Hejka! 🙂
Dzisiaj będzie standardowy post fotograficzny. Już chyba trzeci? Najpierw był kompakt Sony Alpha 350 NEX-3N, a później troszkę bardziej analogowo- Polaroid 1000 . W tym poście, z racji tego, że nadal świętuję swoje piąte urodziny będzie o sprzęcie, który wykorzystywałam przez ten cały czas… a na pewno przez pierwsze cztery lata, później już tylko sporadycznie z powodu totalnego zepsucia możliwości robienia zdjęć jedynie w idealnym świetle, czyli mniej więcej przez jedną godzinę dziennie. W każdym razie- będę patrzeć przez pryzmat lat, w którym styczność miałam jedynie z tą lustrzanką, ale siłą rzeczy będę go porównywać z moim nowym cudem. Na koniec zostawię sobie taką wisienkę na torcie i spróbuję zrobić zdjęcie tego samego kadru obydwoma aparatami (sony alpha 350 i canonem 6d). Tak więc zapraszam do zapoznania się z postem 🙂
Na początku chciałam patrzeć na to zupełnie surowym okiem, bez jakiegokolwiek porównywania do nowego sprzętu. Uznałam, że łączenie starego, zepsutego aparatu w kontekście do najnowszej pełnej klatki lustrzanki mija się z celem. JEDNAK na sam koniec stwierdziłam, że gdybym nie porównywała, to punkt plusy nie mógłby istnieć. Przeżyłam z Sony Alpha 350 najgorszy rok! W momencie kiedy moje umiejętności wzrosły już do wysokiego poziomu i mogłam zarabiać na mojej fotografii… nie miałam sprzętu. A licząc teraz te wszystkie grube tysiące, które mogłam zarobić jest mi smutno hahahha ^^ No w każdym razie. Nie dziwcie się, że porównuję. Robię to z głową i co najważniejsze- w tym porównywaniu neguje mój nowy aparat. Będzie bardziej technicznie. Nie mogę mówić nic o zepsutym aparacie… oczywiście, kiedyś nie był zepsuty, ale moje zdolności były zupełnie inne. No to zaczynamy:
1. Niesamowicie lekki i bajecznie układający się w dłoni! To coś co jest największą zaletą i oddałabym naprawdę niesamowicie wiele za to, żeby mój najnowszy aparat, z którym spędzę pewnie wiele lat był taki super! ♥ Może to też z powodu niezbyt dużego szacunku do tego sprzętu- nie bałam się z nim eksperymentować, dlatego często zdarzało się, że trzymałam aparat jednym palcem i było mi naprawdę bardzo, ale to bardzo wygodnie i stabilnie! Rączka jest wykonana z bardzo dobrego materiału. Jest jakby trochę klejąca? Chropowata i mimo, że jakaś taka śliska, to bardzo antypoślizgowa. Bajecznie cudowna w dotyku! Do aparatu miałam grip i była to jedna z najlepszych decyzji w moim fotograficznym życiu! Teraz zamierzam się do kupna gripu również do Canona, bo aparat bez tej częsci wydaje mi się paskudnym prostokątem- przyzwyczaiłam się już do kwadratowości.
2. Wysuwany monitor! Rewelacja! Nie spotkałam się w żadnej lustrzance z taką funkcją, a jest naprawdę bardzo przydatna. Co prawda na pełnej klatce zupełnie nie, ale w tych modelach BARDZO! I na Waszym miejscu mocno brałabym to pod uwagę. Jeśli robicie zdjęcia dzieciom, albo ujęcia z dołu- nie ma potrzeby kłaść się głową na podłodze- wystarczy podnieść sobie w odpowiedni sposób wyświetlacz i sprawa załatwiona. Przez te cztery lata ułatwiało mi to pracę wielokrotnie, bardzo często z tego korzystałam. Trochę ubolewałam nad tym, że nie miałam możliwości wysunięcia go na odwrót… ale nie można mieć wszystkiego. Pamiętajmy, że lustrzanki nie służą do selfie (chociaż ja bardzo często o tym zapominam hahah^^)
3. Wszystkie guziki były rozmieszczone z głową i po kilku latach używania ich codziennie już z zamkniętymi oczami umiałam zrobić wszystko! Szacun dla projektanta.
4. Nie posiada okienka na górze, w którym wyświetlane są wszystkie informacje potrzebne do ekspozycji, ale to wszystko pokazywane było na wyświetlaczu w bardzo dobry sposób. Mi było bardzo wygodnie (nie wiem czy canon ma taką funkcję, ale jeśli tak- to muszę jej poszukać)
1. Nie ma możliwości nagrywania filmów! Ubolewałam nad tym już po zakupie aparatu. Oczywiście, mając teraz możliwość nagrywania nie zrobiłam tego ani razu, ale to się niewątpliwie zmieni. Tym bardziej, że niedługo zaczynam pracę nad swoimi filmami. Brak możliwości nagrywania filmów w aparacie, to karygodne zaniedbanie.
2. Brak pilota do samowyzwalacza. Uwierzcie, że ta mała pierdółka była mi potrzebna wiele razy. Bardzo często robię sobie samej zdjęcia. Po pierwsze- ustawienie ostrości graniczy z cudem, a poza tym bieganie w tą i z powrotem po każdych dziesięciu sekundach przeznaczonych na jedną fotografię było naprawdę bardzo męczące. Po każdej sesji musiałam poświęcić kilka godzin na odpoczynek (ale to było akurat dobre, bo od razu mogłam przerabiać zdjęcia^^)
3. Sony ma bardzo drogie części, chociaż body jest bardzo tanie- to taki zabieg marketingowy, na który z łatwością się nabrałam… a później cierpiałam przy każdym zakupie. Przy innych firmach jest zupełnie inna sytuacja, poza tym w Canonie czy Nikonie jest bardzo dużo części używanych, do Sony najłatwiej było znaleźć nowe, chociaż to i tak nie było proste.
4. Brak wielu możliwości jeśli chodzi o zdjęcia. Już dokładnie nie pamiętam, bo doszłam do perfekcji tuszowania niedoskonałości aparatu w swojej głowie. Dlatego wymazałam to wszystko i nie mogę Wam podać przykładów. Jednak wiem, że wielokrotnie, kiedy na warsztatach fotograficznych, albo sama gdzieś zajarałam się fajnym efektem uzyskiwanym bez przeróbki… w ostateczności okazywało się, że mój aparat niestety nie sprosta zadaniu (i to jeszcze wtedy kiedy był nowy!:/)
5. Ma ogromną kartę (nie wiem jak ona profesjonalnie się nazywa), co powoduje mega wielkie problemy w momencie kiedy się zapełni lub na chwilę zgubimy kabel. Jest w każdym momencie problematyczna. Teraz mam niesamowity komfort tego, że mogę używać czegokolwiek i zapasową nosić w portfelu 🙂
Czy warto? To niesamowicie trudne pytanie. W obydwóch poprzednich wypadkach doskonale wiedziałam co mam Wam odpisać. Tym razem nie wiem. Model Sony Alpha 350 spędził ze mną pięć lat. Podczas nich zrobiłam trzy, albo cztery okładki do gazet, wiele pięknych sesji, sfotografowałam jedne z najważniejszych chwil w życiu kilku bliskich mi osób, wygrałam wiele konkursów, zrobiłam masę autoportretów, ozdabiałam tego bloga i pokazałam wielu osobo jak piękni są, chociaż na co dzień nie akceptowali siebie (i przez pewien okres było to dla mnie najważniejsze w mojej fotografii!). Pewnie, że wiele razy w złości mówiłam Wam żebyście nigdy nie kupowali tego aparatu… ale ja mam do niego tak wielki sentyment, że nigdy go nie sprzedam, nigdy nie oddam i zawsze będę darzyć ogromnym uczuciem. Cieszę się, że jego era w moim życiu się skończyła… mimo wszystko cieszę się, że była- chociaż może przydługa. Aktualnie na allegro lustrzanka ta nie przekracza tysiąca złotych, a jeśli dobrze poszukacie znajdziecie i taką z obiektywem już za sześćset złotych. Uwierzcie, że jest to tak tanio, że aż serce mi pęka ile teraz muszę wydawać na sprzęt ^^
Ważna informacja jeśli chodzi o lustrzanki- jeżeli zaczynacie dopiero swoją przygodę z fotografią nie ma sensu kupowania jej nowej. Używany sprzęt nie jest żadnych powodem do wstydu, jest wielką oszczędnością, a zazwyczaj jest to sprzęt, o który każdy dba i szanuje. To samo tyczy się obiektywów. Nie ma żadnego sensu kupowania nowych obiektywów, kiedy w internecie roi się od tych używanych o połowę tańszych. Najważniejsze, aby czytać w jakim są stanie 🙂 Tak jak już kiedyś wspominałam- nawet najgorsza lustrzanka jest lepsza od najlepszego kompaktu (wiem coś o tym), więc jeśli chcecie poprawić swoją fotografię, to warto nawet na sony alpha 350. Jednak jeśli chcecie iść dalej, to poszukajcie czegoś innego 😀
Nic dodać nic ująć 😀 Zdjęcie bez jakiejkolwiek przeróbki. Przy czym Canonem zrobiłam jedno zdjęcie na szybko (i maksymalnie przybliżyłam, ponieważ mam dwie różne ogniskowe w obiektywach, a chciałam żeby było jak najbardziej podobne), a z Sony robiłam ich aż trzy… i żadne mnie nie zadowala. No cóż-bywa. Cieszmy się zmianą, bo zmiany są dobre! 🙂
Uciekam. Buziaki! :*
1 Comment