Lifestyle

Trzy triki do nie niszczenia włosów

Hejka! 🙂
Wczoraj dostałam propozycję stworzenia swojej fotoksiążki i postanowiłam, że wykorzystam to na kilka sposobów. Przede wszystkim sprawdzę, czy papier i jakość zdjęć jest okey, pochwalę się Wam i napiszę, czy warto, ale przede wszystkim będę mogła stworzyć jedno miejsce na mój reportaż o starym samotnym człowieku. Chcę się z Wami dzielić takimi rzeczami, dlatego będę mówić o moich reportażach, pomysłach, zdjęciach, pracach… bo tak jak powiedział niedawno Paweł- skończyłam Liceum Plastyczne, więc jestem jakąś tam twórczynią prac, więc powinnam to pokazywać… a no i wzięłam sobie to do serca i będę! 🙂 Jednak dzisiaj nie o tym… przy wstawianiu zdjęć na poszczególne strony zauważyłam, że kilka z nich jest na mojej drugiej karcie i NIE MOGĘ JEJ ZNALEŹĆ DO DZISIAJ! Wiecie jakie są dwie największe tragedie fotografa? Ja doświadczyłam wczoraj ich wszystkich: sprzątanie na komputerze oraz świadomość zgubienia zdjęć. Trzymajcie proszę kciuki za to żeby się odnalazła!
Dzisiaj jednak, żeby o tym nie myśleć, przedstawiam Wam gadżety, które kiedy nie są za dobre mogą bardzo poniszczyć włosy. Ja mam to szczęście, że moja fryzjerka jest jedną z najlepszych w mieście i doradza mi różne produkty i mogę z nich śmiało korzystać. Dlatego tak śmiało z nimi przychodzę również do Was. Ponieważ są polecone i sprawdzają mi się bardzo dobrze! 🙂 Mowa oczywiście o prostownicy (o zgrozo, kiedyś myślałam, że to hardkorowe niszczenie włosów, więc nie używałam jej codziennie, ale teraz niestety muszę), suszarka i szczotka do włosów (ta ostatnia wybrana przeze mnie, nie przez fryzjerkę).
1. Prostownica N 101 FaleLokiKoki– zacznę od tego, że bardzo nie podoba mi się jej dizajn. Rozumiem, że takie logo jest w jakiś sposób świeże i przykuwające uwagę, ale w momencie kiedy ja chcę ładne rzeczy… to nagle to nie współgra. Jakoś jednak muszę z tym żyć i nie jest to aż tak trudne, bo prostownica jest naprawdę świetna. Jednak wróćmy do przeszłości. Znacie ten moment, kiedy na czymś kompletnie się nie znacie i kupujecie najtańsze, bo przecież (jak w tym wypadku) „i tak wyprostuje”?:D No to ja będąc w wieku gimnazjalnym popełniłam ten błąd, który przez lata wydawał mi się niczym strasznym. Prostowała? Prostowała… a to że robiła to godzinę, to nieważne. Po jakimś czasie trochę mi się spaliła i ta ceramiczna część potłukła… nie miałam porównania, wiec nadal byłam w miarę zadowolona. Aż do momentu poznania Natalii i używania jej prostownicy- bardzo sporadycznie, ale jednak. Wtedy uznałam- laska, kupuj nową! Przekonało mnie do tego przede wszystkim, to, że skoro poprzednia wytrzymała ze mną aż siedem lat, to wydanie dwustu złotych jest jak najbardziej wydatkiem w komfort i przyszłość hoho- zabrzmiało górnolotnie.
Minusów poza stroną wizualną nie ma, więc może od razu przejdźmy do plusów. Po pierwsze- polecona przez fryzjera, po drugie ma możliwość zamykania, więc do szafki, czy na wyjazd- idealnie. Oczywiście, zawsze można ją oplątać kablem (i tak się to robi), ale skoro dochodzi taki bajer, to ja jestem jak najbardziej na tak… po trzecie i dla mnie najważniejsze- ma ekranik, przycisk włączania i wyłączania (co jest super! Jeśli mamy daleko kontakt, a zawsze prostujemy włosy w jednym miejscu, możemy nie odłączać kabla od gniazdka!♥ I najlepsze najlepsze- można nastawić temperaturę i widać kiedy jest nagrzana, a nagrzewa się w minutę. W porównaniu z moją poprzednią, którą włączałam przed wejściem pod prysznic i zjedzeniem śniadania uważam to naprawdę za wielki luksus. Poza tym nie muszę rozdzielać włosów na warstwy, bo prostownica prostuje od razu całe pasmo na raz. Jestem też wielkim leniuchem, więc czasami po prostu proszę Piotra żeby wyprostował mi tylą część i sam mówi, że jest wielka różnica, a włosy po przejechaniu prostownicą są bardzo miłe w dotyku i nie robi się z nich siano. Przyznajcie, że jeśli zauważa to chłopak, to musi być coś na rzeczy hahaha 😀 Oceniam ją 10/10! Gorąco polecam. Dostępna jest na allegro.
 
2. Suszarka BaByliss – moja poprzednia zepsuła się chyba rok temu, a że miałam jakąś starą, to postanowiłam używać jej… miała taką wadę, że jak się suszyło włosy i raz się ją na chwilę wyłączyło, to już nie można było jej włączyć ponownie hahahha. Jak teraz piszę to wszystko, to widzę jak wielką ignorantką byłam do tych wszystkich sprzętów, ale cieszę się, że staram się to teraz zmienić. Zacznę od minusów- przede wszystkim to, że nie jest składana! Nie wiem, czy to całkowicie normalne wśród bardziej profesjonalnych suszarek, ale mi to przeszkadza kiedy zajmuje mi połowę walizki, ale to mimo wszystko tak niewielkie niedopatrzenie, że umiem sobie z nim poradzić. To tyle, przechodzę do plusów- posiada dwa regularoty: od temperatury i nawiewu… to chyba całkiem standardowe, chociaż w tej mojej fajnej przedostatniej miałam regulator nawiewu i taki guzik z zimnym powietrzem, który cały czas musiałam trzymać, kiedy nie chciałam suszyć ich na ciepło. Tutaj jest zimno, ciepło i gorąco. Na razie jeszcze nie rozmawiałam z Natalią i nie wiem, czy najwyższy poziom niższy włosy… ale jedno wiem na pewno i Wam powiem, bo ostatnio mnie to zszokowało! Okazuje się, że suszenie włosów po każdym ich myciu jest o wiele zdrowsze dla nich niż zostawienie ich do wyschnięcia. Podobno fryzjerki od razu rozpoznają kiedy ktoś suszy włosy, a kiedy nie… i o wiele lepsze są te, które mają styczność z suszarkami. Niesamowite prawda? Ja zawsze miałam okropne siano po suszarce i unikałam ich jak ognia myśląc, że postępuję tak naturalnie i zdrowo. Oczywiście, używanie starej technologii niszczy włosy, ale teraz już są takie wynalazki, że nic tylko korzystać! 🙂 Ostatnim już atutem dla mnie jest fakt, że suszarka została wyprodukowana we Włoszech i może to tylko ta świadomość, ale czuję solidność tego produktu! 😀 9/10 Kupiłam ją również na Allegro za troszkę ponad stówkę.
 
3. Szczotka do włosów Michel Mercier – myślałam, że to będzie miły post, a ile ja tu grzechów dziewczęcych wyznaję, to jest niepojęte hahhaha. Tak, ze szczotką też miała problem. Przez kilka lat używałam zwykłej plastikowej różowej szczotki z Rossmanna, a jak wiadomo przez dwa lata miałam całkiem krótkie włosy i na początku wystarczyło zupełne nic, a później grzebień. Ostatnio uznałam, że moje włosy są na tyle długie, że warto zainwestować te trzy dyszki w Tangle Teezer, więc wybrałam się do Douglasa i niestety były tylko jakieś w owieczki lub różowo- fioletowe. Nigdy za bardzo mi się nie podobały, ale skoro miały działać, to chciałam wybrać jakiś czarny. Na szczęście po drugiej stronie były te drewniane cudeńka!♥ Kiedyś już słyszałam o nich w jakimś vlogu Rudej z kanały Made By Ruda, ale szybko o nich zapomniałam ze względu na dość wysoką cenę. Jednak na żywo były tak piękne, że postanowiłam dopłacić te ponad czterdzieści złoty więcej i mieć coś o wiele ładniejszego niż fioletowo-różowy plastik. Szczotki są przeznaczone do trzech rodzajów włosów i każda z nich różni się kolorem. Do loków jest akurat czarna, co bardzo mi odpowiada. Minusy: ogromna i już raz postanowiłam zrezygnować z niej podczas wyjazdu, ale później mocno tego żałowałam, więc już na kolejny zabrałam :p Mam ogromny problem z rozczesywaniem włosów po umyciu (jeśli wcześniej ich nie wyprostuję i nie rozczeszę), bo jak wiadomo loków nie powinno się czesać na sucho i po trzech dniach czasami jest naprawdę ciężko. Wszystkie grzebienie odpadły z automatu, bo ból był nieznośny, szczotki też były nieciekawe, tylko taka jedna mojej mamy w kształcie walca (?) zdawała egzamin… no ale ileż można używać jakiejś starej szczotki i to jeszcze nieswojej. Jakie wrażenia po użyciu tego drewnianego cuda? Idealne! Nie boli, nie szarpie włosów! Oczywiście, na szczotce zostaje mnóstwo włosów, ale moje włosy wypadają nawet po dotknięciu ich ręką, więc cóż się dziwić. Poza tym jej wygląd jest tak piękny i bardzo wygodny! Rączka jest dobrze dopasowana do dłoni. Jest bardzo płaska, więc nawet aż ta bardzo ta wielkość nie przeszkadza… aż tak bardzo- bo trochę mimo wszystko tak. Nie wiem czy tylko mi, ale zawsze jak na nią patrzę przypomina mi te piękne grzebienie i lusterka księżniczek, a przecież każda dziewczyna ma w sobie coś z księżniczki- cieszę się, że u mnie objawia się to tylko w ten sposób! ^^ 10/10 Polecam Kupowałam w Douglasie za ok. 90 zł, o nieeee….a właśnie sprawdziłam i na stronie nie dość, że taniej, to jeszcze w promocji! 🙁 Dla mnie źle, ale dla Was dobrze, więc daje link TUTAJ 😀 A jeśli nie tutaj, to w Rossmanie kosztowały chyba około pięćdziesięciu- więc też nie tak dużo 🙂
 
Pomogłam? Mam nadzieję! 🙂
Buziaki! :*
ps ale się poczułam dziewczyną! 😀

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *