Hejka! 🙂
Tak rzadko dodaję na tego bloga posty kosmetyczne, że zawsze jest mi w pewien sposób nieswojo i czuję, że stąpam po niepewnym gruncie hahahhaa. W każdym razie nie ma co się poddawać- jestem normalną dziewczyną, która używa wiele kosmetyków i umiem rozeznać co jest mega świetne i działa, a co nie do końca.
Dzisiaj mam dla Was produkt bardzo dziwny. Naturalny peeling solno-błotny z morza martwego firmy White Flower’s. Używam peelingów od dłuższego czasu. Za każdym razem przed depilacją, bo inaczej moje nogi wyglądają jak mała tragedia. Zazwyczaj były to kosmetyki z kolekcji Tutti Frutti, bo miłość do nich została mi chyba od dziecka, poza tym uwielbiam kiedy coś tak pięknie, słodko, a zarazem orzeźwiająco pachnie. Jednak na ostatnich zakupach postanowiłam poszaleć i zdecydować się na coś bardziej naturalnego i zapewne zdrowszego. Etykietka niesamowicie mnie zachęciła. Tym bardziej byłam przekonana, że kiedy odzwyczajałam się od mojego ukochane szamponu na rzecz bardzo naturalnego produktu czułam się świetnie i zostałam mu wierna do teraz. Niestety tym razem nie nawiązałam romansu z naturalnym produktem…
Moim pierwszym niezbyt miłym zaskoczeniem było to jak wyglądał, ale szybko przeszło mi moje zdziwienie, bo przecież nastawiałam się na produkt naturalny, a w środku uwierzcie, ze wyglądał na najbardziej naturalny jaki kiedykolwiek miałam. Prosto mówiąc- wyglądało jak zwykłe błoto. Nie zachęciło mnie to całkowicie, tym bardziej, że zapach był bardzo intensywny i niezbyt ładny. Sposób użycia również pozostawia wiele do życzenia. Produkt rozwarstwia się i nie wygląda atrakcyjnie. Nakładanie na ciało jest jakąś katorgą, bo później cały mój prysznic wygląda jak po przejściu błotnej wichury.
Jedyne co dobre, to to, że po zmyciu produktu skóra jest naprawdę odżywiona, za sprawą olejku arganowego. Jednak nawilżenie nie trwa zbyt długo.
Kolejnym, już ostatnim, minusem jest opakowanie. Forma jest jak najbardziej odpowiednia. Dosyć duże, płaskie, okrągłe pudełko, które jest bardzo wygodne w użyciu… ale kto wpada na pomysł robienia etykietek z papieru? Przecież wiadomo, że peeling używa się na mokrą skórę, więc każda kobieta trzyma go zapewne pod prysznicem, gdzie (nie da się ukryć) jest zazwyczaj mokro. Pudełko już po kilku dniach nie wygląda estetycznie. Ja czekam jedynie na to, aby już się skończył i abym mogła wrócić z powrotem do moich owocowych peelingów 😉
Jednym słowem- nie polecam. Mam nadzieję, że będziecie mieli moją opinię na uwadze w czasie zakupów 🙂
Buziaki! :*
Szkoda,że się nie sprawdził…ja od kilku lat chwalę sobie naturalny,domowy peeling kawowy 🙂
Wiele o nim słyszałam, ale nigdy w życiu nie miałam tyle motywacji żeby go zrobić własnoręcznie… chyba źle robię- czas najwyższy spróbować! 😀