Hejka! 😀
Dzisiaj mam niesamowicie zalatany dzień i cudem udało mi się trafić tutaj przed północą z czego niesamowicie się cieszę! 🙂 Mogę Wam tylko zdradzić na wstępie jeden sekret- zakochałam się w Insta relacjach i staram się wstawiać tam coś przez cały dzień, dlatego chociaż nie było mnie dzisiaj ani na blogu, ani na facebooku (i dobrze! Nie zawsze można wyskakiwać z lodówki) to tam szalałam. Zachęcam Was do obserwacji, jeśli macie ochotę, chyba warto. Czasami gadam głupotki o moich włosach czy innych nieistotnych rzeczach, ale częściej kieruję się na inspiracje. Bla bla bla, wczoraj postanowiłam, że za dużo już zachęcam do lajków i tego wszystkiego- muszę zrobić sobie mały odwyk i po prostu totalnie się tym nie przejmować. Zdążę się jeszcze nazapraszać hahaha 😀
Od rana zastanawiałam się cóż ja dzisiaj mogę Wam pokazać i bałam się, że będę musiała zrobić jednodniową przerwę od mojego codziennego pisania (a jak wiadomo- jak zrobi się pierwszą, to kolejne „dni wolne” lecą bardzo szybko) jednak Pan Kurier przyszedł mi z pomocą i przyniósł do mnie czarną kopertę, która skrywała w sobie cuda! 🙂 Po pierwsze: czaicie to- czarna koperta, z automatu się zakochałam, do tego z tyłu była różowa vlepa firmy. Wszystko piękne i gustowne. Byłam tak podekscytowana, że nie chciałam jej otwierać, żeby nie psuć sobie niespodzianki… no tak, tak mam, że czasami nie otwieram czegoś kilka dni, bo tak mi się podoba, że już to mam i chcę zostawić sobie lekkie niedopowiedzenie. Dziwne? Tak, ale moje.
Biżuteria KOPI Natalia Kopiszka podoba mi się od zawsze! Nie wiem kiedy pierwszy raz na nią trafiłam, ale było to dosyć dawno i kupiła mnie zdjęciami, na której przedstawiona była jej twórczość. Zdradzę Wam kolejną tajemnicę- właśnie tak najłatwiej mnie do siebie przekonać, dobrymi zdjęciami swojej marki. Na fotografiach była dziewczyna w zwykłym białym topie z wystawionym językiem- ludzie, rewelacja! Czaiłam się na tę biżuterię i czaiłam, trochę była dla mnie za droga, trochę się obawiałam, że w sumie to bez sensu wydane pieniądze, bo i tak nie noszę kolczyków… Kilka razy nawet zamawiałam kilka z nich, ale w ostatnim rozrachunku rezygnowałam- bo przecież nie fanaberie najważniejsze, lepiej inaczej spożytkować pieniążki dziewczyny, która z biżuterią ma na bakier 😉 Ostatnio jednak zobaczyłam nowe zdjęcia AH! no i przepadłam na dobre. Nowe zdjęcia przedstawiają akcesoria do włosów- takie rzeczy zupełnie nie są mi przydatne (jedyną rzeczą, której używam do włosów jest bordowa kokardka z aksamitu z H&M i uwierzcie, że uwielbiam ją zaczepiać na kitka. Czuję się wtedy elegancko… chociaż może nie powinnam?:p) w każdym razie znów weszłam w interesującą mnie kategorię i zdecydowałam, że dosyć tego! Zamawiam. Zamówiłam. Zapłaciłam (tak moi mili, płacę za zamówienia, posiadanie bloga praktycznie nigdy mnie z tego nie zwalnia :)) No i dzisiaj przyszły.
Można by było się zastanowić, cóż to ma wspólnego ze sztuką? Ten blog taki o sztuce, zupełnie nie o modzie, może trochę o lifestyle… ale no teraz właśnie przychodzę do Was z małym wyjaśnieniem. Biżuteria była sztuką, jest sztuką i będzie sztuką, ale czasami trudno w niektórych rzeczach dostrzec coś więcej… i później nawet połączyć to z czymś tak błahym jak cena. W czerwcu były urodziny Piotra i zastanawiałam się nad prezentem- zdecydowałam się na bransoletki mojego projektu i wtedy otworzono mi oczy na to wszystko! Ileż to kosztuje pracy, ile pochłania czasu, jak bardzo jest wartościowe. I uwierzcie, że aktualnie tak bardzo to docenię, że już totalnie nie jara mnie jakaś biżuteria z sieciówek itp. Mam nadzieję, że pieniądze spadną mi z nieba i będę mogła pozwolić sobie na zakupy tego typu troszkę częściej. Z miłą chęcią informowałabym Was czy rzeczywiście jest fajne, godne polecenia, dobrze wykonane, warte zachodu. Dla mnie liczy się również opakowanie, bo cała otoczka jednak robi swoje! 🙂 Dzisiaj chciałabym Wam pokazać pierwsze moje tego typu zamówienie na blogu i podzielić się swoją opinią. Są to dwie pary kolczyków oraz jedna broszka. Zapraszam do lektury! 🙂
Broszka w kształcie maski. Na stronie nie wygląda aż tak zachęcająco, ale na zdjęciach, gdzie modelka miała ubraną koszulę i przypiętą broszkę pod szyję (coś ala krawat?) wyglądało to fenomenalnie. Biżuteria jest naprawdę spora i nie da się jej nie zauważyć. Nie jest ona zrobiona na agrafkę (tak jak mi się zazwyczaj kojarzyły), jednak dzięki mocniejszemu przypięciu broszka będzie się lepiej trzymać i nie będzie się wywijać. Martwię się tylko o materiał, ale mam nadzieję, że nie będzie go dziurawił. Jest dosyć problematyczna jeśli chodzi o odciski, bo widać na jej gładkiej powierzchni totalnie wszystko… i tak sobie piszę i widzę mnóstwo małych wad, ale to ma się nijak do szczęścia, które poczułam widząc ją. Nie wstawiam Wam tu zdjęć w użyciu, ponieważ wyszłoby to szalenie blado- jeśli kiedyś ją założę akurat w momencie kiedy będę robić zdjęcia na bloga, to z miłą chęcią Was o tym poinformuję i będziecie jeszcze lepiej wiedzieć jak wygląda (i wtedy napiszę Wam też co z dziurawieniem ubrań). Tyczy się to również poniższych produktów. Je również będę pokazywać w naturalny sposób, nie dzisiaj 😉 Tak sobie teraz myślę, że broszki to już chyba taka niezbyt „noszona” biżuteria, jestem ciekawa ile razy zdecyduję się na jej założenie. Trochę szkoda, że nie jest to dla nas już naturalne. Mam w swojej kolekcji mnóstwo fajnych broszek od mamy czy od babci, że nigdy nie pamiętam żeby którąkolwiek użyć. Może jest to właśnie pierwszy krok w zmienieniu tego nawyku? Byłoby fajnie! 😀 Jeszcze odnośnie opakowań- jak widzicie na fotografiach każda z poszczególnych biżuterii została spakowana do pojedynczego opakowania. Czarnego ze złotą dłonią. Wcześniejsze pudełka były blado różowe i cieszę się, że jednak zwlekałam ze swoim zamówieniem tak długo, bo te podobają mi się o wiele bardziej! 🙂
Kolczyki w kształcie oczu. Ciśnie mi się na język słowo „hit KOPI”, ale po chwilowym zastanowieniu uznałam, ze wszystko u niej jest już kultowe! Zarówno te oczy, jak i kolczyki, które zobaczycie poniżej i wszystko inne co znajduje się u niej na stronie. Kolczyki urzekły mnie tym, że można je nosić na dwa sposoby. Jeden kolczyk składa się z trzech części, a nie standardowo dwóch. Na stronie podpatrzyłam, że dziewczyny mają jedną część na zewnętrznej stronie ucha, a drugą w wewnętrznej. Wszystko jest bardzo stabilne, bo scala to zapinka. Daje to efekt trójwymiaru i sprawia, że kolczyk jak i samo ucho jest o wiele bardziej ciekawe! Kiedy dzisiaj zakładałam kolczyki nawet nie pomyślałam o tym, że można je założyć inaczej, kupuję ten pomysł w stu procentach. Bardzo mi się podoba. Można te kolczyki nosić również jako same oczy, chociaż wtedy są dosyć zwykłe- ale kto zabroni? I tak wygląda fajnie! Tak więc z jednych kolczyków mamy aż trzy wariacje! Ekstra. Po wyjęciu kolczyków z opakowania wydawały mi się bardzo małe i byłam trochę rozczarowana, ale po prostu zbyt długo napatrzyła się na nie w komputerze na powiększeniu. Po założeniu nie wyobrażam sobie, że mogłyby być większe. Są wręcz idealne!:)
Kolczyki koła- czyli najcudowniejsza rzecz jaką udało mi się dorwać od KOPI. Rewelacyjnie się w nich czuję! Gdyby nie moja dzisiejsza wizyta u fryzjera (o niej za kilka dni na blogu, bo się działo!), to zapewne nosiłabym je cały dzień. Cudowne. Założyłam je oczywiście tak jak proponuje to sama Natalia, ale odkryłam w nich tak wielki potencjał, że zapewne będę kombinować. Jeden kolczyk składa się aż z czterech części i robi to naprawdę mega robotę. Można nosić zarówno wszystko na raz lub tylko po trzy rzeczy, ale jednym z najfajniejszych zaskoczeń jest to, że część,która scala ze sobą wszystkie elementy również może być małym, delikatnym kolczykiem i co najfajniejsze są one takie same (chyba), jak te które można kupić osobno na stronie (i które sama chciałam kupić podczas szykowania tego zamówienia!). Sprawia to również, że możemy zabrać na chwilkę promienie z poprzedniego kolczyka i stworzyć coś zupełnie nowego. Jeny! Świetna rzecz. W tym wszystkim chyba właśnie ta dowolność podoba mi się najbardziej! 🙂
No i tyle na dzisiaj. Aż tyle! ;D
Buziaki! :*