Aż wstyd się przyznać. Ostatni filmowy post pojawił się w połowie maja, tak więc opuściłam cały czerwiec… a filmów jest tylko osiem i to jeden jeszcze nie skończony, ale zaryzykuję i już go polecę! 😀 Nie ma co przedłużać. Powiem tylko, że dwóch nie warto, a reszta idealna na burzowe wakacyjne wieczory 🙂
Bank Lady (2013) – chciałam obejrzeć ten film naprawdę od bardzo dawna! Jak to zwykle przy takich wyczekiwanych filmach bywa- łączy się z tym rozczarowanie. Na szczęście nie tym razem! ♥ To naprawdę bardzo fajny film… z trochę dziwnymi czasami kadrami, ale do wybaczenia. Opowiada on o pierwszej Kobiecie, która okradała banki. Rewelacyjny i z dobrą muzyką. Polecam 🙂
Hotel (2013) – bardzo ciężki, drastyczny i bolesny. Kilka scen bardzo niepotrzebnych, ale ogólnie bardzo dobry! Byłam na nim w kinie, a aktualnie rzadko się tam pojawiam, więc pewnie moje odczucia były kilkukrotnie wzmocnione. Mimo wszystko bardzo polecam! Rewelacyjna Alicia Vikander, która powoli zaczyna zaliczać się do jednych z moich ulubionych aktorek! 🙂
Kamper (2016) – kiedyś (dokładnie TUTAJ) w muzycznej siódemce wspominałam o piosence Co jest ze mną nie tak, przy której myślałam, że do teledysku zostali zatrudnieni super aktorzy i zrobili po prostu coś dobrego. Dopiero później się okazało, że to zapowiedź polskiego filmu. Czekałam, czekałam i wreszcie się doczekałam…. tylko okazało się, że moje kino nie będzie grało tego filmu. Zapewne nawet nie wyobrażacie sobie mojej rozpaczy. Nie wiem jak to się stało, ale kilka dni po oficjalnej liście kin, w których będzie grany Kamper (i oczywiście braku Elbląga w niej) Światowid opublikował na facebooku, że jednak grają przez tydzień! Gdybym miała czas, to pobiegłabym do kina od razu po przeczytaniu tego wpisu… jednak moja cierpliwość musiała być oblana wiadrem z zimną wodą i odczekać kilka dni. Opłacało się! To był naprawdę nieziemsko dobry film! Wspaniały! ♥ Tak bardzo szczery, prawdziwy i zwykły! Jej. Pewnie już nigdzie go nie grają, ale jeśli będziecie mieli kiedyś możliwość obejrzenia go, to nie zastanawiajcie się ani chwili! 😀
On wrócił (2015) – pamiętacie jak kilka lat temu pisałam Wam o rewelacyjnej książce, którą dostałam z autografem i byłam w niej długo zakochana, a opowiadał w komiczny sposób o przebudzeniu Hitlera w dzisiejszych czasach? Jeśli nie, to zapraszam TUTAJ. Nawet nie wiedziałam, że powstał film na podstawie książki, ale kiedy szukałam jakiegoś dobrego filmu i znalazłam ten- nie chciałam szukać już nic innego. I co? I po pół minucie, kiedy zobaczyłam, że film jest kręcony jak typowa hiszpańska opera mydlana poddałam się. Nie wyłączyłam filmu do końca, ale zupełnie się na nim nie skupiałam, bo szkoda było mi mojego czasu. TRAGEDIA! Filmweb pokazuje mi, że na jeden oceniłam tylko dwanaście filmów (z 1074 ocenionych filmów na filmwebie wydaje mi się, że to całkiem niewiele) … chociaż ten zapewne przodowałby w pierwszej trójce. Nie polecam! Jeśli chcecie poznać tą całkiem przyjemną historię- to polecam zapoznać się z książką Timura Vermesa.
Zanim się pojawiłeś (2016) – mam jakoś tak, że bardzo długo wzbraniam się przed każdą tego typu produkcją. Rozumiecie o co chodzi? Te młodzieżowe filmy, z ogromnym budżetem, wyprodukowane w Hollywood, z pięknymi aktorami, którzy niekoniecznie skupiają się na dobrej, warsztatowej grze aktorskiej. No cóż. Bardzo mi się podoba ta moja postawa skierowana na te filmy bardzo na anty…. tylko wychodzi zawsze jakoś tak…. że i tak je oglądam 😉 To był jakiś taki nudnawy dzień, w którym oglądałam vlogi (robię to zawsze, nawet jak nie mam nudnawego dnia -.-) i na jednym z nich ktoś mówił o tym filmie. Włączyłam, obejrzałam i nie mogłam nadziwić się jak beznadziejny był! Pominę grę aktorską, bo aż brak słów…. ale przejdę do tematu, który poruszył mnie najbardziej tj. eutanazja. Film, który ma trafiać do młodych dziewczyn i opowiada o czymś takim nawet nie w negatywny sposób?! Dlaczego później mamy się dziwić, że ludzie chcą dokonywać tak okrutnych rzeczy! Oczywiście- sama eutanazja jest już tematem na inny dzień (chociaż na moim blogu zapewne nie pojawi się nigdy), ale nawet jeżeli byłabym za, to jestem zdecydowanie przeciw przedstawianiu jej w takim świetle. W tak dobrym świetle. Okropne! Bardzo mnie to poruszyło. Bardzo źle i nie polecam!
Nice guys. Równi goście (2016) – każdy mi mówił, że genialny, oceny na filmwebie powyżej siedem, a u moich znajomych prawie dziewięć. Myślałam, że nie może się nie udać… no mi się nie udało. Nie poruszył mnie ani na minutę. Nie mam o nim zdania, ale nie zmusiłam się nawet do obejrzenia do końca. I jest mi smutno pisać o tym filmie źle tylko dlatego, że każdemu się podobał i w tym momencie czuję, że gdzieś popełniłam błąd ^^ Gdyby o tym filmie było cicho, a moja reakcja byłaby taka sama, to poleciałyby hejty 😀 Oglądajcie na własną odpowiedzialność. Wiedzcie, że ja jestem na nie, ale istnieje mnóstwo ludzi, którzy są zachwyceni 😀
Przypadek Harolda Cricka (2006) – kojarzycie filmy z Polsatu? Dzielą się na trzy kategorie: 1) zazwyczaj te słabe, na wieczorną nudę (jeżeli ktokolwiek jeszcze na wieczorną nudę wybiera film z reklamami w telewizji zamiast w komputerze) 2) świąteczny Kevin sam w domu 3) rzadko, bo rzadko, ale te polsatowskie perełki, które nie są objawieniem kinematografii, ale są całkiem przyjemne. To właśnie ten film! 😀 Ja ostatnimi czasy jestem zakochana w tym dziwnym aktorze… nie pytajcie dlaczego! ^^
Lobster (2015) – uwielbiam właśnie tego typu filmy! Kiedy reżyser wytwarza całkowicie nieistniejący świat i prowadzi widza w taki sposób, że, chociaż z wielki zdziwieniem, człowiek chce się tam znaleźć, a przynajmniej poznać dalsze losy bohatera. Film opowiada o hotelu, do którego na czterdzieści pięć dni przyjeżdżają samotni ludzie, aby zapoznać swoją miłość… w innym wypadku zostają zamienieni w zwierzęta. WOW! Niestety na razie obejrzałam tylko trzydzieści minut, ale dzisiaj jest chyba ten wieczór, w którym go skończę. Wydaje mi się wybitny!!!! Już teraz polecam Wam wszystkim! ♥ A jeżeli dzisiaj go obejrzę, to w jutrzejszej notce napiszę Wam dokładnie swoje odczucia! 😀
No i niestety tyle. Buziaki! :*
Ciut więcej? KLIK
Też mam często tak, że jak ktoś mi coś bardzo mocno poleca, to mi się to później nie podoba. Przerost oczekiwań po prostu, miałam tak z Zieloną Milą. Książka genialna, rozwaliła mnie doszczętnie, miałam potem doła przez kilka dni. Film? Wyłączyłam w połowie, przy czym ową połowę oglądałam przez kilka dni… i nikt mnie nie rozumie, bo jak Zielona Mila mogła mi się nie podobać!? No nie podobała… za to książkę polecam każdemu ♥ Ale wracając do Twojej notki, to mnie mimo wszystko Nice guys się podobali, pewnie dlatego że właśnie nic wcześniej o filmie nie słyszałam, nie miałam żadnych oczekiwań… albo inaczej – nastawiałam się na coś słabego XD I miło się zaskoczyłam, nawet na pewnych scenach się uśmiałam.
Reszty filmów nie oglądałam, ale Lobster mnie zaintrygował, może kiedyś obejrzę…
coooooo?! Również się zaliczę do ludzi, którzy spytają: " Jak Zielona mila mogła Ci się nie podobać?!". Ja w filmie jestem zakochana i oceniłam oczywiście na dziesięć z serduszkiem… nawet kupiłam książkę, ale od kilku lat leży nieruszona. Tak to już mam z książkami Kinga. Mam całą masę jego książek, bo bardzo interesuje mnie jego sposób pisania. Czemu? Bo jeszcze nigdy nic co spod jego pióra wyszło nie ujrzało moich oczu! Tak bardzo mi do niego nie po drodze, eh! 😀 Jest owiany w moich myślach jakąś tajemnicą i nie wiem czy chcę sobie psuć tą niewiadomą 😀 Ekranizacje oglądam wszystkie (jak przystało na wielką kinomaniaczkę!), ale za pierwowzory zabiorę się chyba dopiero na starość ^^ Ale dziwny wywód, ale chciałam się z Tobą nim podzielić. Pozdrawiam ^^
Oglądałaś ekranizacje i nie zraziłaś się do książek Kinga? W sensie, że nadal chcesz je czytać? Podziwiam haha. Ja wiele jego książek uwielbiam, a z ekranizacji to tylko Misery i Skazanych na Shawshank lubię. Ale Lśnienie czy Cmętarz zwieżąt to filmowo ogromne porażki, za to książkowo – kocham ♥ A co do Zielonej Mili – po książce krzyczałam, chodziłam do każdego, kto tylko chciał (a jak nie chciał to też) mnie słuchać i się żaliłam na zakończenie, bo jak to, bo tak nie może być! A film mnie tak niemiłosiernie znudził, że nawet nie potrafiłam dokończyć. I był zdecydowanie za długi. Ja to w ogóle mam problem z filmami, bo jak trwa dłużej niż 2 godziny, to muszę oglądać na dwa razy, bo inaczej mnie nudzi, dłuży mi się i mam poczucie straconego czasu. Wyjątek stanowi kino, bo jak idę do kina to jakoś mnie filmy bardziej pochłaniają. Ale większość po prostu do mnie nie trafia i już. Zielona mila do mnie filmowo nie trafiła. Może miałam za duże wymagania po przeczytaniu książki? W ogóle miałam za duże oczekiwania – bo wszyscy tak zachwalali, mówili że będzie super, że muszę obejrzeć… no i nie wyszło.
Rozumiem o czym mówisz. Kiedy ja kocham jakąś książkę i nagle ktoś postanawia zrobić ekranizację… to na początku jestem zachwycona, a później zaczynam się martwić. Jedynym wyjątkiem był "Intruz". Jedna z nielicznym książek, na których ryczałam jak bóbr (nie pytaj, miałam 13 lat. Trzeba mi trochę wybaczyć ^^) i nagle okazało się, że wszystko co w ekranizacji jest idealnym odzwierciedleniem moich wyobrażeń podczas czytania książki WOW! Polecam to uczucie, fenomenalne ♥
Co do Lśnienia- to uwielbiam! Jednak oceniam go jedynie pod względem kinowym. Podobno książka bardzo się różni. Niestety na razie nie mogę się wypowiadać 😉 W każdym razie Kubrick to moja miłość … aktualnie troszkę zapomniana, ale jednak miłość ^^
A ja Intruza nie czytałam, a obejrzałam film, choć wiedziałam że jest książka. A na film poszłam przypadkowo i też miałam 13 lat wtedy XD
Przeczytaj Zieloną Milę! Nie chcę zachwalać, żeby nie zrobić Ci za dużych oczekiwań XD Ale to jedna z moich ulubionych książek ♥
Kurcze, aż bym dzisiaj po nią sięgnęła. Może nawet mi się uda? 😀
Trzymam kciuki! 😀