Wiecie… w teatrze zza kulisami jest mnóstwo głośników, słychać przez nie każdy dialog wypowiedziany ze sceny. Słychać również, kiedy inspicjentka woła kolejnych aktorów na scenę no i oczywiście na koniec słychać gromkie brawa… czasami też gwizdy, ale nie wnikajmy w kulturę osobistą gimnazjalistów lub bardziej jej brak oczywiście. No i wtedy po dwóch godzinach znudzonym charakteryzatorkom powraca iskierka życia. Po tych oklaskach mają one niecałą minutę na zrobienie miejsca i czekanie na falę rozentuzjazmowanych aktorów. Wbiegają wszyscy przez te małe drzwi- jeden po drugim. Zajmują najlepsze miejsca, nawilżone chusteczki, płyny do demakijażu i bliżej nieokreśloną tłustą maź dzięki której cała nasza trzygodzinna praca schodzi prawie(!) bez trudu. Szał trwa mniej więcej dziesięć minut. Mycie włosów, ścieranie krwi z czoła, ściąganie białej farby z zębów, odklejanie nosa. Później jest już spokojniej. Aktorki przychodzą zdejmować peruki, aktorów już prawie nie ma. Zostają jedynie zużyte chusteczki i otwarte opakowania.
Rok temu skupiłam się na udokumentowaniu procesu tworzenia, w ten piątek na destrukcji….
W ciągu dziesięciu minut zrobiłam 28 zdjęć. Wróciłam do domu i… byłam zachwycona, no! To jednak ta magia teatru. Wiadomo, że to zupełnie coś innego niż w poprzednim październiku. Wtedy miałam dużo czasu, aktorzy odpoczywali na fotelach, wszystko było estetyczne i piękne. W piątek wszystko było tłuste i w połowie zmyte. Były chusteczki i kremy przy twarzach zniszczonych i wycieńczonych od kosmetyków. Były pozdejmowane kostiumy do połowy… dobrze było! Ale inaczej. Chociaż cały czas czułam, że trzymam się konwencji : zdjęcie przez ramie z odbiciem w lustrze. Na raz to był naprawdę mega sposób, ale nie chciałam powielać swoich prac tylko dlatego, że były dobre.
Wieczorem miał odbyć się już ostatni spektakl Balladyny w tym roku. Sprawdzałam gdzie bym mogła wejść tak żeby zdjęcia robić z góry, ale niestety nigdzie nie było takiej miejscówki. Płakałam, że chciałabym usiąść na parapet przy suficie, bo tam byłoby idealnie- idealna perspektywa na wszystkie lustra… no ale przecież za wysoko, nie wejdę. Wejść nie weszłam, ale zostałam podsadzona przez Zapowiadacza … uwierzcie, że jak po spektaklu aktorzy wchodzili i czuli błysk lampy byli tak zdziwieni, że nie wiedzieli co się dzieje. Rozglądali się po charakteryzatorni i nagle przy drugim fleszu zauważali mnie. Hahaha, mam mnóstwo zdjęć pod tytułem: Karolina?! Coś Ty znowu wymyśliła?! 😀 HAHAHHAHAA. Uwierzcie, ze zejście z tamtego miejsca było koszmarem. Ale daliśmy radę- wspólnymi siłami… a zdjęcia chyba też nie najgorsze. Chociaż sentyment do tych pierwszych zostanie już w moim sercu na zawsze. Także nie ma nawet możliwości im dorównać ! 😀
Jeżeli kilka z nich chcielibyście sobie przypomnieć to są TUTAJ
Buziaki! :*
Kurcze jak cudnie, jak cudnie!
Świetne zdjęcia 🙂