Hejka! 🙂
Obudziłam się dzisiaj przed dziewiątą i tak niesamowicie byłam szczęśliwa, że mi się udało! 😀 To oznaczało, że mogę poświęcić kilka godzin na skończenie książki. Zapewne gdybym miała czas i chęć spędzenia jednego dnia w łóżku tylko z książką, to pochłonęłaby ją od razu- no ale cóż. Życie samo się nie przeżyje i nie chodzi tylko o to żeby wiecznie czytać. Choć to takie przyjemne!♥
Dzisiaj parę słów na temat najnowszej książki Jojo Moyes, czyli (jak głosi tylna okładka) ulubionej pisarki polskich bloggerów. Czy mogę się nie zgodzić z tym stwierdzeniem? Zdecydowanie nie, gdyż ja przepadłam przy pierwszym poznaniu. W każdym kolejnym tytule zakochuję się mocniej.
„We wspólnym rytmie”, to nowość wydawnicza, bo ma zaledwie… jeden dzień. Mi na szczęście czasami udaje się upolować coś jeszcze przed oficjalną premierą. Tak więc już dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma słowami na temat mojego już trzeciego spotkania z dziełem Moyes.
Bohaterkami są kobieta i dziewczynka. Zupełnie różne od siebie, z innych sfer społecznych. Nie wiedziałam czy istniałoby cokolwiek co mogłoby je połączyć przez cała książkę. A jednak! Zrządzenie losu sprawia, że spotykają się w sklepie i w pewien sposób są na siebie skazane, choć to miała być jedynie chwilowa pomoc…
Ta książka to opowieść o pięknej miłości! Miłości do koni. Coś co dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe, a przynajmniej było do dzisiaj. Jednak nie jest to książka jedynie dla koniar. Znaleźć w niej można tak mnóstwo wszystkiego, że aż dziwne, że to wszystko ze sobą tak płynnie współistnieje! To właśnie ta magia Moyes 😉
Jest śmierć, rozpad rodziny, rozwody, problemy nieletnich, brak pieniędzy, gwałty […] Lepiej spytajcie czego tu nie ma! Mimo wszystko to historia idealna na lato. Pomimo wszystkich możliwych problemów, które znajdują się w tej książce jakby wsypane z wora, jest to napisane tak luźnym, ale dobrym (!) językiem, że odpręża! Wciąga w historię niesamowicie, ale dzięki temu mamy zapewnionych kilka godzin tylko i wyłącznie z książką.
Okładka jest dobra. Po prostu. Całkiem dobre zdjęcie połączone ze świetnymi kolorami liter i dobrym rozmieszczeniem ich po stronie prezentacyjnej. Nie jest to nic górnolotnego, ale wygląda dobrze. Na pewno jest lepiej trafiona niż ta poprzednia! Pamiętacie moją notkę o Dziewczynie, którą kochałeś? To był totalny kosmos- co działo się na okładce, a co w środku. Jestem pewna, że grafik nie przeczytał nawet krótkiego opisu historii. Tragedia! Tutaj było lepiej. Całe szczęście.
Więc co? Więc idźcie do sklepów i kupujcie, bo to naprawdę świetna książka! Taką jestem szczęściarą, że ostatnio trafiam na jedynie dobrą literaturę!♥ Już dawno nie miałam tak pięknego czasu czytelniczego. Ten wolny czas to jednak najlepsze co można mieć! 😀
+mam nadzieję, że widzicie różnicę w moich zdjęciach- jak teraz mocno się staram! 😀 Nawet wychodzę na dwór na „sesje książkowo-zdjęciowe” hahah. Boje się tylko zimy i tego, czy dalej mi się będzie chciało… ale na razie o tym nie myślę. Mam jeszcze z trzy miesiące spokoju :p
Hej!
Weszłam też na tamten poprzedni wpis, bo coś mi świtało, że go widziałam… i nawet jest tam mój komentarz! A byłam pewna, że nie wchodziłam tu w tym roku, nie licząc kilku ostatnich wpisów, m.in. tego filmowego. Szok. No, ale mniejsza z tym. Zdałam sobie też właśnie sprawę, że właśnie napisałam Ci może z 5 komentarzy i chyba za każdym razem podpisałam się inaczej XD No ale Tina vel. Lizzy vel. Lizzy Mad Hatter to ja! Ta, co kocha notki filmowe; książkowe też, choć tymi się nie sugeruję już, bo mamy baaardzo różny książkowy gust ^^ Ale miło mi czytać o książkach, haha. A ostatnio szukam właśnie jakiejś lekkiej lektury, więc może jednak tam pani Moyes szansę.
wspominałaś coś już kiedyś, że się nie sugerujesz 😀 Spoko, rozumiem. Inny gust 😉