Sztuka

Zikkurat, czyli jak skończyłam Liceum Plastyczne

No witam Was serdecznie! 🙂

Jeśli znaleźliście się właśnie dzisiaj na moim blogu, to pewnie zżera Was ciekawość co i jak z moim dyplomem artystycznym, który kończył moją edukację w Liceum Plastycznym. Mój dzisiejszy dzień był bardzo długi i skończył się dopiero teraz, dlatego tak późno post się pojawia- ale jednak! Dotrzymałam obietnicy, którą złożyłam już dawno temu. Na początek trochę o tych przyjemniejszych rzeczach, czyli dniu dzisiejszym, który swoją drogą zawsze byłby ciekawszy niż teoria z historii sztuki, ale nie byłabym sobą, gdybym na fioletowym-sercu nie wspomniała o czymś co złamało mi serce^^ Właśnie przejrzałam wszystkie foldery, w których miałam coś na temat dyplomu oraz wszystkie konwersacje na facebooku z ludźmi, którym spamowałam o moim dyplomie od początku roku szkolnego. A więc do dzieła!
W 2013 roku postanowiłam, że Liceum Plastycznym, które wybiorę będzie to w Gronowie Górnym. Nikt z nas nie za bardzo wiedział czym różni się reklama wizualna od technik graficznych, tym bardziej, że sami nauczyciele mówili, że nie ma to większego znaczenie, dlatego jakoś tak na chybił-trafił zdecydowałam się na techniki, już nawet nie pamiętam dlaczego. Bogu tylko mogę dziękować, że nie było wtedy specjalizacji takiej jak fotografia, bo ślepo bym tam pobiegła i nie rozwinęła się w żadnym kierunku. Te cztery lata w Liceum pokazały mi jak wielki krok w swoim rozwoju zrobiłam wybierając właśnie grafikę. Jestem pewna, że nie odnalazłabym się w estetyce drugiej grupy. Uwielbiałam wszelkiego rodzaju linoryty, suche igły, sito, czy cyfrowe plakaty. Nie wyobrażam sobie tych czterech lat bez czarnych rąk od farb i tej całej brudnej roboty, z którą była związana grafika warsztatowa. Gdybym mogła w takich zajęciach uczestniczyć bez szkoły, bez ocen, to niewątpliwie przychodziłabym tam do końca życia! 😀 Zajęcia z naszym nauczycielem niewątpliwie spowodowały, że to właśnie w taki sposób postrzegam sztukę i taką sztukę chcę tworzyć. Jestem szczęśliwa, że udało mi się być w miejscu, w którym się znalazłam… ale przecież- nic nie dzieje się przypadkiem. Ten u góry wiedział co robić. Dobrze, że wiedział! Przez trzy lata edukacji podziwiałam dyplomy artystyczne, które w mojej opinii są zupełnie nierozerwalną częścią uczęszczania do tego rodzaju szkoły, z Magdą wiedziałyśmy, że przystępując do obrony każdy jest już w pewien sposób ukształtowany i niewątpliwie bardzo, ale to bardzo dojrzały w swojej twórczości- przecież dyplomy to zawsze cuda nad cudami! Przyszedł moment i na nas. Po wakacjach wróciliśmy z pełnymi bateriami i niesamowitą chęcią do działania. Zapieraliśmy się rękami i nogami, że przecież nie postąpimy tak jak inne roczniki i na pewno nasze dyplomy skończone będą dwa miesiące przed ostatecznym terminem. Wyszło jak wyszło… czyli z planów nie wyszło nic, ale dyplomy dzisiaj dobiegły końca i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Jestem dumna z siebie jak i z całej mojej klasy, która pokazała swoją dojrzałość, talent i niewątpliwie są to jedne z najlepszych ba! z całą pewnością są to najlepsze dyplomy w historii tej szkoły. Genialne plakaty do filmów, książki, biżuteria, oprawa graficzna płyty z autorską muzyką, czy nieziemskie plakaty odnośnie uzależnień. Wszystko to sprawiło, że nawet jeżeli mieliśmy kryzysy i po cichu nikt w nas nie wierzył, to wykonaliśmy swoje zadanie i jest się czym chwalić! ♥ Ale spokojnie, nie o mojej klasie przecież tutaj mowa. Czas przejść do sedna sprawy i przedstawić mój dyplom artystyczny.
Tematem mojej pracy dyplomowej od początku miała być naturalność oparta na podstawie Kobiety. Na początku jedynie z estetycznej potrzeby zrobienia czegoś dobrego i niewymuszonego wraz z połączeniem fotografii zdecydowałam się na cykl plakatów promujących naturalność. Z perspektywy czasu jestem przeszczęśliwa, że nie zdecydowałam się na ten krok, bo już wtedy miałam problem z podpięciem pomysłu pod jakąkolwiek kampanię, czy grafikę użytkową. I tutaj należy się pokłon w stronę fioletowego-serca. Jeśli ktokolwiek powie mi, że prowadzenie tej strony nie ma sensu, to nigdy się z tym nie zgodzę. Pomijając już te wszystkie dodatnie elementy, które w moim życiu tworzą coś genialnego- zaczynając od wspaniałych ludzi, których poznałam, a na zapasie książek na kolejne trzy lata kończąc stało się to, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. To właśnie ten blog i jakieś tam zauważalne gdzie nie gdzie co jakiś czas moich umiejętności swobodnego pisania (hohoho) sprawiły, że powstał pomysł napisania książki, a może nie tyle napisania, co opracowania graficznego swoich własnych tekstów. No i temat gotowy! Nie spodziewałam się, że w wieku dwudziestu lat będę mogła poszczycić się napisaniem swojej książki oraz przede wszystkim opracowaniem jej i własnoręcznym złożeniem (co okazało się nie lada wyzwaniem).
W swojej pracy wykorzystałam zrastrowane zdjęcia półaktów Kobiet w ich naturalnym środowisku jakim jest ich własne mieszkanie. Wygląd pomieszczenia nie był wcześniej narzucony, to konkretna Kobieta decydowała jak przyjmie mnie oraz mój obiektyw. Dla mnie najważniejsze było, aby bohaterki moich zdjęć były bez makijażu. Chciałam uchwycić jak największą naturalność. Wykorzystałam efekt rastra przede wszystkim po to, aby nadać mojej pracy lepszego efektu graficznego, ale również chciałam w pewien sposób zasłonić Kobiety, stworzyć cienką kurtynę, dzięki której mogły czuć się bezpiecznie. Odbiorca potrzebował poświęcić większą część swojego czasu na rozszyfrowanie fotografii i dopatrzenia się sensu zdjęcia. Jest to forma czytelna, ale nienachalna.
Kontrowersyjny, jak się okazało, pomysł na tytuł książki od początku był dokładnie przemyślany. Ta. ma dwa znaczenia- jedno, oczywiste ta-ona-kobieta, natomiast tym, które interesuje mnie najbardziej jest swego rodzaju pyskówka: „ta, jasne”, co puszczać miało lekkie oko do odbiorcy, który żyje w świecie, gdzie naturalność nie jest niczym pożądanym. Ta. miało być jakby pierwszym słowem, które nasuwa się na myśl po stwierdzeniu, że naturalność jest dobra.
Gadżetami promującymi książkę stały się pocztówki ze zdjęciami Kobiet w dwóch wariantach- z rastrem i bez. Pierścień scalający cały zestaw został wykonany z materiału, który pochodzi z recyklingu, co również łączy się w całość z tematem mojej pracy. Zostały one wydrukowane na kartonie.
Natomiast moim drugim gadżetem jest wiatrak. Z jednej strony bardzo infantylny przedmiot nabiera powagi przy głębszym zapoznaniu się z elementami znajdującymi się na nim. Tutaj również wykorzystałam grafikę, która jest charakterystyczna dla moje pracy dyplomowej. Zdecydowałam się na niego z powodu w jaki wiatrak wprowadzany jest w ruch. Jest do tego użyty naturalny powiew wiatru lub własna naturalna siła.
Poniżej zobaczyć możecie również kilka zdjęć promocyjnych, gdzie tytuł nabiera jeszcze głębszego znaczenia. Inspirowane one były instagramowymi zdjęciami, którym sprzeciwiam się już na pierwszych stronach mojej książki. Idealne śniadanie w łóżku,wykreowany idealny poranek…. i naturalność? Miał powstać swego rodzaju kontrast, ale z drugiej strony przez wykonanie estetycznych zdjęć zgodnych z panującą modą uznałam, że mogłaby ona zachęcić o wiele więcej osób do jej przeczytania, co spowodować mogło różne refleksje oraz promowanie naturalności.
Podsumowując (tę pierwszą część notki) stwierdzam, że dzisiejszy dzień był najprzyjemniejszym dniem w ciągu całej mojej edukacji życiowej i jest mi niezmiernie miło, że to wszystko się już skończyło i że mogę teraz w spokoju przywracać swój dom do wyglądu sprzed kilku miesięcy- bez żadnych kartonów, składanych książek, walających się wszędzie okładek, wiatraków i zdjęć. Już dzisiaj wypełniłam swoją misję darcia próbnych wydruków, które nie wyszły. Oh, jak było miło! 😀 Dzisiaj jednak nie pokażę procesu twórczego, dzisiaj zostanę przy tej bardziej oficjalnej części, natomiast jutro przejdę do tej brudnej roboty i pokażę Wam choć trochę od zaplecza. Swój dyplom z technik graficznych obroniłam na ocenę CELUJĄCĄ, a jeśli ciekawi Was jak wygląda w środku (z oczywistych względów nie mogę jej tu publikować, jednak poza zdjęciami dla mnie bardziej intymne są moje teksty, które chcę zostawić jedynie w ramach książki- a swoje zdjęcie z chęcią bym Wam pokazała, bo uważam, że jest genialne i oddaje cały mój charakter. Myślę, że za 30 lat to będzie coś cudownego móc wrócić do tak prawdziwych zdjęć!♥) moja książka i czy wiatraki rzeczywiście się kręcą- co zapraszam Was wszystkich bardzo serdecznie 28 kwietnia o godzinie 16.00 do Galerii El, gdzie będą wystawiane nasze dyplomy! 🙂
Bardzo chciałam zrobić piękne zdjęcia na bloga podczas moje obrony, ale byłam tak zestresowana, że te kilka zdjęć przed moją wielką chwilą nie wyszły, a ISO nastawione miałam chyba na miliard! Co ten stres robi z człowiekiem ^^
chwilę przed obroną:

 

 koszula: Medicine KLIK | spódnica: sh+praca własna | ulubione obcasy: H&M

chwilę po obronie:

 koszula: Medicine KLIK | spódnica: sh+praca własna | ulubione baleriny: H&M
I jeszcze na koniec kilka słów o dniu poprzednim, czyli najgorszym scenariuszu jaki mogłam sobie wymarzyć… i o Bogu, którego tak ciężko odnaleźć w trudnych chwilach. Kto chce niech czyta, kto już ma dość tak wielkiej ilości słów, dziękuję za uwagę i zapraszam jutro! 😀
Wiecie jak to jest, kiedy nastawicie się na coś bardzo negatywnie… nie ma bata, żebyście zmienili do tego nastawienie. Miałam tak z Zikkuratem- mezopotamska architektura, o której powiedzieć można tak niewiele, że chyba nawet nie warto zaczynać, przynajmniej ja zawsze wychodziłam z tego założenia… do czasu. Od czterech lat z Magdą śmiałyśmy się, że najgorsze co może stać się na dyplomie z historii sztuki jest wylosowanie Zikkuratu. Śmiałyśmy się z tego nawet w nocy przed egzaminem. W życiu by mi do głowy nie przyszło, aby choć spojrzeć na tą budowlę przy gorliwej nauce trwającej ponad tydzień. Oglądałam różne obrazy, analizowałam je w głowie, architektura, rzeźba, oczywiście pytania, których bałam się najbardziej i prezentacja na temat wybranego wydarzenia artystycznego- wszystko to wskazywało na sukces…. Poza tym cudem udało mi się z Magdą zdobyć intencję na calutką mszę, modliłam się z uporem maniaka w każdej możliwej wolnej sekundzie swojego tygodnia, aż wreszcie zaufałam i stwierdziłam: „Tak się modle, tak jest super, kurcze, przecież Bóg wie czego potrzebuję. Tu mi podpowie, tu mi dobrze wybierze. Na pewno dostanę pytanie o pop-art, a do analizy swoją ukochaną dadaistyczną pracę pt. „Młoda Panna rozebrana przez swych kawalerów jednak”- szóstka murowana, a moje szczęście w gratisie i duma z siebie na całe życie no i wiadomo +100 do wiary, bo przecież skoro Bóg taki dobry to nie opłaca się nie wierzyć! Weszłam. Wylosowałam.
Zikkurat.
….
Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się nie zwracać jakiejkolwiek uwagi na dzieło do zanalizowania. Jestem pewna, że gdybym chociaż przez chwilę spojrzała na nie, to wybiegłabym z sali bez zbędnego użalania się nad sobą- po prostu- niektórzy mają pecha, nie każdy musi zdać dyplom. Mnie jednak coś pchało i mówiło: „spokojniutko, rób sobie pierwsze pytanie- przecież chciałaś je wylosować (nie, to nie był pop-art, ale symbolika we wczesnochrześcijańskie, która również była przyjemna), później zrób sobie spokojnie plan na prezentację i niczym się nie przejmuj. Czas się skończył. Usiadłam naprzeciwko komisji… i nagle z niewyjaśnionych względów ogromny piorun strzelił w ziemię. Można? Można. A więc Zikkurat…
I co w takim momencie? Przecież zamówiłam msze! Przecież się modliłam! Boże, jak ja Cię prosiłam! A Bóg co? Znów pstryknął mi palcem w nos… Ah, ten Bóg.
A WCALE NIEPRAWDA! Oczywiście, był czas na płacz (bardzo dużo płaczu), był czas na smutek i zdenerwowanie… ale później przyszedł czas na analizowanie. Nic nie poszło mi dobrze, bo wciąż w głowie miałam nieuchronne nadejście analizy architektury, ale mimo wszystko Bóg był w każdej sekundzie tej strasznej tragedii i pomagał mi w małych rzeczach, których nie musiałam zauważyć. A jednak zauważyłam (to również łaska). Objawił się w niesamowitej komisji, która pomagała mi w mojej okropnej sytuacji jak mogła. Objawił się w spokoju, który był we mnie przez pierwsze minuty egzaminu. Był w tej dziwnej pogodzie. Był podczas wybierania pytania i pewnie nawet podczas wyboru dzieła sztuki… był wszędzie chociaż tak trudno było mi go zobaczyć na pierwszy rzut oka. Bóg nie jest wróżką, nie będzie spełniał każdego naszego życzenia, nawet jeśli wydaje nam się, że niesie w sobie jedynie dobro. No tak już jest, ale moja wiara podniosła się do poziomu dziesiątego. Tak sobie myślę, że skoro nie znienawidziłam Go za ten Zikkurat, to już nigdy nie znienawidzę ^^ Amen!
Buziaki! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *