkach, czy inne jej produkty również są dobre zdecydowałam się również na podstawkę pod łyżkę. GADŻECIARSTWO!!!!! Ale potrzebowałam takiej małej przyjemności w swojej kuchni hahhha. Ja wiem, że można umyć blat, ja to wszystko wiem- ale po co myć blat, skoro można umyć łyżkę na łyżkę, prawda? 😉 Wykonana przepięknie i starannie. Umila mi czas w kuchni bardzo! Do tego bardzo mocno wzdycham do lamp Niedźwiedzi- właśnie dzięki nim poznałam pracownię Moja Miska, ale gdy robiłam zamówienie nie było ich na stanie (teraz już są!!!). Mimo, że są dziecinne, wyglądają bardzo elegancko i nie powstydziłabym się postawić taką na swoim biurku. Tak więc kto wie, może niedługo do mnie zawita. Sprawdźcie je koniecznie, zakochacie się z automatu!
DZIKOROSŁA
Ja wiem, że utarło się powiedzenie, że najpiękniej jest sprezentować komuś wspomnienia, a nie rzeczy materialne. Co roku mam myśl: „w tym roku polecę warsztaty, sesje zdjęciowe, wykłady, itp!”… ale później przychodzi szara rzeczywistość i jak planuję pokazanie 20 warsztatów, to okazuje się, że życia by mi nie starczyło na nic innego hahaha. Tak więc zostaję przy rzeczach i wcale nie jest mi z tym smutno 😉 Czemu jednak mówię o tym teraz? Bo Jagoda poza cudownościami, które Wam zaraz przedstawię, zaprasza do swojej cudownej pracowni, by samemu stworzyć botaniczne witraże. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się w nich uczestniczyć, bo podczas tych kilku godzin powstają niesamowite cuda, a sama Jagoda wydaje się najsympatyczniejszą dziewczyną na świecie!!! Tak więc jeśli preferujecie obdarowywać wspomnieniami, a nie rzeczami- koniecznie sprawdźcie Instagrama Jagody w poszukiwaniu odpowiednich terminów. Zdradzę Wam również tajemnicę- z moich obserwacji wynika, że większość małych manufaktur ceramiki i innych rękodzieł prowadzi swoje warsztaty. Zachęcam Was do sprawdzania wszystkich Instagramów polskich marek, bo możecie się miło zaskoczyć! 🙂
Przechodząc do rzeczy: zdecydowałam się na dwa przepiękne botaniczne witraże z suszonych roślin. Zasuszone maki do powieszenia oraz lilak na przepięknej podstawce (zrobione z drzewa prosto z Toskanii!!). Jagoda ma wiele wariantów- mnie urzekła najbardziej ta minimalistyczna oprawa. Uwielbiam tę delikatną, ale sporą dekorację. Swoją postawiłam na parapecie i powiesiłam na ścianie. Obydwa w sypialni. Nie rzucają się w oczy, nie angażują, a mimo wszystko pięknie ocieplają wnętrze. Delikatna i cicha doskonałość.
Jak pierwszy raz zobaczyłam te zasuszone cuda od razu pomyślałam o zasuszeniu bukietu ślubnego. Cóż za piękna pamiątka!!!! Jagoda wykonuje taką usługę. Oczywiście czas oczekiwania jest długi- suszenie itp- ale moim zdaniem super warto!!! Ja bym skorzystała, gdybym już trzy lata temu odkryła Dzikorosłą 😉
Jagoda co jakiś czas wypuszcza również ofertę outletową, w której w mega atrakcyjnych cenach sprzedaje produkty nieidealne, ale wiecie jak to jest- te nieidealne są najidealniejsze, bo są nie do podrobienia! Ja właśnie na takie się zdecydowałam i jestem z nich bardzo zadowolona.
ZAKWASOWNIA
Markę zaobserwowałam po tym jak, gdzieś wyświetliło mi się, że to fajne gastro miejsce na mapie Gdańska. Dopiero później zainteresowałam się tematem bardziej i powiem Wam szczerze, że na kilometr czuć, że Magdalena i Mikołaj oraz cały zespół robią to wszystko z potrzeby serca, z poczucia misji i mega zajawki na zdrowie. Tak po prostu bardzo im ufam. Ufam, że produkty, które tworzą są wyselekcjonowane, dobrej jakości, potrzebne, by wspierać swoją odporność. A moja odporność leży i kwiczy, tak więc obiecuję sobie, że będę stałą klientką Zakwasowni i podreperuję swoje zdrowie.
Dodatkowo powiem Wam w tajemnicy, że gdybym lubiła smak alkoholu piłabym chyba wino co drugi dzień. Uwielbiam szkło do wina (dlatego też piję z kielichów wodę, bo jedynie w takiej formie zmuszam się do nawadniania), uważam, że ma najpiękniejszy kształt z całej kuchennej zastawy; do tego butelka do wina jest absolutnie majestatyczna i elegancka, a bordowy kolor wina cudowny!! Uważam, że moja celebracja bez wina zawsze jest czegoś pozbawiona, niestety. Kiedy mój dyplom artystyczny został oceniony na szósteczkę zaprosiłam Piotra na oficjalny obiad, który miał celebrować mój sukces. Zamówiłam nam oczywiście po lampce wina… i całą oddałam Piotrowi. No nie znoszę smaku alkoholu jakiegokolwiek!!!! A tu nagle Zakwasownia oferuje przepiękne zakwasy z buraka w klimacie najpiękniej zaprojektowanej butelki wina. Ja to szanuję i właśnie tak chcę celebrować codzienność i zdrowie- lampka wina z buraka. Nie dość, że oszałamiająco przepyszne (uwielbiam zakwasy z buraka!!!), to jeszcze tak majestatycznie przepiękne. Jedną butelkę wypiłyśmy razem z Babcią do śniadanek, drugą zaczęłam pić teraz. Moim zdaniem klasyczny zakwas jest najlepszy, ale zestaw botanicus jest przepiękny i idealnie zapakowany od razu na prezent.
Odpornościowo zdecydowałam się również na Oxymel tradycyjny- jakie to jest szalone w smaku! Jakie agresywne!! Pierwsze moje spotkania z tym specyfikiem nie należały do najłatwiejszych, ale jest to zdecydowanie kwestia przyzwyczajenia. Stosuje się go trzy razy dziennie po 1 łyżce.
Do tego bardzo smaczna herbatka no PMS. Ja nie odczuwam jakiś mocnych wahań nastroju przed miesiączką, więc stosuję ją jako po prostu bardzo dobry ziołowy napar- a jeśli pomaga moim hormonom się ustabilizować, to tylko na plus. Natomiast myślę sobie, że gdyby ktoś, kto wie jakie miałam przeboje z miesiączkami dał mi na prezent taką herbatkę to byłoby to bardzo kochane! Wsłuchiwanie się w czyjeś potrzeby i próba spełnienia małych codziennych bolączek to najpiękniejsza sprawa na świecie. W temacie miesiączek warto również pomyśleć o prezencie stricte pod osobę z bolącymi miesiączkami- może voucher i fizjoterapeut_ki uroginekologicznej to dobry pomysł żeby odmienić czyjeś życie?
Zakwasownia to również fundacja, która wspiera osoby dotknięte chorobami onkologicznymi STACJA_CZUŁOŚCI.
ŚWIATŁO
Przy obecnie szalejącej inflacji pomyślałam sobie, że zdrowe, przepyszne jedzenie to będzie strzał w dziesiątkę, więc trochę tych jedzeniowych poleceń dzisiaj mam! Poza zakwasami mam również fantastyczne pasty i kombuchy od Światła. To moje pierwsze spotkanie z pastami orzechowymi z dodatkowym smakiem i przyznam szczerze, że bardzo udane. Zdecydowałam się na pastę migdałową z wanilią i cynamonem (omg!!), piernikową pastę orzechową (omg!!!!) i zwykłą pastę orzechową z solą kłodowską. Nie należę do tej części społeczeństwa, która masło orzechowe je łyżkami i dokupuje wielki słoik co kilka dni, ale przyznaję, że bardzo lubię ten smak, konsystencję i wartości odżywcze, które posiada. Preferuję dodawanie kilku łyżek przede wszystkim do owsianek i innych tego typu bowli śniadaniowych i tak właśnie te pasty testowałam. PRZEPYSZNE!!!!
Do tego zdecydowałam się na przepyszną granolę z miodem, bananem oraz orzechami oraz miód lawendowy z orzechami.
Kombucha to nie jest mój ulubiony napój, ale chciałam wypróbować różne smaki, które proponuje marka żeby wiedzieć, czy w życiu trafiałam na złe marki, czy to po prostu nie jest mój smak. Wydaje mi się, że niestety to drugie, ale i tak uważam, że te były najlepsze jakie piłam. Najbardziej smakowała mi ta o smaku cytryńca chińskiego.
Światło posiada w swojej ofercie całą masę produktów nie tylko swojej produkcji. Znajdziecie tam kosmetyki, nabiał, kiszonki i wiele wiele innych cudowności. To sklep, do którego na pewno będę wracać! 🙂
OLEJ Z NATURY
Kolejna fantastyczna marka z dobrej jakości produktami spożywczymi. Oleje tłoczone na zimno z czarnuszki, lnu i rzepaku. Zakwasy, soki, miody. Fajny krem orzechowo-daktylowy oraz absolutne mistrzostwo jakim jest masło pistacjowe PRZEPYSZNE!!! Gdy odpakowaliśmy paczkę chciałabym najpierw zrobić fotki, żeby w prezentowniku mieć nieruszone słoiczki… ale po otwarciu zjedliśmy sporą część słoika, bo nie mogliśmy się powstrzymać! 😀 Lubię te kremy dodawać do koktajli, które czasami jemy na śniadanie.
To dodatki do potraw, które tworzą ze zwykłych dań o wiele lepiej zbilansowane pyszności. Ja dopiero uczę się tego jak w ciągu dnia dostarczyć swojemu organizmowi wszystkich potrzebnych składników i z marką olej z natury jest to dla mnie dużo łatwiejsze 🙂
VULEE
Gaja tworzy przepiękne tatuaże i polecam Wam koniecznie je sprawdzić, bo ja jestem zakochana! Natomiast jej nową zajawką jest biżuteria, w której również jest mistrzynią. Zdecydowałam się na trzy złote elementy biżuterii: naszyjnik, broszkę i pierścionek. Wszystkie mocno czułe, delikatne, kobiece. Bardzo lubię manifest kobiecości w biżuterii. Co roku staram się znaleźć markę, która mówi o niej w piękny, niebanalny sposób.
Pierścionek w kształcie oka z rzęsami skradł moje serce jako pierwszy. Obawiałam się, że będzie niewygodny, przez agresywnie wystające pionowe elementy, ale jest zaprojektowany w taki sposób, że nie krępuje codziennych ruchów i o nic się nie zahacza.
Jak wiecie kocham broszki i noszę je namiętnie. Uważam, że taki mały element bardzo zmienia charakter danej stylizacji, a przez to, że mam niewiele ubrań lubię czasami dodać eleganckich wibracji zwykłej bluzce/swetrowi. Ta z Vulee jest wyjątkowo mała, ale rozmiar nie odejmuje jej spektakularności. Przez to, że w całości jest złota i mocno świecąca widać ją na pierwszy rzut oka.
Naszyjnik ma fajny delikatny łańcuszek na odpowiedniej wysokości. Piękny znam wykonany dwoma dłońmi jest tak czuły i przepiękny. Bardzo mi się podoba i przez swoją formę jest fajny zarówno do dresu- tworzy wtedy taki grafficiarski sznyt, jak i do eleganckiej stylizacji.
Wszystko jest tworzone w małych lokalnych pracowniach. Widać dbałość o każdy szczegół i świetny projekt. Ja jestem zauroczona! 🙂
ACHACH
Kiedy pewnego dnia na Instagramie wyświetlił mi się ten retro pierścionek listka (choć mi zawsze przypomina muszelkę) przepadłam! Spodobała mi się jego masywność i to jakim dużym akcentem może być na dłoni. Specjalnie zamówiłam większy rozmiar żeby nosić go na palcu wskazującym, a nie serdecznym, czy środkowym, bo duże akcenty właśnie na tym wydają mi się najpiękniejsze. Na żywo pierścionek przerósł moje wszystkie oczekiwania i okazało się, że jest jeszcze milion razy piękniejszy- szaleństwo! Agata stworzyła fajną małą markę z mocną, mocarną biżuterią, którą widać z daleka.
OTOK
Nie jestem osobą, która jakoś specjalnie przykuwa uwagę do tego co w danym momencie jest super modne. Zazwyczaj po prostu decyduję co mi się podoba i co mi pasuje, a gdy mi pasuje noszę to później długimi latami, bo określa mnie, a nie chwilę, w której daną rzecz kupiłam. Nie potrzebuję być modna, ALE są takie trendy, które mnie w sobie rozkochują i chcę mieć coś w trendzie. Taką rzeczą była m.in. kolorowa biżuteria z koralików w dziecięcym klimacie.
Biżuteria od Otoka wpadła mi od razu w oko, bo jest bardzo kolorowa, ale tak idealnie. Nie jest przesadzona. Jest w tym mimo wszystko elegancka, a przynajmniej ma zachowany dobry smak 😉 Mój zestaw jest robiony na zamówienie- poprosiłam o zestaw kilku naszyjników, które będzie można nosić razem. Wyszło bardzo fajnie. Fajna, spójna kolorystyka. Żelki misie, fioletowy kwiatek, planeta. Fajnie wyglądają razem i osobno 🙂
SKRZACIE
Jestem kawoszką dopiero od kilku miesięcy. Wcześniej zawsze piłam litry herbaty w wielkich kubkach, a nagle zabrakło mi małych, na fajną, aromatyczną kawę! Na szczęście u Olgi znalazłam nie za mały, nie za duży kubeczek z bardzo ciekawym uchem. Ja zdecydowałam się na ptaszka ręcznie malowanego, z przepięknym zielonym wnętrzem kubeczka.
Zastanawiałam się, czy to fikuśne, płaskie ucho będzie wygodne, ale jest naprawdę spoko, a jest czymś niespotykanym. Podoba mi się również to, że kubeczki są mocno nieidealne. Widać, że rysunek jest odręczny, widać ruchy pędzelka, widać krzywizny na uchu, widać różne wycieki farby. Uwielbiam jak produkty żyją!!
Kiedy zamawiałam kubeczek wydaje mi się, że Olga nie miała jeszcze sklepu przez co miała dosyć mało produktów na Instagramie. Teraz jej oferta się bardzo poszerzyła. Są przepiękne kubki, miski, ale również przewspaniałe wazony!
PRINT PLANT 3D
Rzeczy do prezentownika wybieram cały rok, więc przy spisywaniu całej listy tutaj na blogu mam czasami chęć polecić coś innego niż początkowo zamierzałam i tak jest właśnie przy okazji marki Oli i Przemka. Ich nowości są absolutnie najlepsze na świecie i myślę, że wyróżniają ich na tle innych marek z podpórkami do roślin 3D. Mowa o podpórkach modułowych, które rosną wraz z rośliną. Wystarczy do za małej podpórki dokupić nowy moduł i połączyć obydwa elementy klipsami. Wygląda to rewelacyjnie. Tym bardziej, że jedna z podpórek została stworzona w stylu art deko i wygląda znakomicie! Polecam Wam koniecznie sprawdzić ten pomysł na swoich roślinach! 🙂
Ja natomiast mam cztery inne podpórki. Jedna z nich skojarzyła się Oli z naszym logiem Roślinnych Przestrzeni, więc nie mogło jej u nas zabraknąć 🙂 Podpórka MESH L ma absolutnie przepiękny projekt i wygląda cudownie. Malutkie SERDUSZKO w rozmiarze S idealnie sprawdzi się do bardzo małych, pnących roślinek, a MESH S to pierwsza próba stworzenia modułowej podpórki, która została mi wysłana w prezencie, stąd inny kolor niż czarny, który standardowo wybieram.
Podpórki fajnie się sprawdzają, nie dominują wizualnie nad roślinami. Są dobrze wykonane. Podpórki można zamawiać solo lub w dużych zestawach, co również jest fajną opcją 🙂
POTSI
Weronika i Marcin tworzą doniczki z plastiku z recyklingu! Mają wielkie maszyny, przetapiają zakrętki, rzeźbią później masie i tak oto powstają ultra kolorowe, ekologiczne cudowności. Pięć rozmiarów w pięciu kolorach. Na stronie kolorki są przydymione, natomiast na żywo są dużo bardziej nasycone i bije z nich fajna energia kolorystyczna. Są to doniczki, a nie osłonki- w zestawie mają podstawki oraz dziurkę w podstawie (moje akurat nie mają, wypadek przy pracy :p). Uwielbiam takie ciekawe rozwiązania!!!
Doniczki można kupować osobno lub w zestawach. Ja mam zestaw stworzony ze wszystkich kolorów, co by nie było zbyt nudno. Jednak gdybym miała wybierać tylko jeden kolor zdecydowałabym się chyba na żółty. Fajnie grałby kolorystycznie z zielenią roślin. Drugim wyborem byłby zielony. Zielony do zielonego zawsze dobrze pasuje 😉 Natomiast uważam, że multicolor był najlepszym rozwiązaniem i Wam też go polecam jeśli lubicie mieć w mieszkaniu trochę szaleństwa. Te doniczki to zapewniają! 🙂 Koniecznie sprawdźcie Instagrama Potsi- są tam krótkie filmiki z powstawania produktów, mega ciekawe!!!
GABO WOOL
Od dawna słyszałam o tej marce wiele dobrego jeśli chodzi o najlepszej jakości włóczki, wspaniałe ich kolory i ogromny wybór. Właśnie taki produkt chciałam Wam polecić w prezentowniku. Natomiast marka informowała o nowym produkcie jakim będzie Knit box, który pozwoli własnoręcznie z instrukcją stworzyć piękną opaskę. Uznałam, że to dużo fajniejszy pomysł na prezent niż sama włóczka.
Kiedy jednak przyszła do mnie przesyłka byłam rozczarowana! I już miałam skreślać tę markę z listy prezentownikowej. Dlaczego? Opakowanie, w którym przyszedł zestaw informował o tym, że to zestaw dla dzieci. I o ile oczywiście z chęcią chcę polecać w prezentowniku wspaniałej jakości zabawki i produkty dla młodszych, to ten produkt zamawiałam z myślą o dorosłych. Tym bardziej, że na stronie zdjęcia opasek są na osobie dorosłej.
Napisałam do marki z prośbą o wyjaśnienie. Okazało się, że to błąd komunikacyjny i źle zaprojektowane pudełko (to moje wnioski), bo produkt jest testowany na ośmiolatkach i nawet oni sobie z nim poradzą, ale sam w sobie jest od +8 lat, ale jest dla dorosłych. No cóż… słowa „zestaw do samodzielnego wykonania dwóch opasek na drutach dla DZIECKA I BLISKIEJ JEJ LUB JEMU OSOBY” albo „… aby DZIECKO mogło samodzielne…”, „…do samodzielnego wykonania przez DZIECKO”. Coś tu nie gra ewidentnie 😉
Dlatego ja bardzo polecam Wam ten zestaw, myślę, że to świetny pomysł na prezent… ale pamiętajcie o tym, żeby po odebraniu paczki od kuriera przełożyć zestaw do innego kartonika. Ja bym się mocno zdziwiła (i zdziwiłam się), gdybym dostała zestaw dla dziecka 😉 A szkoda rezygnować z tego produktu tylko przez kartonik, bo to naprawdę fajna sprawa! W środku znajduje się wspaniała włóczka, której kolor wybieramy sami z rozbudowanej palety. Jedna włóczka starcza na dwie opaski (nie tylko w rozmiarze dziecięcym ;)). Do tego w środku znajdziemy dłuta i czytelną instrukcję. Instrukcja jest wydrukowana z opisem i zdjęciami, ale jest również kod QR do instruktarzowego filmu 🙂
Gdyby opaski Was nie interesowały, to Gabo Wool ma mnóstwo innych zestawów, w których krok po kroku możecie zrobić sweter, kominiarkę, komin, poszewkę na poduszkę i wiele wiele innych. Mega pomysł! Ja kiedyś co zimę robiłam baaaardzo długie szaliki- robienie na drutach mnie odprężało, ale nie znosiłam uczyć się nowych rzeczy, więc taki dłuuugi prosty kształt był dla mnie naprawdę fantastycznym rozwiązaniem. Fajnie jednak do tego wrócić w bardziej zaawansowanej formie , ale z prowadzeniem za rączkę krok po kroku przez kogoś doświadczonego.
PIECE OF CASE
Case na telefon nie z Chin a z Wrocławia? Sama nie wierzę, że to możliwe, ale w zakładce o nas widnieją właśnie takie słowa: „Dbamy o najwyższą jakość produktów, wszystkie produkty tworzymy i testujemy w naszej pracowni we Wrocławiu”. Przyznaję, że nie lubiłam etui na telefon. Zawsze wolałam mieć telefon sote, ale odkąd mam Iphone i wydaje na nie duże pieniądze wolę jednak chuchać na zimne 😉 Zawsze miałam więc wszystkie ochrony, ale nigdy specjalnie nie byłam z nich zadowolona. Aż do teraz! Już od kilku miesięcy testuję sobie silikonowe etui od Piece od case i jestem absolutnie zachwycona! Po pierwsze tym, że są po prostu piękne, a po drugie tym, że są naprawdę cienkie i nie pogrubiają telefonu (czego nie lubię). Są one na tyle cienkie, że na początku bałam się, że nie będą dobrze chronić telefonu, ale jednak to tylko kwestia przyzwyczajenia i zejścia z wielkiej pianki na coś dużo delikatniejszego.
Zdecydowałam się na różne obudowy: cytrynki, lastryko oraz dłonie ze Stworzenia Adama. I o ile zazwyczaj sztuka tak popularna jak wspomniane Stworzenie, albo Mona Lisa itp. wydają mi się trochę zahaczać o kicz, tak tu nie mam tego wrażenia. Przez to, że fragment obrazu jest wydrukowany w dobrej jakości na matowym materiale wygląda naprawdę dobrze. Cytrynki i lastryko mam w dwóch wersjach- standardowej i w zabudowie aparatu. Ta druga to super pomysł, gdy nie podoba nam się kolor telefonu. Ja akurat mojego niebieskiego nie lubię i myślałam, że właśnie takie będę nosić. Ale jednak na razie Michał Anioł wygrał i nie mogę się z nim rozstać. Uwielbiam mój telefon w takim wydaniu!
W ofercie są również etui szklane i ze złotym rantem. W momencie kiedy zamawiałam swoje case nie było niestety szklanych ani na mój model telefonu, ani na Piotra. Byłam jednak bardzo ciekawa wykonania, więc zamówiłam dwa etui na telefon mojej Bratowej, która akurat poszukiwała jakiejś fajnej obudowy na swój telefon i jest bardzo zadowolona.
MODELINOVA
Te kolczyki z modeliny zachwyciły mnie swoim połączeniem różnych odcieni różowego i złota. Zakochałam się w nich bez pamięci i już wyobrażałam sobie jak będę w nich chodzić do każdej stylizacji. Niestety napisałam zbyt późno, a kolczyki są naprawdę limitowane, więc trzeba wyczekiwać nowości i od razu zaklepywać jeśli do któregoś modelu mocniej zabije nam serce 😀
W każdym prezentowniku polecam fajne ultra kolorowe kolczyki, więc poprzeczkę mam postawioną wysoko i nie chciałam w tym roku się poddawać. Uważam, że Modelinova jest marką odpowiednią, żeby stanąć na podium jednych z najlepszych kolorowych kolczyków.
Mimo, że podczas, gdy zamawiałam niestety nie było żadnego połączenia różu ze złotem to i tak uważam, że znalazłam fajne kształty. Coś zupełnie innego niż posiadam dotychczas. Dużo mniejsze, mniej rzucające się w oczy, a jednak bardzo przyjemne dla oka. Są wykonane z dbałością, w różnym wykończeniu (matowym, z połyskiem, z brokatem itp.). Dzięki temu, że są robione naprawdę w pojedynczych sztukach są unikatowe i niepowtarzalne. Fajne jest również to, że powstaje ich cała masa, każda para jest inna, a jednak wszystkie mają swój charakterystyczny, subtelny styl, który wyróżnia je na tle innych marek.
HERMZ
Jak wiecie od dawna psioczę na swoje włosy. Uważam, że są cienkie, rzadkie i bez polotu. Na zdjęciach/ filmach zawsze wyglądają nieco lepiej (jak sprawdzam je po czasie), ale na żywo była lipa. Już dawno temu, po porodzie dziecka, Maffashion polecała produkty, które pomogły jej odzyskać gęste włosy po ciąży, albo coś źle kojarzę, bo to było dawno temu xd W każdym razie trafiłam na 4-stopniową pielęgnację od Hermz. Korzystam z niej już od dłuższego czasu (ponad miesiąc) i tak jak informował opis na sklepie- bardzo szybko, bo po około 2 tygodniach zaczęłam widzieć pierwsze efekty. Ba! Nawet po pierwszym tygodniu, czyli zastosowaniu kuracji 3 razy widziałam zmianę.
Nigdy nie używałam peelingu skóry, nie lubię dbać o włosy, męczy mnie myślenie o tych wszystkich pierdołkach. Tutaj jednak dostałam w paczce 4 produkty z prostą instrukcją stosowania ich jeden po drugim, więc było to dla mnie szalenie proste. Nie czuję jakbym musiała dużo więcej czasu spędzać w łazience, a moja głowa jest naprawdę odżywiona. Peeling niesamowicie oczyścił moją głowę, szampon fajnie działa na moje włosy, odżywka również. Serum nie używam codziennie, bo nie lubię korzystać z wcierki na suche włosy, ale stosuję ją zawsze po umyciu głowy. Sam ten trzyetapowy proces pod prysznicem spowodował również to, że zaczęłam obniżać temperaturę wody, którą stosuję podczas mycia głowy i to jest bardzo ważny etap! Teoretycznie nie jest to zasługa produktów, bo to zmiana mojego przyzwyczajenia, ale gdyby nie te produkty nigdy by do tego nie doszło. Dzięki temu mam dużo mniej przesuszoną głowę i w połączeniu z peelingiem pozbyłam się takiego dziwnego białego pyłku, który spadał mi z głowy (nie był to łupież, fryzjerzy też zawsze mówili, że to po prostu przesuszenie głowy- tak jak przesuszone jest ciało i się trochę „kruszy”).
Jestem bardzo zadowolona z tej pielęgnacji. Nie ma specjalnego, mocnego zapachu, ale nie przeszkadza to specjalnie w użytkowaniu. Tak jak wcześniej myję włosy co 3 dni i wyglądają naprawdę zaskakująco dobrze. Jakby podwoiły swoją objętość dwukrotnie! Wy również to zauważacie, ale przede wszystkim doceniają to moi bliscy na żywo!
SIMPLE MORE
BARDZO ciekawa marka, która zachwyciła mnie swoim podejściem do prowadzenia marki kosmetycznej. Przywykliśmy, że jesteśmy bombardowani informacją, że trzeba coraz więcej i więcej produktów, etapów pielęgnacji i że co chwilę wychodzi coś nowego. Simple more stawia się temu w opozycji i zachęca do działania w duchu skinimalismu. W swojej ofercie maja jedynie dwa kosmetyki- emulsję do mycia twarzy oraz krem do twarzy. Wszystko w 100% naturalne. Produkty są zapakowane w opakowania z trzciny cukrowej. Starają się minimalizować emisję CO2 itp. Czytając o tym wszystkim na stronie byłam zachwycona, ale oczywiście musiałam sprawdzić, czy idea idzie w parze z realnym, dobrym produktem.
TAK! Zarówno emulsja jak i krem są pozbawione dodatkowego zapachu. Każdy z nich składa się tylko z dziesięciu fantastycznych produktów w 100% naturalnych. Składniki są obszernie objaśnione na stronie, co pozwala takiemu laikowi jak ja zagłębić się w temat. Emulsją bardzo przyjemnie myję się twarz, a krem fajnie odświeża i nawilża skórę.
Kosmetyki oczywiście nie są testowane na zwierzętach i są po prostu piękne. Co tu dużo mówić. W tej swojej minimalistycznej szacie graficznej nie dość, że są bardzo spójni ze swoją ideą, to najzwyczajniej w świecie miło używa się takich estetycznych produktów.
TINY STONE
W każdym prezentowniku musi się znaleźć marka, która tworzy pierścionki z kamieniami na żyłce. UWIELBIAM JE!! Ale jakoś tak się zawsze zdarzy, że przez rok albo mi pęknie, albo zgubię, albo komuś oddam. Szaleństwo! 😀 Tym razem zdecydowałam się na biżuterię od Sylwii.
Sylwia zachęciła mnie do przyjrzenia się jej marce, bo poza przepiękną biżuterią, o której zaraz, dodaje do pudełeczek bardzo fajne dedykacje. Są bransoletki specjalnie na Baby shower, na panieński. Jest kolekcja dla zodiakar, gdzie dla każdego znaku zodiaku jest przygotowana biżuteria z innego kamienia. a nawet bransoletka dla świadkowej z liścikiem: Ten ważny dla mnie dzień nie mógł odbyć się bez Ciebie. Dziękuję, że zostałaś moją świadkową”. „Są również liściki takie jak: „jesteś miłością mojego życia”, „gratulacje!” i wiele wiele innych wspaniałości. Są nawet bransoletki przyjaźni!!! No cudo!
Przechodząc do konkretów. Zdecydowałam się na trzy rzeczy. Wspomniany wcześniej koralikowy pierścionek- tym razem w zestawie z dodatkowym złotym dużo mniejszym pierścionkiem z koralikami. Wygląda bosko! Koralikowy pierścionek zawsze lubię nosić z obrączką i w tym wypadku również tak jest. Złoty noszę czasami na tym samym palcu, a czasami na innym- fajnie, że w żaden sposób nie są z sobą połączone i można nimi manewrować.
Do tego bardzo delikatna bransoletka na nitce z kilkoma koralikami do kompletu. I coś absolutnie zachwycającego, co nosi coraz więcej zodiakar i co bardzo mi się podoba od dawna- naszyjnik z kryształem górskim! Zdecydowałam się na taki w różowym kolorze. Piękny, delikatny. Na cudownym cieniutkim łańcuszku.
W ogóle nie jestem wkręcona w kamienie, ale lubię jak wyglądają wizualnie. Natomiast dla osoby, która poza wizualnym aspektem lubi też ten bardziej magiczny- taki prezent to będzie strzał w 10!
GALERIA TĘTNO
Ania stworzyła fantastyczne miejsce we Wrocławiu, które zajmuje się promocją sztuki. Stacjonarnie dostępne są wystawy, warsztaty, spotkania z artystkami. Jest również sklep, w którym zaopatrzyć można się w prace polskich artystów. Sklep jest również przeniesiony do Internetu, dzięki czemu ludzie z południa również mogą skorzystać z oferty. A oferta jest naprawdę rozbudowana! Poza różnymi bardzo ciekawymi projektami artystów mnie najbardziej zaciekawiły prace samego Tętna.
Zdecydowałam się na zestaw trzech talerzyków na biżuterię/ inne bibeloty oraz zestaw magnesów. Wszystkie te produkty mają wyklejone słowa: czuję, tęsknię, smętek, jestem, myślę. Magnesy są robione na pobitych, obrobionych częściach talerzy, więc jest dodatkowa fajna inicjatywa wykorzystywania czegoś ponownie. A talerzyki mają przepiękne złote ranty z zaciekiem. Mają nieregularne brzegi co nadaje im fajnego charakteru.
KAJA HAFTUJE
Uwielbiam tamborki i to kolejny produkt, który zazwyczaj pojawia się w każdym prezentowniku. Mam do nich słabość! Tym razem zdecydowałam się na prace Kai, bo zauroczyły mnie jej ciało pozytywne linearne hafty z kolorową bielizną. Minimalistyczne, proste w swojej formie, pięknie wyglądają!
Kaja haftuje również na koszulkach, więc gdybyście chcieli na przykład odświeżyć swoją starą koszulkę to taki hafcik wleciałby jak złoto! Ja zachwycam się przede wszystkim ciałami kobiet, ale są również inne wzory jak muminki, kwiaty, czy napisy 🙂 Do wyboru, do koloru!
ITUMI
Dosyć często są u nas dzieci mojego rodzeństwa i coraz częściej mówią, że bardzo czekają już na nasze dzieci, bo wtedy będziemy mieli zabawki 😉 No nie da się ukryć- jest w tym temacie u nas słabo, choć książki mamy zacne również te dla dzieci. Pomyślałam jednak ostatnio, że warto kupić im coś do naszego domu co będzie na lata, będziemy chcieli się z nimi tym bawić, będzie piękne i drewniane. No i znalazło się ITUMI 😀
Kinga ma w swoim sklepie kilka produktów, ale każdy z nich jest przepiękny. Mamy w domu najbrzydsze memory świata składające się chyba ze stu obrazków, więc nie idzie w to grać dorosłym, co dopiero dzieciom. A że w memory zawsze lubimy grać, to zdecydowałam się na najpiękniejsze jakie widziałam w życiu… z dużo rozsądniejszą liczba par 😉 Drewniane kwadraciki pomalowane z jednej strony na przepiękne pastelowe kolory.
Do tego TĘCZA i uwierzcie, że gdyby nie moja siostra (a właściwie jej córka) nigdy nie pomyślałabym, że może to być aż tak kreatywna zabawka. Moja siostra uwielbia drewniane zabawki i trzyma rękę na pulsie jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju nowości. Kiedy pewnego razu bawiłam się z Marysią właśnie taką tęczą powiedziałam jej: „Mary, zrobisz z tych klocków pieska?” nie wierząc oczywiście, że pytanie ma jakikolwiek sens. A Marysia zrobiła z kilku klocków coś co naprawdę przypominało psa!!! Dawałam jej później kolejne zadania jak: paw, kotek, zamek, huśtawka, itp. i wykonywała to wszystko z mega łatwością! Kiedy zobaczyłam, że u Kingi jest ta zabawka musiałam mieć ją również u siebie, żeby móc się bawić tym z dzieciakami. Mega sprawa! Jeśli macie dzieci i jeszcze nie słyszeliście o tej kreatywnej zabawce- POLECAM! W sklepie dostępne są dwa rozmiary (z 7 i 12 elementów) oraz w kilku stonowanych kolorach.
Kinga oczywiście sama wykonuje swoje produkty z drewna. Używa do nich jedynie bezpiecznych farb.
Fantastyczne jakościowe zabawki! Ah, oby moje dziecko w przyszłości lubiło tylko takie 😉
MARLENA STAWARZ
Marleny prace poznałam chyba jakoś jeszcze w tamtym roku dzięki udostępnieniu Radzki i z automatu się zakochałam! Bardzo ciekawa forma wydruków cyfrowych na podstawie zdjęć przestrzennie tworzonych manualnych prac 3D. Efekt jest niesamowity!!!! I chociaż marzę o oryginalne, w którym można dotykać faktur i zachwycać się zmianą światłocieni w zależności od pory dnia, to jednak wydruki cyfrowe prac Marleny są naprawdę magiczne i tworzą złudzenie trójwymiarowości! Podobno oryginały mają się za jakiś czas pojawić w sklepie. Już się nie mogę doczekać!
Ja zdecydowałam się na plakat w formacie b2 SAND, bo to właśnie w tej pracy pokochałam twórczość Marleny. Dodatkowo dobrałam cztery plakaty w formacie a4 The elements. Miały wisieć one na naszym przedpokoju, gdzie mieliśmy ramki właśnie w tym formacie, ale przez ostatnie miesiące zaszły u nas pewne zmiany i ramek już tam nie ma, ale prace na pewno się nie zmarnują 😉
LT.MAL
I ostatnia, ale wcale nie gorsza niż wszystkie inne- jedna jedyna marka odzieżowa! Minimalistyczne koszulki z bawełny z certyfikatem z grafikami naniesionymi techniką sitodruku. Co ciekawe grafiki przedstawiają trzy ponadczasowe przesłania: Miłość do siebie, miłość do ludzi i miłość do natury. Wspaniałe, prawda? Koszulki są unisex, więc pasują zarówno na mnie jak i na Piotra- co jest super!
Materiał jest bardzo przyjemny, minutki, dosyć gruby, nieprześwitujący. Marka stara się produkować zrównoważoną modę, kolekcje są limitowane. My z Piotrem zdecydowaliśmy się na rozmiar L- ja lubię oversize, Piotr bardziej przyległe rzeczy, ale przyznaję, że rozmiar większy byłby lepszy 🙂 Grafiki są bardzo przyjemne i czułe. Jedyne co mi przeszkadza to wielka nazwa marki na karku. Nie lubię świecić metkami, więc wolałabym żeby tego nie było 🙂