Witajcie! 🙂
Po pierwsze, nie wiem co się stało, czy to zasługa słońca, czy mojego nastawienia, ale przez te kilka dni zauważam powrót wielu moich stałych niegdyś czytelników i aż serce mi podskakuje, kiedy widzę Wasze komentarze. Jak świetnie, że jesteście. Dziękuję! 🙂 Po drugie, rzadko kiedy jestem zadowolona z moich niedzielnych inspiracji na tym blogu, ale dzisiaj niewątpliwie będą bardzo dobre, bo chyba jakiś czas temu znalazłam odpowiednią formułę jak to wszystko powinno wyglądać. Przedstawiam Wam dzisiaj siedem moich inspiracji ostatniego czasu są one prze prze prze wspaniałe i bardzo serdecznie Wam nie polecam. Kilka z nich będę chciała rozszerzyć w osobnych notkach- dlatego dzisiaj tylko wzmianki, ale jeśli Was zainteresuje, to zaglądajcie codziennie, bo posty już niedługo. Systematyczna Karolina pełna energii powróciła! 🙂 Bez zbędnego gadania- zaczynamy! 🙂
1. NIEDZIELA PALMOWA! Zacznę od największego hardkora, bo chyba nie umiałabym umieścić tego pod szminkami i ciuszkami. Hierarchia wartości moi mili. Taka jest moje. A więc: dzisiaj jest niedziela i nie jest to zwykła niedziela. Dzisiejszym dniem wchodzimy w okres Wielkiego Tygodnia, a jest co świętować i nad czym ubolewać. Dla mnie święta wielkanocne nigdy nie były czymś fajnym. Zawsze były za krótkie i oczywiście bez tej świątecznej magii ze śniegiem i świętym mikołajem. Króliczek? Jakiś taki biedny, z czekoladowymi jajeczkami jedynie. Jeden obiad, polewanie wodą, jakieś tam żarciki przez cały dzień. Wszystko fajnie, ale co z tego. No właśnie nic! Jeśli w świętach nie ma Boga, to nie ma niczego. Komercyjność świąt jest tak banalna i tak nudząca! Pewnie, że jestem osobą, która uwielbia dostawać prezenty. Jestem też osobą, która uwielbia je dawać. Uwielbiam wszystko co związane z obrzędami wigilijnymi… ale jeszcze bardziej uwielbiam pasterkę, uwielbiam w tym wszystkim Jezusa i to jak bardzo łączy wtedy moją rodzinę. Jednak Boże Narodzenie to nic w porównaniu z tym co stanie się dokładnie za tydzień i dzieje się w sercach ludzi wierzących co roku. Zmartwychwstanie. Ah, ludzie! ZMARTWYCHWSTANIE! Urodzony z prawdziwej, żywej Kobiety- człowiek. Mężczyzna. Umrze, a po trzech dniach zmartwychwstanie. W ciągu tego Wielkiego Tygodnia objawi się cała tajemnica ludzi wierzących. Dlatego wierzymy. Właśnie to jest cały klucz do wiary. Ufamy, bo wiemy JESTEŚMY PEWNI, że poza tym co jest tutaj jest coś więcej, o wiele więcej. Tak więcej, że nie da się tego opisać! Cudowne najwięcej! ♥ I gdybym kilka lat temu nie podjęła decyzji o pójściu na Triduum Paschalne nigdy bym nie doświadczyła tego, co czuję teraz. Większość ludzi może pomyśleć, że przecież to głupota, bo jak można dobrowolnie wytrzymać w kościele trzy wieczory, a ostatniego nawet całą noc!? Też zadawałam sobie te pytania. Nawet kiedy zdecydowałam się na uczestniczenie w dwóch Wielkich Dniach nie zdecydowałam się na ten trzeci. Kosztowało mnie to dwóch lat namysłu, aż wreszcie kilka lat temu zrobiłam to. I to było najcudowniejsze co mogło się stać. W noc. W noc, gdy wszyscy walczą przez wiele godzin ze snem nagle pojawia się wszechogarniająca radość, bo On właśnie zmartwychwstał! Jest radość, są oklaski, nagle każdy staje się dla siebie bliski, bo jest pewny, że niedługo i jego to spotka. Ah! Nawet jeśli nie macie w tym roku odwali pójść do spowiedzi. Może wahacie się, bo nie byliście tam kilka lat- to nic! Spróbujcie. Uczestniczcie w Triduum. Znajdźcie Kościół, który spełni Wasze oczekiwania emocjonalne w ciągu tych dni (ja znalazłam i nie jest to moja parafia, nie w tym wypadku, choć w każdym innym tak:)) Uczestniczcie w tym, a łaska przyjdzie sama. Nie w tym roku, to w następnym. Najważniejszy jest wkładany trud, a uwierzcie, że warto. Warto jak nie wiem co! 🙂 A teraz przechodzę do tych materialnych już bardzo normalnych rzeczy:
