Są etapy w życiu każdego człowieka, kiedy to może wręcz latać kilka centymetrów nad ziemią. U mnie już naprawdę dawno nie było źle, jednak jeżeli zawsze jest dobrze, to w końcu przestaje się to zauważać i doceniać no i nagle pojawia się takie WOW, że stać Cię nawet na przenoszenie gór. Ja tak od jakiegoś czasu już mam, a ta radość nawet gdyby trwała do końca życia jest zbyt mocnym uczuciem żeby nagle stała się rutyną. Tylko, że to uczucie jest przede wszystkim wspaniałe dlatego, że zdarza się rzadko, a po nim przychodzi powrót do normalności. Wiecie, właśnie sobie żyję w takim miesiącu miodowym, w którym to mogłabym gadać cały czas o Bogu i uwierzcie, że powstrzymuję się pisząc tutaj notki jak tylko mogę żeby nie zanudzać Was Nim cały czas. Każda minuta mojego życia jest Nim teraz wypełniona, więc ciężko się do tego nie ustosunkowywać- ale uwierzcie, że na fioletowym-sercu się staram. Potrzebnie? Niepotrzebnie? Nie takie było założenie tego bloga. No ale dzisiaj to już po prostu muszę!
Ponieważ uwielbiam Go w tym, że dzisiaj zmotywowałam się do pójścia na basen i pływałam sobie z trzema innymi osobami, co na Dolince jest wyczynem, ponieważ zazwyczaj na jednym torze pływa po pięć osób, więc na całym basenie znajduje się około dwudziestu pięciu… a tutaj proszę- jedynie trzy!
Uwielbiam Go w tym, że wczoraj znalazłam wspaniałą krawcową, która uszyje mi przepiękną kreację na studniówkę, a już traciłam nadzieję ( a o przygotowaniach do studniówki niedługo napiszę osobny post, bo strasznie mnie bawi zaistniała sytuacja, która właśnie tworzy się w mojej głowie ^^ )
Uwielbiam Go we wszystkich osobach, które wprowadzają tyle nowego szczęścia w moje życie!
Uwielbiam Go w tym, że cały czas daje mi tak niesamowicie mocne znaki.
Uwielbiam Go w codziennych mszach.
Uwielbiam Go w Piotrze.
Uwielbiam go w tej mojej codziennej walce o długie włosy! ^^
Uwielbiam Go we wspaniałej Pani, która sprzedawała mi dzisiaj włóczki na skarpety!
Uwielbiam Go w mojej Babci- bo jest najwspanialszą Kobietą na świecie i w mojej Mamie i…. i uwielbiam Go we wszystkim co właśnie mnie otacza. Co jest dobre.
Uwielbiam Go w moim Bracie, bo jak myślicie, że macie super Brata- to jesteście w błędzie! ^^ Mój jest najlepszy! Jest wspaniałym Bratem, Synem i przede wszystkim Ojcem… a wspaniałych ojców w moim otoczeniu próżno szukać…. i co by nie mówić, to ten Brat mi się udał najbardziej w moim życiu!! ♥
Uwielbiam Go również w tym, że właśnie mnie odnalazł i pozwala mi tak pięknie teraz żyć!
I tak sobie myślę, że poleciłabym to każdemu z Was! Ja chyba bym się skusiła… nigdy nie miałam wielkiego nawrócenia zawsze jakoś tam- lepiej lub gorzej- wierzyłam, ale miłość ogromna przyszła dopiero z czasem… Jednak rozmawiając z ludźmi, którzy nawrócili się po czasie dochodzę do wniosku, że oni zupełnie inaczej postrzegali katolików… zawsze byli dla nich niesamowicie szczęśliwi… dla mnie byli zwyczajni, bo spędzałam z nimi mnóstwo czasu… ale chyba coś w tym jest Więc jaka recepta na szczęście? Otworzyć swoje serce i pozwolić zadziałać Bogu na wszystkich płaszczyznach życia.
Wiecie jak mi czasami ciężko z niektórymi rzeczami! Kiedy Bóg coś mi daje, a później zabiera. Kiedy pozwala mi kogoś poznać i nagle mi go wysyła gdzieś na koniec świata! I pewnie w życiu bym tego nie przeżyła sama, no bo przecież to nie miałoby żadnego sensu! Ale z Bogiem wszystko ma jakiś sens, ponieważ On ma na nas idealny plan… i takie beznadziejności pokazują nam jedynie jak bardzo nasze myślenie różni się od jego wspaniałomyślności… Bez niego nigdy nie przeżyłabym marcowych sytuacji- a tutaj proszę… stało się najgorzej, a ja po prostu więcej chodziłam do kościoła i więcej się śmiałam. Z boku wyglądałam na człowieka bez serca, ale w sercu to mi się dopiero działy rzeczy niemożliwe! Teraz muszę spędzać każdą środę z człowiekiem, z którym w ogóle nie chciałam już mieć nic do czynienia… i zawierzając to Bogu- nagle mogę z nim normalnie robić WSZYSTKO! Spędzać idealnie imprezy, jeździć na przejażdżki i planować wędrówki.
A najbardziej na świecie uwielbiam Pana za to, że dał mi Łukasza, dzięki któremu moja wiara to istne cudo! Człowiek nie wierzy i to jedyny Ktoś w moim tak bliskim otoczeniu, który Boga całkowicie nie akceptuje… a ja w nienaturalny i dziwny sposób docieram do niego z Nim… i wiecie, polubił Go nawet. Co prawda mówimy o nim jako o Moim Bogu, ale wiem, że tam na górze jest na niego jakiś super plan! Cały czas się dziwi jakim cudem na mnie trafił, ale ja jestem przekonana, że tutaj nie było żadnych zbiegów okoliczności, bo takowych nie ma.
W takich sytuacjach ciężko mi myśleć o Bogu jako o kimś groźnym. Dla mnie zawsze jest kimś kto patrzy na mnie z góry i podśmiewa się ze wszystkich sytuacji, które mi się zdarzają i z których musi mnie podnosić. Ponieważ Bóg jest największym żartownisiem świata i nie pozwala mi o tym zapomnieć… ale to jest dobre. Trafił swój na swego!
Tylko jedno coś mi nie działa… ale może dlatego, że dziewczyn nie za bardzo lubię, to nie powinno działać? ^^ W każdym razie- bez Boga pewnie bardzo bym się tym zamartwiała, a tak to… jest tysiąc razy łatwiej. Bezboleśnie… no może po prostu o wiele mniej boli. No nie ma co mówić- dziewczyny to zło, nie rozumiem ich istnienia ^^ Chociaż na szczęście nie wszystkie! Znam małą garstkę takich, z którymi mi całkiem dobrze
I tyle… czuję, że swoją potrzebę monologu zapełniłam w jakimś tam znikomym procencie. Resztę zostawiam w głowie
Uzewnętrznienie stu procentowe uważam za zaakceptowane!
Buziaki! *
i super, uśmiechaj się z korzystaj z Niego w 100 procentach hihi