Tak sobie dziś myślałam, że prowadzenie Ciut Więcej to absolutny komfort w moim życiu. Pomijając wszystkie inne plusy, ten dzisiejszy był dla mnie bardzo łaskawy. Mogę czytać cały dzień wspaniałą książkę i podpiąć to pod swój zawodowy obowiązek– no bo przecież dodam później o tym tekst… nawet jeśli nic nie zarobię (bo nie jest to wpis sponsorowany, jakżeby mógł, skoro piszę o książce już kilkuletniej) to jednak stworzę ruch na swojej stronie, prawda? 😉
I tak oto w dzisiejszy, baaaaardzo zabiegany dzień nie czułam się winna, że w każdej możliwej sekundzie odpoczynku zamiast zabrać się za coś „bardziej pożytecznego” brałam się za słowo pisane. Ah, uwierzcie, że to właśnie jedna z tych pozycji, którą gdy dorwiecie nie chcecie puszczać aż do ostatniego słowa!
ŚWIATŁO MIĘDZY OCEANAMI to książka, którą kilka lat temu dostałam od Mamy Piotra na święta. Od razu chciałam się za nią zabrać, ale miałam jeszcze kilka tytułów do nadrobienia, byłam w trakcie czytania jakiegoś tytuły itp. Powodów na odkładanie jej było mnóstwo… tym bardziej, że nowe pozycje wciąż przybywały. Jednak to jedna z tych pozycji, po której przeczytaniu jest jedna myśl w głowie: „czemu ona tak długo leżała nieczytana?!”
I tak oto dzisiaj mogę podziękować swojemu postanowieniu, że nie kupię w tym roku żadnej książki. Przez pół roku byłam załamana. Czułam, że przez to, że nie kupuję nic nie czytam. Okazało się, że to po prostu brak czasu. Teraz, w Krynicy Morskiej, czytam wciąż, ale przyznam szczerze, że dopiero ta pozycja przywróciła mi miłość do książek.
Książka zawiera w sobie historię Toma, który przeżył wojnę i z powodu pełnego chaosu w swoim życiu postanowił zostać latarnikiem na bezludnej wyspie. Dzięki temu czuł spokój i harmonię, a z latarnią morską nadawał na tych samych falach… że tak to ujmę. Po pewnym czasie w jego życie wtargnęła kobieta, którą pokochał i która wypełniła jego pustkę na wyspie. Pewnego dnia na wyspę przypływa łódka z martwym mężczyznom i żywym dzieckiem od tego momentu ich życie w pełni się zmienia.
Czyż nie brzmi to ciekawie? Na początku irytowałam się, bo pierwszy rozdział spojleruje całą pierwszą część książki i choć z pewnym zaciekawieniem, z powodu chęci poznania bohaterów, to jednak z pewną dozą nudy i pewności co się stanie. Pierwsza część zdecydowanie mogła popłynąć w inny sposób lub autor mógł zdecydować się na pominięcie pierwszego rozdziału. Później natomiast dzieją się rzeczy ważne. Bardzo ważne dla każdego człowieka, gdzie padają pytania o moralność, o właściwość danych czynów i o to jak sami postąpilibyśmy w danej sytuacji.
Dla mnie to swego rodzaju powrót do bardzo poruszających książek Sparksa z okresu mojego nastoletniego serca… tyle, że bez jego nudzącej już kalki nakładanej na każdą historię. Tu było poruszająco, było smutno, wesoło, ta pozycja skłoniła mnie do wielu przemyśleń i co najważniejsze nie miałam pojęcia w jaką stronę popłynie ta historia, doprowadziła mnie ona również do morza łez wylanych na ostatnich dziesięciu stronach.
Lubię płakać podczas czytania. Tym bardziej, że każda pozycja podczas której mi się to zdarza jest dla mnie wyjątkowa, bo bardzo rzadka. Płakałam może na trzech książkach w życiu. Jedną z nich jest Światło między oceanami.
Polecam ją każdemu kto ma ochotę na głębokie zanurzenie się w literaturze. To jedna z tych pozycji do której siadasz i po prostu musisz ją skończyć. Lubię takie książki. Lubie takie dni wypełnione czyjąś historią. Koniecznie zapoznajcie się z nią przy najbliższej okazji.