2. PORTFEL- to chyba jeden z najtrudniejszych wyborów podczas moich wyborów za każdym razem. Kiedy już przyzwyczaję się do jakiegoś portfela, to bardzo trudno jest mi zdecydować się na nowy, a nawet jeśli wpadnę na ten pomysł, to pojawia się problem w znalezieniu dobrego. Najchętniej kupiłbym taki sam tylko nowy… ale zazwyczaj mam go tyle lat, że nie ma już takiej możliwości! ^^ Mój poprzedni pochodził ze sklepu Stradivarius i na początku choć wizualnie mi się podobał, to wydawał mi się najbardziej niewygodnym portfelem życia. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do niego i bardzo pokochałam. Od kilku miesięcy szukałam czegoś nowego, bo opłakany stan mojego portfela w kwiatki wołał o pomstę do nieba. Nic nie było w moim guście, a nie chciałam zaopatrywać się znów w jakieś kwiatki dla nastolatek (tak, trochę już staram się być kobietą^^). Szukałam, szukałam, szukałam aż znalazłam idealny! Na nieszczęście byłam na zakupach z moim chłopakiem, który uznał, że jest słaby. Ja jako nigdy niezdecydowana potulnie odłożyłam rzecz na półeczkę i o nim zapomniałam. Aż do dzisiaj, kiedy to mój stary portfel w ramach „renowacji w zacisznym domu” zepsuł się doszczętnie. Nagle przypomniałam sobie moją wielką miłość do tego, który podobno był „słaby” i od razu po mszy (prawie z palmą w ręku^^) pobiegłam do Medicine. Obawiałam się, że nie będzie już go w sklepie, dlatego szybko sprawdziłam, czy w razie „w” będę miała możliwość zamówienia go przez internet. Miałam! Dlatego szybko podlinkuję go wam TUTAJ, gdybyście również chcieli się w niego zaopatrzyć. Na szczęście ja swój znalazłam stacjonarnie i mogę się nim cieszyć! A najchętniej to cały czas bym go otwierała i zamykała^^ Wykonany ze skóry ekologicznej w takim mhy… fioletowo-brązowym (?) kolorze. Bardzo duży i oryginalny. Z przegródką na karty oraz zamkiem, gdzie w kieszonce można trzymać monety. Spokojnie zmieści się do niego również telefon, więc czasem może zastępować nawet torebkę, a na pewno niezawodny będzie podczas szybkich wypadków do sklepu po mleko. Z racji bardzo elastycznego wykonania podejmę nawet ryzyko zapewnienia Was, że klucze też się zmieszczą!:D Dla mnie cudo idealne. Idealny kolor, idealna wielkość,pojemność i wpasowuje się fantastycznie w mój nowy dziwny styl o którym pewnie niedługo więcej 😀
3. ZEGAREK- jak już pewnie wiecie, albo nie wiecie 27 marca skończyłam dwadzieścia lat. Mocne słowa. Tym bardziej, kiedy orientuję się, że ludzie młodsi ode mnie dwa lata stają się w tym roku pełnoletni hahahha. W każdym razie- na okazję jakże przełomowych urodzin (bez przesady^^) w prezencie dostałam zegarem. Nie będę Wam go linkować, bo nie chcę wchodzić i sprawdzać rachunków za mój prezent na stronie ^^ Jednak jeśli chcecie sprawdzić sobie sami, to jest to firma Bering. Mój zegarek jest wykonany ze skóry i kolorze dość ciemnego brązu z delikatnie złotą obwolutą tarczy. Sama tarcza jest biała, a na niej nie ma cyfr, tylko kropki oraz napis firmy. Prezentuje się niesamowicie gustownie i minimalistycznie. Pasuje zarówno do sukienki wieczorowej, jak i na co dzień. Idealnie wpasowuje się do każdej mojej stylizacji, a zwłaszcza do mojego wiosenno- letniego płaszczyku♥ Co najciekawsze i najlepsze w nim, to to, że jest wodoodporny. Nigdy nie spodziewałabym się, że coś tak eleganckiego może być również tak bardzo funkcjonalne. Przerzucenie się na takie cudo, po przedziwnych zegarkach z motylkami, gumowymi zielonymi wielkimi gówienkami i przeplatankami za pięćdziesiąt złoty z H&M uwierzcie, że czuję się dojrzale hahahha 😀 Dopełnia każdą moją stylizację! I jeszcze tak na koniec- tak jak wspominałam wyżej, zegarem wykonany jest ze skóry, więc musi minąć mniej więcej tydzień żeby zegarem wpasował się w Waszą rękę i współistniał z nią, a nie był odrębnym elementem. Ja płakałam, nie chciałam go nosić i uważałam to za zło koniecznie, ale już po kilku dniach nie mogłam wyobrazić sobie dnia bez niego. Serio. Strasznie dziwne, ale fajne! 🙂
4. MARKER DO UST- ostatnio poszukiwałam jakiejś bardzo mocno czerwonej matowej pomadki do ust. Szukałam i szukałam, ale w Elblągu Inglot jest tragicznie zaopatrzony w moje ukochane matowe kredki do ust i niestety innej czerwieni niż ta, którą posiadam nie mieli. Tak więc szukałam szukałam szukałam i w Golden Rose znalazłam marker. Jest to tak dziwny produkt, że testuję go codziennie (co pewnie mogliście zauważyć) i zapamiętuje co i jak się z nią dzieję. Już niedługo opowiem Wam o tym więcej w osobnym poście. Bądźcie czujni, bo to naprawdę dziwne! 😀
54. BÓG W WIELKIM MIEŚCIE- nie ma opcji (!) inspiracje bez książki nie pojawią się nigdy w życiu, już możecie sobie to zanotować. Kocham książki, inspirują mnie każdego dnia i nie wyobrażam sobie życia bez nich. W postach niedzielnych pojawiać się będą książki, których zazwyczaj nie będę recenzować w osobnych postach, bo nie starczyłoby mi życia gdybym miała pisać obszerne notki na temat każdej książki która wpadnie w moje ręce. Tak więc- Bóg w wielkim mieście. Zacznę od tego, że to książka idealna dla każdego, kto lubi trochę piękna wydawniczego. Za oprawę graficzną zabrała się Magdalena Grabowska- Wacławek, znana szerzej jako Bovska (piosenkarka Kaktusa, o której kiedyś pisałam TUTAJ) i wyszło jej to naprawdę świetnie! Katarzyna Olubińska natomiast zabrała się za środek… a właściwie zdecydowanie co z bloga znajdzie się w książce. I całkowicie nie uważam żeby to było coś złego. Uwielbiam kupować książki blogerów, którzy mają coś bardzo sensownego do powiedzenia. Dlaczego? Skoro mogę przeczytać to w internecie ZA DARMO! Moi mili, nie zawsze chodzi o to, aby było najtaniej. Warto czasami (najlepiej zawsze) docenić pracę jaką wkładają fantastyczni ludzie w to, aby nam pomóc np. z wiarą. Po drugie- nawet kiedy chcę się zmusić, kiedy staram się być na bieżąco z blogami- nigdy mi to nie wychodzi! A tak mam książkę i o wiele przyjemniej, piękniej i cudowniej spędza mi się wtedy czas. Nie ważne jak byłaby gruba, moje oczy się nie buntują i chcą czytać 🙂 Jednak gdybym stwierdziła, że jest tu tylko to co na blogu, to niewątpliwie bym skłamała. Znajdują się tutaj również rozdziały pisane przez Panią Kasię stricte do książki, a przede wszystkim- dla mnie najważniejsze w książkach o wierze- już na pierwszych stronach znaleźć można świadectwo autorki Boga w wielkim mieście. Dla tych co bloga nie znają: poza rozdziałami skierowanymi na Katarzynę Olubińską znaleźć można również bardzo ciekawe wywiady ze znanymi ludźmi, którzy odnaleźli Boga. Stąd właśnie ten Bóg w „wielkim mieście”. Arcyciekawe i warte polecenia. Myślę, że dla siebie cudowne, a kupienie na prezent jeszcze lepsze, a jakie piękne! 😉 Polecam.
6. KUCHNIA ROŚLINNA DLA KAŻDEGO- jak wiecie jestem wielką fanką bloga Eryka, który wymyśla banalnie proste, ale przepyszne przepisy na dania wegańskie. To od niego uczyłam się tego wszystkiego, co jadłam w tamtym roku przez mój wegański miesiąc i nadal stosuję w swojej kuchni. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że wreszcie będzie książka i nie mogłam odmówić sobie przyjemności posiadania jej. Wolna jestem dopiero od poprzedniego piątku, a że czas ten wykorzystuję na historię sztuki, to niestety nie miałam jeszcze okazji zrobić z niej czegokolwiek, ale przejrzałam już całą wzdłuż i wszerz i spokojnie mogę Wam powiedzieć o niej kilka słów. Znów jest prosto i z łatwo dostępnych składników (tak, daktyle są łatwo dostępne. Wystarczy iść do sklepu, tak jak zawsze- serio). Byłam przekonana, że książka będzie pięknie wydana i oprawiona przepięknymi zdjęciami (tak jak sam blog). Nie myliłam się w ani jednym procencie. Rewelacyjny wydruk, grube kartki, piękne zdjęcia… aż chce się na nowo zostać weganinem i być skazanym na przesiadywanie w kuchni połowy swojego życia (przynajmniej mój weganizm tak wyglądał, ale mówię to w jak najbardziej pozytywnym sensie). Jestem jak najbardziej na tak, ale jak mogło być inaczej!? 😀
7. KOSZULA- ostatnio byłam w niej na zdjęciu z notki w piątek i zbudziła niemałe zadowolenie. Powiem Wam w sekrecie, że wzbudza zawsze, bo jest po prostu genialna! 🙂 Pochodzi ze sklepu Medicine KLIK i pasuje dosłownie do wszystkiego. Na elegancką kolację do spódnicy (miałam ją do białej spódnicy do kolana z czarnymi obcasami 10 cm i było genialnie!) jak również do zwykłych spodni (pewnie ten zegarek dodaje szyku za każdym razem hahah^^). Swego czasu miałam dość duży bunt przeciwko tej marce, ponieważ co wchodziłam, to zupełnie nic mi nie pasowało! Na szczęście jakiś czas temu w Gdańsku (może jest po prostu lepiej zaopatrzony) kupiłam sobie chyba pięć sztuk cudownych rzeczy i w każdej uwielbiam chodzić. Stały się moimi ulubionymi rzeczami, co spowodowało, że teraz wchodzę tam o wiele chętniej i często znajduję coś dla siebie. Koszula jest w dwóch wariantach kolorystycznych- zielonej i białej, obydwie z czarnym linearnym rysunkiem budynków. Jest przewspaniała!:) Ten punk zwiastuje w najbliższej przyszłości post o mojej zmianie w szafie, o której mówiłam Wam jakiś czas temu. Chcę podjąć ten temat, bo jest dość obszerny i myślę, że wiele z nas boryka się w pewnym momencie życia z problemem chodzenia w trzech ulubionych rzeczach, chociaż szafa jest przepełniona. Okazuje się jednak, że to nie są już ciuchy dla nas i może warto się z nimi pożegnać. Już niedługo powiem Wam jak ja sobie z tym poradziłam i pokażę Wam moje ulubione nowe ubrania! 🙂 Myślę, że będzie ekstra.
No to tyle. Jestem bardzo zadowolona, że zajęło mi to jedynie godzinę i jeszcze spokojnie zdążę na misterium:) Buziaki! :*