Bardzo dawno nie było tu książki dla dzieci, a że zbliża się Dzień Dziecka to Wydawnictwo Dwie Siostry chyba wyczuło datę i wysłało mi aż dwie książki o których powiem dzisiaj i w kolejnym poście. Jestem bardzo zadowolona, bo uwielbiam teksty o dobrej ilustracji, a w „Zwierzakach zwyklakach” takowe znalazłam.
Jeśli jednak poszukujecie pilnie dobrych propozycji na prezent na Dzień Dziecka, to zapraszam na mój film, który nagrałam w tamtym roku, gdzie obdarowanym może być Mały jak i Duży, oraz do kilku ostatnich postów o tej tematyce: MARCELEK | NIĆ ARIADNY MITY I LABIRYNTY | ZWIERZYNIEC | ADA TO WYPADA | JAKI ZNAK TWÓJ? | WARSZAWIACY | TU JESTEŚMY | PORA NA KALAFIORA i dzisiejsze ZWIERZAKI ZWYKLALI, o których poniżej.
ZWIERZAKI ZWYKLALI zacznę od tego, że jestem zachwycona znalezieniem w środku linorytów! To tak bardzo nietypowe dla dziecięcych książeczek i o ile czarno-białe ilustracje nie są moim zdaniem najwłaściwsze, bo zazwyczaj wiążą się jedynie z mniejszym kosztem druku, to linoryt ma swoje prawa. O małe kwoty nie chodzi tu na pewno. Cała książka jest wypełniona dość zwykłymi ilustracjami, ale ten charakter konkretnej techniki przywołuje mi na myśl jedynie dobre wspomnienia. Tak więc ja zostałam kupiona od razu! Tym bardziej, że czarne grafiki mocno kontrastują z bardzo kolorową okładką co jest jak najbardziej na plus.
Co jednak, gdy ktoś sięga po tę pozycję i nie ma żadnych emocji z linorytem? Atutem bez sentymentów jest to, że ilustracje są naprawdę czarne, a nie szare. Poza tym grafiki są naprawdę dobrym zobrazowaniem słów. Dzieje się na nich całkiem sporo, więc nawet wybredne młode oko może się nią chwilę zainteresować. Moim zdaniem super.
Także kończąc kwestie wizualne przejdźmy do tych tekstowych. Pierwszym zwierzakiem zwyklakiem jest mysz i uwierzcie, że charakterystyka jej jest naprawdę… hardkorowa! Mowa tam o myszach pod łóżkiem, zjadanych płodach i innych tego typu „smaczkach”. Jestem pewna, że nie przeczytałabym tych treści mojej małej Marysi. Sama, gdy byłam mała mocno bałabym się takich wizji. Ale co ze starszymi? Może to oni powinni być odbiorcami?
Jedynym problemem dla mnie jest właśnie odgadnięcie do kogo adresowana jest ta pozycja. Pierwsze skojarzenie jest oczywiście dziecięce, ale gdy czytałam te treści, to język wydał mi się bardzo dziecięcy, ale treści przekazywane w tych dziecięcych słowach nie do końca. Ja, jako 22 latka dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy z tej książki, ale były mi one potrzebne jedynie jako ciekawostki. Sama po ten tytuł nie sięgnęłabym nigdy. Na stronie napisane jest, że książka jest od siedmiu lat. Najprawdopodobniej przetestuję ją na najbliższym otoczeniu.
Trochę uciążliwe są również dopiski do poprzednich zwierząt na innych stronach. Utrudnia to czytanie. Może i jest to jakaś forma odnajdywania nowych ciekawostek… ale dla mnie ten pomysł jest dosyć nietrafiony.
Czy polecam? Tak, ponieważ zawsze polecę książkę, która widać, że jest zrobiona po coś i bez zbędnego oszczędzania na kosztach produkcji. To jakościowo dobry produkt. Treściwie również. Lubię książki, z których zarówno dziecko jak i czytający dorosły może wyciągnąć wiele ciekawych informacji.
Może książki bym nie przeczytała, bo to chyba ale te linoryty….Coś super. Sama byłam na warsztatach dla laików o linorytach i wiem ile to jest dłubania i roboty. Najgorzej jak sobie zepsujesz jednym ruchem swoje cudeńko. Haha. Coś tam jednak udało mi się zrobić moje dwa mini dzieła 🙂 Podziwiam autora za wytrwałość w dłubaninie. I jak to pięknie wyszło!
Oj tak! Fajnie, że podkreślasz ten długi proces twórczy. Pamiętam swoje linoryty 100×70 cm- męka! 😀 Ale później jak wielka satysfakcja nie do opisania 😀
Nie wiedziałam, że to się nazywają linoryty haha ale dobrze wiedzieć! Mnie niestety one jakoś przerażają… Kojarzą mi się ze starymi bajkami animowanymi… Chyba nie dla mnie haha, ale lecę przeczytać o następnej książce, może bardziej do mnie przemówi!
O widzisz. W sumie w linorycie jest coś tajemniczego, ale mnie to właśnie bardzo przekonuje 😀