Lifestyle

Lip Marker Golden Rose

Hejka! 🙂
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy w pełni czuję, że moje testy markera do ust dobiegły końca. Z przyjemnością przedstawiam Wam dzisiaj coś co na początku skradło moje serce, a później doszczętnie je do siebie zniechęciło…
Nigdy nie porównywałam siebie do Red Lipstick Monster, dlatego mam niezły zamęt w głowie, kiedy mam tak odmienne zdanie od najlepszej kosmetycznej youtuberki w Polsce. Czemu dzisiaj właśnie o niej wspominam? Ponieważ to właśnie ona zachęciła mnie do zakupu markera do ust. Recenzję RLM możecie zobaczyć TUTAJ. Na yt widziałam, że na ustach nie wygląda aż tak szałowo i na kilka dni o niej zapomniałam, ale kiedy później przechodziłam obok stoiska Golden Rose nie mogłam się oprzeć. Jestem stu procentową fanką matowych produktów do ust i chyba nieodwracalnie uwielbiać będę te z Inglota, jednak pokusa poznawania nowego jest zbyt duża, aby zostać przy tym co mam. Z Inglota posiadam niestety tylko trzy kolory: różowy, bardzo naturalny i jasny czerwony. Z tym ostatnim mam problem, ponieważ jest bardzo radosna i kolorowa, brakuje mi w moim zestawie ciemnej, poważnej, gustownej czerwieni… marker wydał mi się idealny.
Na wstępie od razu powiem, że od produktu, który nie schodzi z dłoni przez cztery dni, a po całym dniu i użyciu preparatów do demakijażu nadal zostaje pewna różnica kolorystyczna wymagam o wiele więcej niż od zwykłych pomadek. Skoro ma być trwałe, podobno wchodzi w usta, to oczekuję od niej nieziemskiego efektu, dzięki któremu przez cały dzień nie czułabym dyskomfortu, ani nie musiałabym latać do lustra na poprawki.
Produkt po otworzeniu wygląda zupełnie jak marker i robi wrażenie niesamowicie permanentnego, dlatego bardzo się bałam użyć go za pierwszym razem. Tutaj uwaga:jeśli nie jesteś przyzwyczajony do wykonturowywania swoich ust, to najpierw polecam popróbować robić to na innych, bardziej zmazywalnych pomadkach 😉 Produkt ma końcówkę, która z jednej strony jest zaostrzona, co niewątpliwie pomaga wyrysować kontury, a z drugiej strony ma płaską część, którą można wypełnić środek. Wszystko ładnie, tylko w praktyce wcale nie jest tak łatwo. Po pierwsze: marker tragicznie wygląda na ustach. Po prostu. Przynajmniej w moim wypadku nie zależało to od tego, czy nałożyłam jedną warstwę, czy kilka. Nie ma możliwości położenia produktu w stu procentach równo. Natomiast jeśli macie popękane usta lub jakieś niedoskonałości na nich (a ma je prawie każdy) to jest to zupełnie nie dla Was. Produkt włazi w te najgorsze miejsca i uwydatnia je- a przecież nakładając pomadkę chcemy je zakryć. Jeśli ktoś ma tendencję do powiększania ust szminką, to nie polecam robić tego tym markerem. Ja bardzo bym się bała efektu „czterodniowego niezbycia”- wczoraj próbowałam kawałek wyjechać i wieczorem nie byłam zadowolona.
Co z jedzeniem i trwałością? Jeść można i całej szminki zjeść się nie da, ale moim zdaniem produkt nie schodzi w ładny sposób. Bardzo nierównomiernie-przynajmniej w moim wypadku, kiedy mam bardzo wyraźnie zarysowaną górną wargę moje dwa „trójkąty” po jedzeniu zawsze zostawały ciemniejsze :/ Poza tym, kiedy siedzę w domu i bardzo dynamicznie przecieram dłonią usta- nie dzieje się nic, a kiedy nagle gdzieś wyjdę i dotknę ust lekki ślad zostaje zawsze. Co z całowaniem? Teoretycznie jest ona do tego stworzona, ja nie lubię, ale nie dzieje się nic złego… tylko zbiera się ta szminka i złazi. fuj!
Zmywanie to katorga i trzeba poświęcić czas na siedzenie i zmywanie… a efekt i tak nie będzie zadowalający. Wszystko wchodzi w te niedoskonałości na ustach i zostaje przynajmniej do połowy kolejnego dnia. Usta również mają mocniejszy kolor różowawy, niż normalnie.
Powiedziałam już na tyle złego, że chyba nie potrzeba więcej, ale mimo wszystko dodam ostatnią rzecz. Należę do osób, które nie za bardzo interesują się tym jak patrzą na nią inne osoby. Najważniejsze jest dla mnie to, abym sama ze sobą czuła się świetnie, a z markerem od Golder Rose czuję się okropnie. Poza tym myślę, że nie wyglądam w niej dobrze, z powodu moich bardzo ostrych rysów, gdzie tak ciemny kolor po prostu nie pasuje. No i tyle. Zupełnie nie dla mnie. Wam z całego serca polecam moją miłość- Inglota 🙂 Dzisiaj jadę do Gdańska, więc może uda mi się dorwać gustowną, ciemną czerwoną kredkę do ust, bo w Elblągu niestety nie ma więcej kolorów :<

 

A Wy macie? Zastanawialiście się nad nią?
Buziaki! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *