Od początku grudnia mówię Wam o tym, że wreszcie znalazłam swój idealny NATURALNY balsam do ciała. Mówiłam o nim zarówno w filmie TO (CHYBA) NIE JEST VLOGMAS oraz w ULUBIEŃCACH 2018. Polecałam Wam również tę firmę w PREZENTOWNIKU 2018, więc myślę, że ode mnie znacie ją już bardzo dobrze 😉
Dzisiejszy post poświęcam przedstawieniu Wam moich ulubionych kosmetyków ostatniego czasu od marki Bioleev!
Nie wiem czy wiecie, ale moje ciało to totalnie sucha powierzchnia. Nie dość, że rano i wieczorem wymarznięta zimowymi dniami biorę gorący prysznic, to jeszcze naprawdę bardzo mało piję. To wszystko oczywiście zmusza mnie do zmiany swojego trybu życia… więc powoli zmuszam się do picia zielonej herbaty i wody oraz do brania szybszych i zimniejszych kąpieli. Jednak to nie wystarcza. Potrzebuję mega nawilżenia również z zewnątrz.
I tak oto już prawie dwa miesiące temu przyszła do mnie paczka z olejami, balsamami, hydrolatem i maseczką do twarzy. No to lecimy. Na spokojnie. Ze wszystkim z osobna 🙂
MINUSY
Przewrotnie zacznijmy jednak od minusów, skoro już są ulubione, to jednak nie słodźmy tak do końca, bo idealnie nie jest. Dlaczego? Wszystko przychodzi w pięknym szkle oprócz glinki (co jest chyba dość zrozumiałe) oraz balsamu do ciała. Zamawiając go nie sądziłam, że przyjdzie w plastiku i nieźle się zdziwiłam. To duży minus, ponieważ poszukuję naturalnego balsamu przyjaznego dla środowiska.
W normalnych okolicznościach powiedziałabym- nie ta firma, to inna. Mamy XXI wiek, Internet jest płodny w podsyłaniu nam interesujących firm, więc skoro ta firma posiada produkt w plastiku, to przecież spokojnie mogę znaleźć taki, który jest w szkle…
… a no niekoniecznie. Ponieważ akurat przy balsamach jest ten niezręczny moment, że nie mogę. Od półtora roku szukam tego, który choć w jednym procencie mnie zadowoli, który po prostu nie zacznie mnie irytować i nic. Nie znajduję. Aż do tego momentu! Moim zdaniem jest to najlepszy balsam ever, który miałam możliwość kiedykolwiek używać. Więc najzwyczajniej w świecie nie mogę z niego zrezygnować. O wszystkich plusach tego balsamu jest poniżej ;))
Drugim minusem natomiast jest to jak paczki są pakowane. Kosmicznie się zdziwiłam, gdy odpakowując kartonik znalazłam w środku folię bombelkową w zawrotnych ilościach. Dziwne…
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała do firmy z prośbą o wyjaśnienie. Udało mi się nawiązać bardzo owocną konwersację i wyszło na to, że firma już zaczęła działać w kwestii tych dwóch problemów. Balsam ma być w szkle, a produkty pakowane bardziej eko friendly.
Myślałam sobie o tym żeby poczekać, albo w ogóle zrezygnować z pisania tego postu… no bo jednak chcę zamawiać rzeczy nie tworząc przy tym odpadków, a tu taki błąd? Ale później pomyślałam sobie, że te produkty są tak jakościowe i tak dobre, że niepolecanie Wam ich przez kolejny (przynajmniej) rok byłoby moim zatajeniem przed Wami czegoś bardzo dobrego, a ja chcę się z Wami dobrem dzielić ;)) Więc do dzieła! Przed Wami kosmetyki, które sprawiają, że codziennie czuję się jak w SPA!
BALSAM DO CIAŁA GREJPFRUT SŁODKIE MIGDAŁY
Produkt ma bardzo ładny, delikatny zapach, którego po nałożeniu nie wyczuwa się na ciele (tym bardziej na ubraniach). Jego konsystencja to przemiła kaszka. Powierzchnia jest lekko chropowata, ale nigdy nie zmienia swojego stanu skupienia 😉 I te wszystkie słowa są totalnym przeciwieństwem innych produktów, których używałam (jeśli chodzi o naturalny balsam), dlatego zwracam na to szczególnie uwagę!
Po nałożeniu wchłania się bardzo szybko, nie zostawia tłustej powłoki jeśli nakładamy go w dzień. Ja natomiast wieczorem zawsze staram się mocniej natłuścić swoją skórę i nakładam go trochę więcej. Wtedy rzeczywiście zostaje dosyć wyraźna powłoka, więc warto wtedy nigdzie nie siadać, ani niczego nie dotykać 😉 Natomiast jest to mój wybór, nie kosmetyku- jak to zazwyczaj bywało. To ja decyduję, czy chcę go nałożyć więcej, czy śpieszę się i potrzebuję po prostu szybkiego nawilżenia skóry.
Produkt jest bardzo wydajny i jestem pewna, że jedno opakowanie starczy mi na długo, ale nie za długo. Przy naturalnych produktach pojemności nie mogą być za duże. Naturalne kosmetyki mają krótsza datę ważności.
Dla mnie sam produkt to 10/10. Całość (wraz z opakowaniem) natomiast to mocne 6/10- produkt idealny, ale jeśli chodzi o zero waste totalnie nie wpisujący się w kanon. Jeśli produkt nie zmieni opakowania będę mocno zastanawiała się nad zakupem drugiego, gdyby natomiast było w szkle- decyzja po skończonym produkcie zawsze byłaby taka sama. To byłby mój produkt do końca życia! Także mocno trzymam kciuki za wprowadzenie dobrych zmian 😉
OLEJE
Na oleje zdecydowałam się dwa. Jeden schowany w zestawie prezentowym, a drugi dokooptowany osobno. Dwa produkty znajdują się w szkle. Wyglądają niesamowicie luksusową w swoich brązowych buteleczkach z minimalistycznym białym designem. Bardzo mnie to przekonuje, tym bardziej, że sprawdzają się na mojej skórze IDEALNIE!
SKWALAN– produkowany z trzciny cukrowej wyróżnia markę na tle innych. Takie słowa jednak nie mówią mi za wiele. Dla mnie ten produkt prześciga wszystkie inne tylko i wyłącznie dlatego, że jest IDEALNY! Odkąd staram się żyć bez plastiku szukałam swojego idealnego zamiennika kremu do twarzy. Podejście miałam chociażby do KOBALTU (jednego z najdroższych kosmetyków w moim życiu!), co totalnie mnie nie przekonało, bo produkt po pewnym czasie na skórze zaczynał nieprzyjemnie pachnieć, a buteleczka była na tyle duża, że nie dało się wykorzystać całego produktu przed końcem ważności.
Natomiast tu bardzo odpowiada mi to, że zapachu po prostu nie ma! Nakładam go w dzień i nie zachodzą żadne dziwne reakcje chemiczne (czy jak to inaczej nazwać), które powodują, że przez kolejną część dnia czuję na sobie niepożądany zapach. Tutaj tego nie ma! Przepięknie nawilża skórę i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie miałam tak odżywionej skóry. Pojemność produktu to zaledwie 15 ml, kosztuje niecałe 30 zł… ale ja używam go namiętnie od początku grudnia i mam go mniej więcej jeszcze połowę. Z tym, że na początku używałam go bardzo dużo i dwa razy dziennie. Teraz jest dla mnie mocno cenny, więc na noc nakładam krem, który w dzień bardzo mi przeszkadzał swoim zapachem, ale w działaniu sprawdzał się dobrze.
Dla mnie to jest totalny sztos i jestem pewna, że gdy skończę ROK BEZ ZAKUPÓW domówię jedną buteleczkę. Na szczęście wiem, że jeszcze na długo mi starczy, ponieważ teraz doszłam do perfekcji w nakładaniu go na twarz. Jedna kropelka zdecydowanie wystarcza. Przede wszystkim pod oczy, ale również na całą twarz. KOCHAM TO! Poczujcie moje emocje, proszę ^^
OLEJ JOJOBA– to chyba najmniej doceniony przeze mnie produkt, choć dzięki tym dwóm rzeczom czuję niesamowitą siłę w olejach! Zapach tego produktu podczas nakładania jest dość nieprzyjemny, bo pachnie ziemniakiem, ale na szczęście szybko się ulatnia i zostaje jedynie działanie nawilżające. Mimo wszystko drugi raz zdecyduję się na balsam, a nie olej, ale nie można mu zarzucić, że nie działa- działa i to jak! 🙂
HYDROLAT
Z hydrolatami również miałam kilka nieprzyjemnych spotkań. Po lekko lawendowym, który niezbyt odpowiadał mi zapachem przyszedł czas na hydrolat rozmarynowy, który totalnie mnie wręcz obrzydza! Ma kosmicznie najgorszy zapach i gdybym miała dawać ZŁOTE MALINY KOSMETYCZNE to rozmarynowy hydrolat dostałby ją bez dwóch zdań. Coś okropnego.
Tym przyjemniej było dostać coś tak pięknego jak hydrolat różany. Jednak już na wstępie zaznaczę, że bardzo bałam się tego produktu w całym świątecznym zestawie. Nie lubię różanego zapachu. Natomiast okazało się, że ten zapach jest totalnie przyjemny i lubię te dwa razy w ciągu dnia, gdy mogę go użyć.
Nie jest mdły, ani tym bardziej babciowaty. Ten produkt dostał kwintesencję zapachu róży! Jest totalnie inny niż wszystkie. Niesamowicie orzeźwiający, wyrazisty i powiedziałabym… nowoczesny. Na szczęście on też dosyć szybko ulatuje i nie musimy się z nim mierzyć przez cały dzień.
Na razie mam w planach cieszyć się jego zapachem i wykorzystać go do końca. Później chcę spróbować zacząć robić swój hydrolat, ale niestety trzeba go robić mniej więcej co trzy dni, więc nie wiem czy będzie mi odpowiadał i czy będę miała na to czas. Nie mniej jednak- jeśli nie, wiem do czego wracać 🙂
GLINKA
Pamiętacie moje próby zrobienia własnej maseczki do twarzy? Używam jej dość rzadko i jakoś mnie jednak nie przekonuje. Natomiast maseczka ze zwykłej glinki, to jest dla mnie jakieś objawienie! Nie dość, że mega naturalne, to jeszcze tak wydajne i proste w obsłudze. Jedyny problem to to, że zalecane jest niedoprowadzenie do wyschnięcia i przez 10 minut trzeba wciąż zwilżać twarz hydrolatem, ale ogólnie rzecz jest mega ciekawa i fajnie, że znów odkryłam, że prościej znaczy lepiej! 😀 Koszt takiej glinki to 13 zl. Jedna maseczka kosztuje pewnie kilka złotych, więc zobaczcie samą oszczędność dla kieszeni… nie wspominając o tym, że to bardzo ładny i elegancki prezent dla przyjaciółki. A nawet dla kilku. Wystarczy poszukać małych słoiczków i rozdać wszystkich trochę naturalnego dobra. Takimi tu Wam pomysłami rzucam 😀
Aktualnie właśnie te kosmetyki wypełniają sporą część mojej kosmetyczki i cieszę się, że wreszcie w jednym miejscu znalazłam brakujące elementy, które nie pozwalały mi w pełni cieszyć się z drogi na jaką weszłam czyli zero waste 😉 Teraz nic tylko czekać na więcej szkła i eko przesyłki i będzie pięknie 🙂
Glinka niebieska jest super koszt 3 zł. Spirulina oczyszcza i wygładza tez mały koszt a starcza na długo. Maski babci agafii są świetne. Olejek nie rafinowany z pestek malin świetnie odżywia skórę twarzy w połączeniu z kremem na noc. Olejek starcza na rok. Np firma etja.
O cenne! Dzięki. Nie słyszałam o niebieskiej glince, zainteresuję się tym :*
🙁 mój komentarz chyba się nie załączył
To napisz jeszcze raz :*
Super post! Czekam na więcej kosmetycznych poleceń bo sama jestem ogromną fanką naturalnej pielęgnacji. Szczegolnie interesuje mnie jakich kosmetyków używasz do makijażu, bo na filmikach (i pewnie nie tylko :D) wyglądasz nieskazitelnie a przy tym bardzo naturalnie ☺
Ja totalnie nie umiem się malować, więc nie używam nic… tylko jakąś maskarę czasem i czasem coś do brwi… Ale do pielęgnacji polecam wiele rzeczy i wiele będzie na blogu co czwartek :*
Karolina! Jesteś cudowna! Miłość do kosmetyków naturalnych i początków życia w stylu umiarkowanego zero waste mogę dzielić niestety tylko z Tobą. Nie znajduję zrozumienia nawet u swoich przyjaciółek. Myślą, że zwariowałam Odkąd Cię obserwuję jestem na bieżąco z Twoimi postami i filmikami, a w czasie wolnym staram się nadrabiać starsze materiały. Robisz to dobrze! ❤️
hhahahaha, w sumie to dla mnie fajnie! 😀 Z miłą chęcią będę Twoją internetową przyjaciółką zero waste 😀 Jakby co jestem na insta- można ze mną pisać ^^ Buziaki! :**
Olej jojoba jest super do paznokci i skórek wokół nich! Ja tak wcieram na noc i uważam, że to bardzo poprawiło stan paznokci, zresztą z tego, co czytałam – nie tylko moich.
Z hydrolatów najgorzej śmierdzi ten z oczaru, nie ma gorszego zapachu, serio! Za to najpiękniej pachnie hydrolat truskawkowy, bo jak truskawkowy dżem. Potrafię go psikać na twarz dla samego tylko zapachu.
Produkować hydrolatów sama nie zamierzam, ale przymierzam się do własnego kremu.
Co do balsamu to oczywiście nie musisz szukac nowego, ale może ktoś inny będzie szukał, więc ze swojej strony chciałabym polecić balsamy Mokosh (tylko, że lepiej polować na promocje, ja właśnie na promo swój kupiłam), olejki do ciała 4szpaki (minusem jest to, że najlepiej nakładać je na wilgotne ciało, więc po kąpieli), a taki ultra tłuścioch (u mnie był stosowany do smarowania tatuazy) to SuperBlend od 4szpaków, jest w puszce, która później jest bardzo przydatna!
Mega przydatny komentarz!! Dzisiaj na noc użyję oleju na paznokcie <3 Dzięki :** Hydloratem truskawkowym tak mnie zachęciłaś, że chyba za rok się skuszę. Jak dżem truskawkowy?! Chcę go! A balsamy Mokosh są super, ale totalnie drogie!! Więc zawsze chcę, ale jednak trochę boli ^^ A z olejami na mokre ciało mam problem, totalnie nie lubię tego robić. Ale myślę, że jeśli ktoś czyta komentarze- znajdzie tu duzo dobrego <3