Hejka! 🙂 Co tam u Was? Ja co prawda we wczorajszej notce mówiłam Wam, że ze zdjęciami mojego autorstwa na jakiś czas się rozstaje na tym blogu… ale jednak długo nie wytrzymałam. Dzisiaj z aparatem nie rozstawałam się od piątej rano. Zaczęło się od fotografowania powiatu. Wróciłam do domu i postanowiłam, że pokażę Wam kolejny miesiąc mojego zapuszczania włosów.
Sprawy mają się tak, że miesiąc picia drożdży, to było i tak zbyt wiele. Teraz w sklepie nie mogę nawet obok nich przejść. Traumatyczne doświadczenie i nawet gdyby rosły mi 10 cm na miesiąc to nie zdecydowałabym się do tego powrócić… chociaż kurde- 10 cm?! Ale w sumie nie… lubię swoje włosy- mimo wszystko. Na takiej długości widać każdą zmianę i każdy milimetr jest wyczuwalny w palcach, to fajne. Za każdym razem cieszy. Tak więc oczywiście dążę do długich loków, ale na razie jestem gotowana na to co mi tutaj na tej głowie się dzieje! ^^ Tym bardziej, że teraz są coraz dłuższe i mogę już z nich co nie co układać. Robić warkoczyki, kitki, czy spinać fajnie spinkami.Także jak najbardziej na plus.
No jeżeli już się możecie domyśleć… lub nawet czarno na białym przeczytać- nie piję i nie zamierzam pić drożdży. A co z innymi zaleceniami? W tym miesiącu zrobiłam sobie od tego małe wakacje. Jednak wczoraj w Rossmakie kupiłam szampon, olejek i balsam do włosów- więc kurację zacznę. Tym razem jedynie zewnętrzną i jestem przekonana, że milion razy przyjemniejszą. Muszę Wam przyznać, że nigdy w życiu nie miałam tyle rzeczy na raz do włosów! ^^
Od stycznia dojdzie jeszcze zielona herbata, co by nie wszystko na raz… no i zobaczymy. Ja na tych zdjęciach znowu nie widzę żadnej różnicy… ale tak na żywo jest naprawdę mega! Włosy z dołu mogę już czesać w malutkiego kiteczka (baaardzo malutkiego ) ale z wakacyjnych doświadczeń wiem, że teraz raz dwa urosną mi do normalnego małego kitka… Jak jeszcze te włosy ze skroni będę mogła wpinać ze wszystkimi włosami w gumkę, to już będzie tylko z górki! 😀
Buziaki! :*