Lifestyle, Sztuka

GDZIE ZJEŚĆ W TORUNIU | MARINA ABRAMOVIĆ DO CZYSTA | vlog na kanale

Czekałam na ten dzień ponad pół roku. Już podczas robienia kalendarza DIY zapisałam sobie pierwsze wydarzenie, czyli wernisaż Marina Abramović DO CZYSTA. No i nagle nadszedł ten dzień! Postanowiliśmy ostatniego dnia, że nie pojedziemy na dwa dni, a zrobimy szybka, jednodniową akcję. Intensywność była ogromna, ale wiedzieliśmy, że cały dzień chcemy jeść, a wieczorem pójść na wystawę. UDAŁO SIĘ! 😀

Poniżej zapraszam na vloga, bardzo jestem z niego zadowolona, jest mega przyjemny i śmieszny. Jednak dla tych co wolą słowo pisane poniżej przedstawiam najważniejsze dwie rzeczy, czyli: GDZIE ZJEŚĆ W TORUNIU oraz MARINA A KATOLICZKA KAROLINA. Masa osób pisała do mnie dlaczego jadę, co myślę o wydarzeniach sprzed budynku i o samej artystce. Dzisiaj wszystko o tym opowiem :*

GDZIE ZJEŚĆ W TORUNIU

Byliśmy w trzech miejscach, wszystkie były GENIALNE i na pewno nie trafilibyśmy do dwóch z nich sami, bo miejsca były zupełnie niepozorne. Gdy już byliśmy w trzecim miejscu wiedziałam, że można Wam ufać jak nikomu. Dlatego poza miejscami, w których byłam dam Wam również listę miejsc, które były polecane w wiadomościach od Was. Wy to sobie wszystko możecie pięknie sprawdzić w internecie i zdecydować gdzie pójść 🙂 Jeśli natomiast po Toruniu wybieracie się do Warszawy, to TU opisałam kilka fajnych Warszawskich knajpek, które odwiedziłam z Magdą.

STARY MŁYN

To jedyne miejsce, w którym byliśmy i które było bardzo turystyczne. Nie zmieniło to jednak faktu, że było pysznie i bardzo klimatycznie. Znaleźliśmy miejsce na balkonie, na który trzeba było wejść po drabinie. Zamówiliśmy sobie trzy pierogi wytrawne oraz jednego kruchego z… piernikami i śliwkami.

Wytrawne, pieczone pierogi były BARDZO dobre, zapłaciliśmy za nie prawie trzydzieści złotych i najedliśmy się nimi we dwoje (ale jak już wywnioskowałam z komentarzy- my podobno jemy bardzo mało ^^). Poleciłabym je, gdyby ktoś pytał gdzie zjeść w Toruniu obiad.

Natomiast piernikowy pieróg moim zdaniem dosyć nieudany. Mega słodki farsz w połączeniu z zupełnie jałowym ciastem. Także dwa trudne smaki do pogodzenia nie dały rady. Jednak tak, aby spróbować jednego było spoko 🙂

PERS

To najbardziej niepozorne miejsce do którego trafiliśmy. Nigdy byśmy nie weszli do tak dziwnego miejsca, choć znajdowało się na starym mieście. Nigdy nie widziałam kawiarni, która nie jest stylizowana na PRL, ale po prostu nim jest <3 Mnóstwo krzeseł, obrusy, fotele, lampa i inne. Wszystko to co miało być nowe takie było, ale wszystko to co mogło być stare takowe również było. Niesamowicie klimatyczne miejsce no i przy okazji spotkaliśmy w środku nieziemsko miłą Panią, która zaproponowała nam pyszne herbaty.

Poza herbatą można zjeść tam wegańską zupę, ciasta, a nawet turecką chałwę. Natomiast najlepszą rekomendacją będzie to, że gdybym mieszkała w Toruniu odwiedzałabym to miejsce ze znajomymi pewnie codziennie. Czułam się bardzo dobrze, komfortowo i przyjemnie. Gorąco polecam 🙂

BEZA

A do tego miejsca to już na pewno nigdy byśmy nie doszli! Trzydzieści minut piechotą ze Starego miasta w deszczu i wietrze?! BYŁO WARTO! Poszliśmy tam po zaledwie jednym poleceniu, ale to jaki ta kawiarnia miała sufit przekonało nas w stu procentach i po prostu poczuliśmy, że w tym miejscu musi być pasja dosłownie na każdym centymetrze przestrzeni.

Zupełnie się nie pomyliliśmy! Zamówiona przez nas jedna beza na pół (ledwo ją wcisnęliśmy) była perfekcyjna, a kawał ogromny i bardzo dobrze się reprezentował na talerzu. Poza tym lemoniada, której już nigdy nie zamawiam w kawiarniach, bo najzwyczajniej w świecie rzadko wychodzi dobra… była tu IDEALNA!

Czuć było, że to miejsce, do którego mieszkańcy Torunia przychodzą z przyjemnością i… często wracają. Wszystkie stoliki były zarezerwowane, a dialogi z pracownikami Bezy były bardzo przyjazne i wydawało nam się, że każdy się tu zna. Miłe to uczucie. No i ten sufit. Oka nie można było oderwać <3 Poniżej zdjęcie bezy i trzy zdjęcia z Instagrama, bo myślałam, że zaspamuję całą swoją relację tym miejscem. A uwierzcie, że nie należę do osób, które fotografują wszystko co widzą. Tym bardziej w restauracjach. Ale robię trochę rzeczy też dla Was. Żeby to moje „zwykle” wyjście mogło się komuś później również przydać. Chyba spoko, nie? 🙂

POZA TYM…

W filmie mówię również o dwóch BARDZO zachwalanych przez obserwatorów mojego Instagrama miejscach: Chleb i wino, gdzie niestety nie było dla nas miejsca, ALE zapach był tak zniewalający, że już po samym tym doświadczeniu mocno polecam Wam to miejsce 🙂 Drugą propozycją były lody u Lenkiewicza- polecał je każdy. Tam też nie znaleźliśmy dla siebie miejsca, nawet nie za bardzo chcieliśmy, bo podoba nie sprzyjała jedzeniu lodów, a wnętrze było takie mocno mhy… zwykłe jak w zwykłej każdej lodziarni? Jednak największym argumentem każdego było to, że tanio i dużo- a to chyba ważne? ;)) Sprawdzimy przy kolejnej naszej podróży w tamte okolice.

Na listach pomocnych ludzi znalazły się również:  restauracja: Karrotka (z bardzo dobrym wege jedzeniem), Chwast Prast Bistro (wegańskie jedzenie), Widelec, Stary Metropolis, Szeroka no9, kawiarnia: Atmosfera i Central Park, Cake Today, Bread House Cafe, PoCo, Parter na Panny Marii 6 (drinki)

Smacznego i miłego!

MARINA ABRAMOVIĆ A KATOLICZKA KAROLINA

Widzicie to zdjęcie poniżej?! Nigdy nie robię zdjęć na koncertach ani innych wydarzeniach, bo telefonowa jakość to jakość żadna i wolę poczekać na zdjęcia w Internecie, ale w tym momencie odpadłam. Tak się ciesze, że mam takie zdjęcie na telefonie. Żywa Abramović na moim telefonie! Dla mnie to jest niesamowite! Być tak blisko kogoś tak ważnego!

Kilka tygodni przed wyjazdem jednak zaczęły spływać do mnie wiadomości, że jak mogę, że nie powinnam… a może jednak idę w tym dziwnym wydarzeniu modlitewnym. Dzisiaj powiem Wam jak odnajduję się w takim miejscu jako katoliczka.

No bo wiecie- Karolina= Katoliczka. Nie oddzielam swojego życia na trochę zwykłe, a trochę katolickie. Moje życie jest WOLNE, bo ufam Bogu i tyle. Czy jednak kiedykolwiek poczułam, że nie mogę odwiedzić jakiejś galerii tylko dlatego, że wiara mi na to nie pozwala? Zacznijmy od tego, że Bóg nam nie zakazuje- mamy wolną wolę, ALE rzeczy, które nie wpisują się w moje zainteresowania mnie nie interesują, więc nie chcę brać w nich udziału.

Miałam już kilka dziwnych komentarzy, gdy jechałam na koncert Natalii Przybysz, jednak poradziłam sobie z nimi bez problemu. W tym momencie jednak było trudniej, ponieważ musiałam przejść przez ludzi, którzy z megafonami informowali, że to na co idę to… zło.

Było mi bliżej do tych w środku niż na zewnątrz. Naprawdę! I te modlitwy i ta woda święcona lana po murach CSW wydawała mi się zupełnie nie moja. ZUPEŁNIE. Byłam w środku i byłam totalnie szczęśliwa, przepełniona miłością, wrażliwością i spokojem. Każdy w środku był po prostu szczęśliwy, że widzi kogoś ważnego dla siebie.

Marina Abramović to performerka, która swoje inspiracje czerpie z ciała, to jej materiał do pracy. W gazetce, którą można było wziąć z lady CSW wyczytać można było, że dla Mariny ból to swego rodzaju tajemnica. Fascynuje ją ile może wytrzymać ludzkie ciało, a zwłaszcza to co dzieje się z człowiekiem, gdy jest wykończony. W tych słowach trudno było odnaleźć jakiekolwiek pokłony w odniesieniu do szatana. Performance to, moim zdaniem, takie badanie terenu, a przede wszystkim przekraczanie granic i osobistego komfortu każdego z osobna.

Byłam kiedyś na performance na żywo. To było dla mnie najgorsze doświadczenie życia, naprawdę! Czułam się okropnie! Bałam się, czułam się źle, niekomfortowo i bardzo chciałam wyjść. Jednak wydaje mi się, że to była również specyfika konkretnej artystki. Te performance, które tworzyła Marina i które znałam zawsze mnie zachwycały. Tworzyła i testowała coś na sobie, nie angażując widowni w sposób brutalny. Jeśli angażowała to jedynie po to, aby w jakiś sposób pomóc. Tak to zawsze odczytywałam, że ta kobieta swoją twórczością pomaga. Odkrywa zakryte emocje, pozwala znaleźć czas, odpocząć, pobyć z sobą i swoimi myślami.

Dla mnie jest ona wypełniona miłością! A to co robi jest bardzo świadome, mądre i POTRZEBNE! I tak, oczywiście, że jest kontrowersyjne, ale czy to źle? W jej wykonaniu jakoś niespecjalnie.

Nie znam wszystkich jej prac, nie słyszałam o tych wszystkich pracach, które tak bardzo wzburzyły Kościół. Docierały do mnie jednak same wspaniałe dzieła. Ta kobieta to IKONA. Jej twórczość najzwyczajniej w świecie trzeba znać, z nią trzeba się zmierzyć, bo to jest po prostu dobre dla nas.

Z tego co wiem Marina nie wierzy w Boga, więc w szatana zapewne również nie za bardzo. Wszystko o czym mówiła na wernisażu odnosiło się do ciała. Powtarzała również, że nie wszystko co zrobiła przez te lata było dobre i moje serce pragnęło żeby przyznała, że to co tak najbardziej uwiera mnie i moją wiarę uważa za niedobre. Nie sprecyzowała jednak swojego zdania. Dlatego mogę się jedynie łudzić, że miała na myśli właśnie to ;))

To że kogoś uwielbiamy nie oznacza, że musimy akceptować wszystko co robią. Może nam się coś nie podobać, nie możemy jednak być ignorantami, że coś nie jest wartościowe, gdy cały świat mówi o tym w inny sposób.

Jestem w stu procentach zachwycona tym co wydarzyło się 8 marca. To że byłam, że zobaczyłam, że zachwyciłam się i wzruszyłam. Kosmicznie polecam Wam film ARTYSTKA OBECNA, który obejrzałam wiele lat temu i który pozwolił mi zakochać się w tej artystce. Książki POKONAĆ MUR jeszcze nie czytałam. Mam zagwozdkę, czy kupić, czy wypożyczyć, czy poczekać na 2020 r. w którym już będę mogła kupować, choć wydaje mi się to absurdalne 😉 Zobaczymy. Na razie zachwycam się tym co się wydarzyło.

To co ważne- uciekłam od razu po zejściu artystki ze sceny. Próbowałam obejrzeć wystawę, ale ludzi nie było dużo, ludzi była MASA. Jedna masa, która nie pozwalała zobaczyć podłogi. Rozumiem takie tłumy na koncertach, ale do oglądania sztuki potrzebuję spokoju i czasu. Po dobrnięciu do pierwszego odtworzonego performance’u LICZENIE RYŻU postanowiłam, że wyjdę i wrócę kiedy już emocje troszkę opadną. Wystawa czynna jest do 11 sierpnia, jestem przekonana, że znajdę wtedy czas na spokojne spędzenie w CSW wielu godzin na spokojnie 🙂 Emocji jak na jeden dzień i tak miałam pod dostatkiem w te 30 minut bycia Mariny Abramović na scenie.

Tak więc spodziewajcie się jeszcze jednego vloga z samej wystawy.

2 Comments

  1. Dzięki za podzielenie się swoimi odczuciami i pokazaniem Torunia- piękne miasto, prawda?;)
    Zainspirowana Twoim filmkiem postanowiłam przyjrzeć się bliżej samej artystce i jej sztuce, ponieważ wcześniej docierały do mnie tylko jakieś strzępy informacji.
    Im więcej czytałam tym coraz bardziej było mi żal tej kobiety, bo patrzę na nią po prostu jak na człowieka. Bo artysta też człowiek.
    Również ten filmik dał mi sporo do myślenia:
    https://www.youtube.com/watch?v=lU6PHAQYKXw
    Ciekawa jestem Twojej opinii. Serdeczności!

    1. Ten film jest bez sensu. Ten człowiek jest zupełnym ignorantem sztuki. Czytałam tekst, który był jego JEDYNYM źródłem do stworzenia filmu. Wybrał jedynie początek i koniec, DOBRY środek zostawił i w ogóle go nie poruszył… zastanawiające. Wczoraj jeszcze byłam do tego nastawiona obojętnie, dzisiaj jestem zła. Po co wypowiadać się na coś w momencie wielkiego BUM?! Nie interesował się wcześniej Mariną, niech nie interesuje się i teraz. Po co? Ja widzę i dopuszczam do siebie jedynie dobre rzeczy tej Kobiety. Sama ona mówiła o tym, że nie jest satanistka. Ufam informacjom z pierwszej ręki. Pozdrawiam :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *