Wczoraj dodałam na swój kanał na Youtube ostatnią część Q&A, w której jednym z pytań było to o rezygnację z dzieci na rzecz planety. Nagrywając ten odcinek razem z Piotrem mieliśmy jedną odpowiedź: „beka”. Dlatego podzieliłam się swoim prawdziwym, wtedy, zdaniem na ten temat. Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie miał inne zdanie niż ja w momencie gdy codziennie spotykam się z informacjami, że całościowe zaprzestanie kupowania ciuchów to już przesadne ograniczanie się, bo przecież żyjemy po to żeby być szczęśliwym, więc co dopiero mowa o dzieciach…
Poznałam wczoraj argumenty ZA rezygnacją z dzieci na rzecz planety. I wcale nie chodzi o to, że to inne zdanie niż moje, ale powaliły mnie one na ziemię i przez cały dzień kopały w brzuch. Coś co jest dla mnie najistotniejsze na świecie, coś tak pięknego jak bycie mamą zostało wypluwane jako podejście jedynie egoistyczne.
Czytałam to wszystko nie dowierzając, jak planowanie dzieci w szczęśliwej rodzinie, którą planujemy z Piotrem stworzyć, z wystarczającą ilością pieniędzy oraz zasobem wiedzy i mądrości, a przede wszystkim MIŁOŚCI może być porównywalna do oddawania setki tysięcy dzieci do domów dziecka i wielkiego nieszczęścia, które to dziecko czeka.
Pewnie, wielokrotnie mówiłam, że chcę adoptować dzieci. Ale nie chcę robić tylko tego. Nigdy, przenigdy nie pomyślałam o narodzinach dziecka i decyzji „posiadania go” jako o egoizmie. Zawsze ZAWSZE wydawało mi się, że decyzja o zajściu w ciąże to ogromne poświęcenie swojego ciała, swojego czasu, swojego życia i niekiedy w części- relacji z największą miłością życia czyli partnerem. Boję się tego dziecka! Boję się, ale wiem, że chcę to zrobić, bo o wiele bardziej wolę istnieć i dbać o środowisko nawet bardzo restrykcyjnie niż w ogóle w tym środowisku nie uczestniczyć!
Nie pozbawię siebie, Piotra, naszych dzieci istnienia. Bo gdyby w mojej głowie były jedynie myśli o zagładzie za 20-30 lat to nie robiłabym NIC. Pewnie, za 30 lat będę miała 50… zastanówmy się czy jest to dużo. Wydaje mi się, że nie. Tym bardziej, że zmiany nie przyjdą w ostatni dzień za 30 lat.
Jestem nastawiona do życia bardzo pozytywnie, ale nie naiwnie. Nie wyobrażam sobie jednak żyć dla planety. Chcę żyć! Po prostu. Dla Piotra, dla rodziny, dla przyjaciół, w pewnym momencie przede wszystkim dla SWOICH DZIECI. Chcę dbać o planetę, chcę postępować mądrze i wyzbyć się wszystkiego co dla mnie zbędne, niezdrowe, ale co również szkodzi planecie. Jednak rezygnowanie z dzieci jest dla mnie szaleństwem.
Ni jak nie można tego porównać do zabijania zwierząt, czego z łatwością możemy zaprzestać. Nie jedzmy mięsa! Przerzućmy się na rower! Zrezygnujmy w całości z kupowania ubrań! Nie marnujmy jedzenia i pokażmy koncernom, że potrzeba nam o wiele mniej jedzenia już w produkcji, już na półkach sklepowych. Wykorzystujmy do końca! Nie puszczajmy fajerwerków, nie zaśmiecajmy lasów i wód! Zrezygnujmy z plastiku. Segregujmy śmieci. Edukujmy się ekologicznie, ale… nie róbmy tego na marne! Te wszystkie działania wprowadzane są w nasze życie ze względu na ocalenie planety, ocalenie nas. Nie wyobrażam sobie rezygnować z „dobrodziejstw” dzisiejszego świata (bo nie ukrywajmy, gdybym robiła to na co mam ochotę, to codziennie kupowałabym ubrania, nie zastanawiała się podczas zakupów spożywczych, latałabym wciąż samolotami i samochodem, nie segregowałabym śmieci i jadłabym mięso) na rzecz… NICZEGO! Bo przecież i tak wszyscy umrzemy. Już za 30 lat! Dla kogo więc chcemy ratować ten świat? Na co to wszystko, skoro naukowcy mówią, ze za 30 lat wszystko się skończy?
To wszystko po to, żeby uniknąć zagłady. I jeżeli patrzeć na dzieci jako tylko i wyłącznie „nowy produkt”, to są one młodym, świeżym, bardzo chłonnym mózgiem, który niewyobrażalnie dużo wniesie do świata. I tak jak pisałam na początku- dla mnie ważniejsze jest istnienie i radzenie sobie z problemem niż nieistnienie wcale….
Nie umiem poradzić sobie z argumentami, które wypisywane są pod moimi komentarzami na Youtube, ale nie jestem też w stanie edytować tego co powiedziałam, a dla mnie ten temat to już nie „beka” jak wtedy, gdy nagrywałam ten film. Dla mnie to temat, który totalnie mnie zmiażdżył… Chciałam napisać swoją nową odpowiedź. I PROSZĘ! Nie przekonujcie mnie jak bardzo egoistycznym jestem człowiekiem, jak bardzo narażam swoje dzieci na wieczne cierpienie.
Ja NIGDY nie przekonywałam nikogo do posiadania dzieci. Nigdy nie czułam potrzeby, żeby ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci nagle je mieli- dla mojego widzimisie. Nie wyobrażam sobie NIKOGO kto mógłby przekonywać ludzi, którzy chcą mieć dzieci do ich nieposiadania tłumacząc to egoizmem. Jest to dla mnie na tyle niewyobrażalne, że aż trudno mi w to uwierzyć.
I powtórzę jeszcze raz- nie chodzi o to, że ktoś ma inne zdanie niż ja. Chodzi o ogromnie prywatną strefę, o którą nawet nie chcę spierać się w komentarzach. Nowe życie to nie wybór między kupieniem a nie kupieniem. To wybór między ISTNIENIEM. A dla mnie to świętość.
Wpadłam na Twoją stronę/bloga, bo dalej myślę o miesiącu, trzech, sześciu, a może nawet dwunastu miesiącach bez zakupów (w podobnym do Twojego stylu) i chciałam zobaczyć, czy może napisałaś o tym coś więcej niż zawarłaś w filmach. W oczy rzucił mi się ten artykuł. Zgadzam się, że wmawianie ludziom, którzy chcą mieć dzieci, że skażą je na wieczne cierpienie itp. jest nie tylko głupie (imo), ale i niestosowne. Osobiście jestem jedną z tych osób, które wyznają zasady, że „żyj i daj żyć innym” oraz „nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczynają się prawa i wolność drugiego człowieka”. Sama chcę mieć dzieci. Jak już „znajdę” chłopaka i będę gotowa go poślubić i spędzić z nim resztę życia i będę wiedziała, że on również bierze to na poważnie (a nie „eee, są rozwody w razie co”).
Myślę, że jeśli ktoś jest dobrym człowiekiem i działa w dobrych celach, stara się zmienić siebie i świat wokół na lepsze itp., to jest to wręcz jego „obowiązkiem”, by dzieci posiadać. „Obowiązkiem” w cudzysłowie, bo jak już wspomniałam, nie należę do tych, którzy innym coś narzucają. Po prostu postrzegam to jako potencjał zwiększenia liczby osób angażujących się w przeciwdziałanie temu „końcowi świata” za tych kilkanaście/kilkadziesiąt lat. Na poziomie zarówno społecznym, jak i ekologicznym.
PS. Dostrzegam tu pewną zależność, pewien wzór w tym, co wspomniałaś, że chcesz mieć własne dzieci/dziecko, ale i adoptować. Oglądam na YT inną kobietę/dziewczynę (ma ze 25 lat), mamę trójki już dzieci. Osobę, która ubiera się w second handach i kupuje ubrania od marek fair trade, ogranicza mięso i produkty odzwierzęce, żyje wraz z rodziną według zasad zero waste i minimalizmu. Wspomniała, że więcej dzieci rodzić nie chce, z różnych powodów i że nawet gdyby te powody nie istniały, i tak zamierzaliby w przyszłości z mężem adoptować.
Ja również jestem zdania, że jest coś wyjątkowego w powołaniu na świat nowego życia, w związku z osobą, którą kochamy całym sercem i również chciałabym mimo tego dodatkowo adoptować. Nie tylko dać życie w sensie stworzenia go, ale również dać życie w sensie wzięcia odpowiedzialności za istotę już żyjącą, kochania jej, dania jej domu, w którym będzie akceptowana i będzie mogła się rozwijać i rozwinąć skrzydła. Dla mnie to jest takie trochę yin i yang, równowaga, podejście do tematu z różnych stron, jeśli mogę to tak ująć. Podejście całościowe. Takie przynajmniej jest moje marzenie. Zobaczymy, jak życie je zweryfikuje ;).
Dziękuję Tobie za piękny i pełen miłości głos w tej sprawie, to ogromna radość widzieć tak zdecydowaną i płynąca z serca opinie 🙂
Chyba dyskusja juz przebrzmiała, ale własnie trafilam na Twojego bloga i troche mnie zainteresował. Mam potrzebe dorzucenia swoich 5 groszy w temacie. Mam niespełna 33 lata i meza od 10 lat. Nie mamy dzieci. Ostatnie kilka lat to był czas róznych przemyslen na ten temat i przechodziłam przez różne fazy. Od „tak, teraz zaraz, chce miec dziecko koniecznie”, poprzez „chce, ale nie teraz, kiedys jasne”, po „nie ma opcji, nie che żadnych dzieci, ani teraz, ani nigdy”. Chciałam chyba powiedziec jedną rzecz. Wydaje mi sie, ze jako kobiety mamy bardzo mocno i biologicznie i kulturowo wdrukowana funkje posiadania potomstwa. Jestesmy tak wychowywane i kształtowane przez spoleczenstwo, by posiadanie dzieci wydawalo nam sie czyms naturalnym, oczywistym, jedyną „normalną”, „zdrową” opcją. Jest to dla nas tak oczywiste, ze bardzo trudno jest nam to zakwestionowac, poddac dyskucji i spojrzec z zewnątrz na to jak na mega ważną decyzje, którą po prostu należy podjąć świadomie, a więc rozważając wszystkie agrumenty za i przeciw. Bo każdą inną ważną decyzje tak staramy sie podejmowac. A jakos powołanie na świat nowego człowieka (co jest w moim odczuciu najistotniejszą decyzją jaką mozna w zyciu podjąć) nie miesci sie czestokroc w kategoriach naszej logicznej, racjonalnej rozkminy. Bazujemy na tych wewnetrznych odczuciach, emocjach lub podlegamy społecznej presji czy uwarunkowaniu. Jesli w ogóle sie nad tym jakos zastanawiamy, to czesto bardzo powierzchownie. Cieszymy sie ze „słodkich bobasów” i wydaje nam sie, ze posiadanie dziecka to jest pasmo radości, cudowna sprawa. Rzadko próbujemy dostrzec cierpienie, strach, ból, frustracje czy po prostu smutek, które towarzyszą wszystkim matkom. Nie myslimy o tym, ze urodzenie dziecka to jest de facto gotowość na wyrzekniecie sie wszystkiego co do tej pory było twoim życiem (zawodowym, prywatnym, rodzinnym, seksualnym), co było twoją tożsamością, co było twoim ciałem, twoim zdrowiem czy sprawnoscią. Dziecko zmienia absolutnie wszystko w życiu kobiety. Przypadki są różne i różnie kobiety radzą sobie z tym co je spotyka podczas ciaży, porodu, połogu, a potem w pierwszych latach zycia dziecka. Ale de facto jest to chyba najwieksza psycho-fizyczno-życiowa rozwałka jaką sobie mozna wyobrazic w cywilizowanym swiecie. Bardzo mało mówi sie o tym wszystkim w sferze publicznej, na głos. To troche temat tabu. A to wszystko są rzeczy bardzo ważne i których trzeba miec swiadomosc przy podejmowaniu takiej decyzji. Kwestie klimatyczne są jednym z argumentów, których też nie mozna pominąć w racjonalnej dyskusji na ten temat. Nasza planeta jest niszczona przez to, ze gatunek ludzki nadmiernie sie rozrósł i nadmiernie ją eksploatuje. Mozna owszem, a nawet trzeba, w codziennych wyborach starac sie byc eko, ale kolejni ludzie, nawet najbardziej eko, żyjąc beda konsumowali i dokładali sie do niszczenia tego swiata. Nie bardzo interesuje mnie dobro przyszłych ludzkich pokolen. Troche tak, ale dużo bardziej martwi mnie ustawiczne wybijanie zwierząt, niszczenie przyrody i po prostu tej pieknej, cudownej planety. Jestesmy tylko jednym z miliardów stworzen ją zamieszkujących, a zachowujemy sie tak, jakby ona byla tylko dla nas. Otóż nie jest ani dla nas, ani dla naszych dzieci, tylko dla wszystkich istot żywych. I to własnie to dobro prawdziwie wspólne powinnismy miec na wzgledzie.
Muszę przyznać, że nie słyszałam wcześniej o argumencie „z ekologii” w kontekście posiadania dzieci. Ale w sumie jak przychodzi co do czego to trudno zaprzeczyć, że teoretycznie ma to sens. Ale może niekoniecznie ze względu na egoizm. Jeżeli zdajemy sobie sprawę, że możemy swobodnie wybrać pomiędzy posiadaniem i nieposiadaniem dzieci, to każda decyzja będzie tu egoistyczna. Bo to my ją podejmujemy i ze względu na siebie samych przede wszystkim. To ja chcę lub nie chcę być matką i w taki a nie inny sposób nadawać sens życiu. Wybór pomiędzy tymi dwoma opcjami zawsze będzie poniekąd egoistyczny, bo będziemy kierować się przede wszystkim własnymi potrzebami. Bo potrzeb dziecka, które jeszcze nie powstało, znać nie sposób. Pytanie brzmi czy w tym gronie (czyli wśród osób generalnie zainteresowanych nie wyginięciem) w ogóle powinniśmy rozważać posiadanie dzieci w kontekście ekologii. Moim zdaniem nie. Przede wszystkim dlatego, że ludzi, którzy decydują się na dzieci świadomie a jednocześnie mają w głowie przyszłość naszego świata można na palcach niewielu rąk policzyć. I akurat takich ludzi potrzeba nam ciut więcej 🙂 A tak serio to naszym największym problemem jest globalna i przerażająca bezrefleksyjność i brak jakiegokolwiek myślenia perspektywicznego. I co nam z tego przyjdzie, że ten promil ogarniętych i świadomych będzie się nawzajem przerzucać, kto bardziej egoistyczny, kiedy reszta świata zwartą masą i z klapkami na oczach zmierza do katastrofy. Znajmy proporcjum. I nie rzucajmy się z zębami na sojuszników w tej samej sprawie, bo skończymy w bardzo małym grajdołku.
Oglądam Twoje filmiki od dawna, na bloga też zaczęłam zaglądać, jednak nigdy nic jeszcze nie skomentowałam. Ale dziś muszę. Płakać mi się chce, kiedy to wszystko czytam i kiedy widzę, jak bardzo świat stanął na głowie, jak wszelki dobrobyt powoduje totalne wyniszczenie tego, co dostaliśmy od Pana Boga.
Mam jedynie nadzieję, że te wszystkie osoby, które zarzucają egozim Tobie, i mnie również, bo z całego serca pragnę dziecka, czynią konkretne kroki, żeby poprawić sytuację na świecie, a nie biernie załamują ręce i „szlachetnie” nie decydują się na dziecko.
Jestem za tym, żeby każdy miał prawo do decydowania o tym, czy chce mieć dzieci czy nie. Nigdy nie krytykowałam znajomych, którzy mieli przeciwne pragnienia do moich. Dlaczego więc ktoś będzie obrażał mnie i mój wybór?
Ech, koniec. Nie ma co tracić czasu i energii na smutki i żale! Ściskam Cię mocno i dziękuję Ci za to, że jesteś! Za to, co robisz, za Twój uśmiech i masę inspiracji do lepszego życia. Wszystkiego dobrego! <3
Ściskam :*
Ja też uważam że poza czysto biologicznymi powodami, reszta powodów dla których ludzie chcą mieć dzieci jest tylko i wyłącznie egoistyczna 🙂 Co oczywiście nie oznacza, że mówie ludziom, zeby nie mieli dzieci. Jeśli chcesz to miej, mi nic do tego.
Ciekawe jest za to argumentowanie, że to nie posiadanie dzieci jest egoistyczne, jak mi próbowano wmówić na naukach przedmałżeńskich 😀
Ale wg mnie każdy kto decyduje się na dziecko powinien być świadomy tego, co może się temu dziecku przytrafić. A niestety przyszłość raczej nie maluje się różowo, katastrofa klimatyczna jest faktem i już zaczynamy widzieć zmiany jakie następują. My w Polsce nie mierzymy się z problemami jak głód, brak dostępu do wody, ekstremalne temperatury (w Poslce 3 dni gdy jest w okolicach 30st C jest uznawane za okropną falę upałów….), dlatego łatwo jest myśleć, że nasze dzieci będą miały życie takie jak my. Otóż możliwe, że tak, ale możliwe, że będą miały życie duuużo gorsze.
Niektórzy nawet nie powinni mieć dzieci tak po prostu, nie ze względu na klimat, planete itd, ale bo się zwyczajnie nie nadają na rodzica. Jednak domyślnym jest posiadanie dzieci, więc ludzie „robią” sobie dziecko a potem pecjalnie się nim nie przejmują, wychowanie zwalając na dziadków czy potem szkołę. Ale to juz inny problem, myślę, że bardzo kulturowo zakorzeniony.
„Nie pozbawię naszych dzieci istnienia” – mogłaś to ubrać w inne słowa, to brzmi jakbyś miała usmiercić kogoś kto już jest na świecie. Dopóki nie masz dzieci nie możesz ich niczego pozbawić. Nawet istnienia 😀 chyba bardzo do siebie wzięłaś te komentarze o egoizmie. Jakby egoizm był najgorszym wyzwiskiem jakie czlowiek może usłyszeć. Spokojnie – nie jest 🙂
Ja sama nie wiem czy zdecyduję się na dzieci, chociaż czasami jak widzę słodkie bobasy to odzywa się we mnie biologia 😉
Natmiast na pewno nie bede miała wiecej niż 2, jedno za mnie, jedno za męża 😀
Bardzo dobra uwaga na temat tego że nie da się pozbawić nieistniejących dzieci istnienia 🙂 tak naprawdę „nie pozbawię swoich dzieci istnienia” powinno brzmieć „nie pozbawie siebie posiadania dzieci” bo na ten moment to jest interes kogoś kto chce mieć dzieci, a nie kogoś kto nie istnieje.
Również bardzo chciałabym mieć dzieci. I też uważam, że istnienie jest świętą rzeczą. Tylko myśląc o katastrofie klimatycznej, staram sobie zwizualizować pewne rzeczy. Wyobrażam sobie siebie, widzącą moje dzieci proszące mnie o wodę – której ja nie mogę im dać. Widzę wtedy łzy w ich oczach. Widzę ich pragnienie i wyczerpanie. Widzę dzieci, które nie mogą się kształcić, pracować, tylko po obudzeniu się stoją w jakichś wielkich kolejkach, albo co gorsza idą walczyć, aby zdobyć trochę jedzenia czy coś do wypicia. Widzę ich strach, przed kolejnych huraganem, czy trąbą powietrzną, która ma nadejść w nocy, a która pozbawiła już życia inne osoby. Ideały o których piszesz Karolina są naprawdę piękne, ale tak na serio, nie masz takich „praktycznych” strachów, takich jak opisałam wyżej, przed sprowadzeniem na świat dzieci? Czy jednak tak naprawdę nie dopuszczasz myśli, że coś takiego jak katastrofa klimatyczna się wydarzy. Zgodzę się, że człowiek w życiu zmaga się z cierpieniem, ale trudno mi przyrównywać cierpnie, jakiego teraz statystyczny człowiek doświadcza (bezrobocie, trudności z utrzymaniem się z posiadanych pieniędzy, trudności z wybudowaniem domu/mieszkania, trudności z otrzymaniem właściwej edukacji, choroby) z takimi cierpieniami, jakie rzeczywiście są prognozowane – głodem, spragnieniem, bezsilnością, ciągłą obawą o własne życie. Nie boisz się tych realnie mogących nadejść cierpień?
Czuję, że gdybym bała się tego wszystkiego na tyle, że paralizowaloby to mnie i moje plany o rodzinie to nie miałabym po co żyć. No bo po co? Lepiej położyć się i czekać, bo zaraz zacznie się klęska… Nie czuję potrzeby zaprzestania żyć. Czuję potrzebę działania. Chcę żyć eko, w zgodzie ze środowiskiem. Właśnie po to żeby moje dzieci miały dobrze.
To ciekawe, że ja słyszałam, że ludzie, którzy nie chcą dzieci są egositczni, bo są wygodniccy. Rozumiemm podejście osób, które dzieci nie chcą. I dla mnie nie jest istotne jakich argumentów użyją. Ja nie widzę przyszłości w kraju, jaki się teraz buduje. Wolę być egoistyczna i zadbać o swoje bezpieczeństwo, a póki jest niepewne, to nie mam odwagi i sił dbać o małego człowieczka.
Ja też tysiąc razy słyszałam, że nieposiadanie dzieci to egoizm i ani z tym ani z tym że posiadanie ich nim jest się nie zgadzam.
Jestem daleka od krytykowania Twojej decyzji o zostaniu mamą i jeszcze dalsza od odwodzenia Cię od niej. Ba! Sama chciałabym być mamą. Nie spodobało mi się natomiast powierzchowne spojrzenie na kwestię rezygnacji z rodzicielstwa z powodów ekologicznych i stwierdzenie, że to tylko wymówka dla tych, którym się zwyczajnie nie marzy zmienianie pieluch. Wydaje mi się, że sprawa jest znacznie bardziej złożona. Zasoby są ograniczone – z tym nie ma co dyskutować. Ludzi stale przybywa, rośnie konsumpcja, lasy są karczowane pod uprawę i budowę infrastruktury, wzrasta emisja CO2. Wielu stwierdza, że oj tam, przyroda, kwiatki i zwierzątka, ludzkość jest ważniejsza. Tylko że my, ludzie, jesteśmy częścią ekosystemu. Jak będziemy żyć, kiedy lodowce stopnieją, temperatura wzrośnie nie do wytrzymania, powietrze, woda i gleba staną się jeszcze bardziej toksyczne? Któregoś dnia Planeta tego po prostu nie wytrzyma – a przecież innej nie mamy. Czy to dziwne, że są ludzie, którzy boją się sprowadzać (słowo klucz – niektórzy się zagalopowali, mówiąc o „pozbawianiu” życia, a przecież nikt tu nie zamierza nikogo uśmiercać…) dzieci na świat, w którym migracje będą nie do powstrzymania, który ograną wojny, w którym być może będziemy bić się o łyk wody i kęs chleba? Jedni powiedzą: i tak chciałbym żyć (choć czy na pewno wiemy, co mówimy, my, ludzie żyjący w dobrobycie, nie znający stanu konfliktu zbrojnego? Wystarczy spojrzeć na fotografie syryjskich dzieci, żeby nabrać wątpliwości), inni powiedzą: nie chcę tego zrobić drugiemu człowiekowi. Kto ma rację? Nie wiem. Może to po prostu nie jest czarno-biała sytuacja? Może szukając rozwiązań, które pomogą nam przetrwać i żyć lepiej, próbując łączyć wiarę i strach, warto żebyśmy wszyscy zaczęli od empatii i próby zrozumienia swoich obaw, marzeń, wątpliwości? Żebyśmy zaczynali od „a może…”, a nie od „ale jesteś głupia”?
Ostatnio znalazłam badanie, wg którego ślad węglowy jednego amerykańskiego dziecka odpowiada śladowi węglowemu 106 haitańskich dzieci. To przy okazji odpowiedź dla tych, którzy pytali w komentarzach na Youtube’ie, dlaczego to my, na Zachodzie, mamy się ograniczać: dlatego że to nasze dzieci, a właściwie nie one, tylko sposób życia, jaki im serwujemy, najbardziej przyczynia się do katastrofy klimatycznej. Nasza rozpusta, nasz przepych to głód i wojny w innych regionach świata. Nasze jedno dziecko z pokojem pełnym plastikowych zabawek, którymi nie nadąża się bawić, z dietą, w której królują pokarmy pochodzenia zwierzęcego, z szafą pełną ubranek itd. to dla przyrody znacznie większy koszt niż kilkadziesiąt dzieci w Nigerii. Straszne, prawda? Ale może tu jest odpowiedź? Może nie trzeba całkowicie rezygnować z rodzicielstwa, jeśli się o nim marzy, a wystarczy mieć mniej dzieci (a jeśli się marzy o dużej gromadce, pomóc kilkorgu poprzez adopcję) i żyć skromniej? Przecież ciuszki można kupić w lumpeksie albo wymienić się ze znajomą rodziną, pieluchy jednorazowe zamienić na wielorazówki, przecież są zabawki z naturalnych materiałów…. Przecież w ogóle można mieć dużo, dużo mniej i żyć na całkiem dobrym poziomie i nie pod dyktando zmieniających się mód. To tylko takie moje gdybanie, nie wiem, kto z nas ma rację, ale myślę, że warto, żebyśmy zamiast na siebie napadać, mogli bez strachu dzielić się swoimi obawami, nadziejami i pomysłami. Może wspólnie coś mądrego wymyślimy?
Od zawsze marzyłam, żeby być mamą – to pragnienie jest tak silne, irracjonalne, szalone, że wątpię, bym była w stanie je powstrzymać, choćbym chciała. Dlatego najpewniej będę miała dziecko i będę kolejną z tych mam, które drżą nad losem świata, chcąc by ich maluch był zdrowy, bezpieczny i szczęśliwy. Wiem na pewno, że będziemy starali się żyć skromnie i odpowiedzialnie, dla siebie, dla innych czujących istot, dla przyrody. Ale także dlatego że moim zdaniem restrykcje dotyczące produkowanego przez nas CO2 itp. są tylko kwestią czasu, prędzej czy później będziemy musieli je wprowadzić, żeby przetrwać – myślę, że moje dziecko, wychowane w duchu minimalizmu, poradzi sobie w nowym, innym świecie znacznie lepiej niż ja, millennials, który teraz z trudem przyzwyczaja się do myśli, że niebawem skończy się epoka tanich lotów i bezrefleksyjnych, nie powodujących wyrzutów sumienia zakupów w sieciówkach, który próbując wprowadzać w życie filozofię zero waste, ogranicza się, pokonuje trudności, odczuwa dyskomfort. Bo ja coś tracę, dla mnie coś się kończy, bo przecież było tak łatwo i przyjemnie z tymi jednorazowymi reklamówkami, tanimi ubraniami i przede wszystkim z brakiem obaw i wątpliwości. Ale moje dziecko może tego funkcjonowania w nadmiarze nigdy nie poznać, może od początku żyć inaczej. Bo czy nasi pradziadkowie rozpaczali z powodu braku foliówek albo czy czuli się poszkodowani, bo mięso było raz w tygodniu albo go nie było? Obserwuję córki koleżanek, które mają po pięć lalek bobasów, każdą na chwilę i proszą o nową, bo tamte stare, i tak sobie wspominam z łezką w oku moją lalę (Karolinę zresztą :-)), która była jedna, jedyna i do głowy mi nie przyszło, żeby ją wymieniać na „nowszy model”. Dlaczego? Bo tak mnie nauczono: że lala jest jedna, jedyna, a ja jestem za nią odpowiedzialna, że lal się nie wymienia co sezon. I jaka byłam z tą jedną lalką szczęśliwa! To by znaczyło, że można żyć inaczej, prościej, oszczędniej, ale szczęśliwie – siebie odzwyczajając, a dzieci nie przyzwyczajając do nadmiaru.
Mieć dzieci, nie mieć dzieci? Myślę, że tu nie ma jednej odpowiedzi, że temat dzieci vs. zagłada klimatyczna jest naprawdę trudny, nie zero-jedynkowy, dotykający bardzo osobistej sfery, takiej, w której bardzo często to serce przejmuje stery. Pewnie dlatego aż tak porusza. Natomiast na pewno nie warto się nawzajem obrażać, lepiej spokojnie przedstawić swoje obawy albo nadzieje, bez wyższości czy wyśmiewania, w końcu wszyscy chcemy dobrze, tylko znajdujemy różne odpowiedzi.
Wspaniały komentarz! Dziękuję za poświęcony czas! 🙂 Tylko pokrótce skupie się na jednej rzeczy. Dla mnie dzieci wcale nie są równoznaczne z milionem plastikowych zabawek. Wręcz przeciwnie, im bardziej jestem w zero waste tym bardziej wiem jak mało potrzeba i jestem przekonana, że moje dzieci wyniosą z naszego domu dużo dobrego również pod względem posiadania i ekologii. Jestem przekonana, że myślimy podobnie- czytając Twoją wiadomość czułam, że w pełni byśmy się dogadały w rozmowie na żywo. Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂
Trochę nie wiedziałam o co chodzi, gdy poruszyłas ten temat na instastory bo nie zdążyłam nadrobić ostatniego odcinka, jednak teraz jestem w szoku. Ja rozumiem że ekologia, że planeta, że plastik, że smieci ale jak można w ogole posiadani potomstwa – coś co jest tak strasznie pozytywne, cudowne brać w rozumieniu ekologii?! Jeśli mamy walczyć o planetę to nie wystarczymy tylko my! Mimo, ze na różne tematy mamy rozne poglądy, to akurat tutaj mogę stwierdzic, że zgadzam się z Tobą w 100%. Jestem też ciekawa z jakich środowisk pochodzą ludzie z odmiennym zdaniem na ten temat. Ciekawe czy posiadają rodziny, dzieci.. O.
Cześć! Słyszałam, że są o ten temat spory na grupach ekologicznych, ale dopiero pod Twoim filmem pierwszy raz się z nimi spotkałam.
Ja mam poczucie, że każdy z nas żyją jest już z założenia nieekologiczny. Tylko wykluczenie nas samych to nie jest to rozwiązanie, o które powinniśmy walczyć. Każdego dnia pracując, jeżdżąc, żyjąc… podejmujemy masę nieekologicznych kroków. Każdy z nas, nawet Ci najbardziej eko też na pewno mają coś na sumieniu. No nie da się inaczej! Dlatego zupełnie mnie nie boli, że ludzie mają dzieci, a niektórzy nawet dużo dzieci. Ja sama też jestem mamą! I nie mam nic przeciwko, by kiedyś zostać babcią. Zakładanie rodziny to nasze największe i najbardziej podstawowe szczęście, którego nie warto na siłę sobie odmawiać.
Jednocześnie rozumiem, że aspekt ekologiczny może być istotny w kontekście podejmowania decyzji o macierzyństwie. I to nie jest beka. My sami długo zastanawialiśmy się nad powiększeniem rodziny – były argumenty za i przeciw, i tak się wahaliśmy. Gdy dotarło do nas, z jak wielkim kryzysem klimatycznym mamy do czynienia, zdecydowaliśmy. Nie jesteśmy gotowi brać na siebie ciężaru troski nad kolejnym istnieniem w obliczu tak niepewnej sytuacji. I nie chodzi mi nawet o to, co będzie za 30 czy 40 lat – myślę, że jeśli nic się nie zmieni, migracje klimatyczne zaczną się o wiele wcześniej i będziemy wtedy stali w obliczu wielkiej wojny. I gdy sytuacja klimatyczna przeważa szalę w myśleniu o tak ważnym aspekcie życia jak powiększenie rodziny, a potem słyszę w filmie, że beka i ci ludzie na pewno i tak by nie chcieli mieć dzieci, to po prostu robi się przykro. Wiadomo, że bierze się pod uwagę zawsze więcej czynników niż tylko jeden. Ale upraszczanie i wyśmiewanie spojrzenia innych ludzi nie jest ok.
Oczywiście jeszcze bardziej nie ok są komentarze, że ktoś, kto zostaje mamą, jest egoistą. W taką skrajność też nie można popadać. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie zrobił nic nieekologicznego.
Dla każdego powinna być taka droga, na jaką ta osoba jest gotowa.
Z dziećmi to jeszcze jest ta kwestia, że inaczej temat wygląda z perspektywy jednostki, a inaczej z perspektywy całego społeczeństwa. To jak z głośnym teraz tematem lgbt 🙂 z jednej strony to spoko, że są pary jednopłciowe, które nie będą mieć dzieci, a z drugiej strony, gdyby całe społeczeństwo nie miało dzieci, to by się pojawiły problemy natury ekonomicznej. To nie znaczy, że powinniśmy zwalczać lgbt, ale jednocześnie ekonomicznie lepiej, gdy pary jednopłciowe nie stanowią większości. No i z dziećmi pod kątem ekologii jest na odwrót 😀 Z jednej strony spoko, że ludzie chcą mieć dzieci, jednak gdyby wszyscy założyli rodziny wielodzietne, to mielibyśmy spory problem, nie tylko klimatyczny, ale też mieszkaniowy i żywieniowy, i szkół by zabrakło, i w ogóle byłoby ciężko. Dlatego kluczowa jest równowaga. W tym momencie jest miejsce dla każdego i na każdą decyzję. Wszyscy powinniśmy to uszanować i docenić wkład każdej jednostki, bo tylko różnorodność decyzji pomaga nam zachować tę równowagę.
Trzymaj się ciepło! I nie bierz sobie skrajnych opinii do serca 🙂
o Wow! Dzięki za ten komentarz <3 RÓWNOWAGA- jak ważne słowo <3 Co do słowa "beka" to, tak jak napisałam w tekście, myślałam tak podczas nagrywania filmu, gdzie wydawało mi się, że ludzie rezygnujący z dzieci to absolutny margines, raz na milion osób, a jednak nie. Ale nie ukrywam, że jest to dla mnie smutne i mocno demotywujące. Przeciez moje eko działania są właśnie po to, żeby klęski nie było, więc po co się starać jak nie dla przyszłego pokolenia? Ale Twój komentarz jest bardzo rozsądny, więc mega dzięki za niego :*
Ojejujeju, jakie to wszystkie delikatniusie…
Rodzicielstwo jest egoistyczne – w przeciwieństwie do bezdzietności (wbrew temu, co nam wmawia społeczeństwo). Nie pytasz młodego człowieka, czy chce się urodzić – to tylko Twoje widzimisię. Nie przejmujesz się tym, że odxiedziczy po Tobie jakieś choroby i dysfunkcje. Nie interesuje Cię to, że będzie cierpieć, bo życie to zawsze pasmo i szczęścia, i cierpienia przede wszystkim.
Nie rozumiem, dlaczego dzisiejsi ludzie przyjmują do wiadomości na prawdę wiele, ale faktów ekologicznych o posiadaniu dzieci nie potrafią zdzierżyć.
No ale… za 30 lat to WASZE dzieci będą się zabijać o wodę.
O boże. To sprawdź w co piszesz. Gdyby każdy uważał tak jak ty to świat już dawno by nie istniał, bo nie byłoby ludzi. Przecież rodzac dziecko chcesz dla niego jak najlepiej!!!! Ja mając szczęścia i nieszczęścia jestem niesamowicie wdzięczna, że żyje! Ze mam możliwość śmiać się i plakat. Ludzie… Nie popadajmy w dziwactwa. Co to za komentarz!? Masakra… Nie chcesz mieć dzieci, nie musisz… Ale żeby takie rzeczy pisać ludziom, którzy chcą!? Brak słów…
Nie rozumiem za bardzo Twojego podejścia. Czego Marcela ma nie pisać osobom, które chcą posiadać dzieci? Że to egoistyczne? No jest. Sprowadzaniem na świat potomstwa w pierwszej kolejności zaspokajamy swoje własne potrzeby obdarzenia kogoś miłością. To my chcemy opiekować się małym szkrabem i dawać mu szczęście – nas samych to uszczęśliwia.
Dziecko może urodzić się chore, możesz je osierocić, może doświadczyć gwałtu, wojny, zaburzeń psychicznych. Oczywiście, że tego nie planujesz i chcesz dla niego jak najlepiej. Nie zmienia to jednak faktu.
Problemy klimatyczne? Napięcia spowodowane radykalizacją, migracjami… To są rzeczywiste problemy z którymi może zmagać się Twoje dziecko. Możesz uznać, że warto wziąć je pod uwagę możesz uznać że „jakby każdy tak myślał to świat by już nie istniał”. Twoja sprawa co z tym zrobisz. Ale nie rozumiem co jest złego w samym wskazywaniu problemu. Stymulowaniu ludzi do myślenia i spojrzenia na sprawę z innej strony niż dotychczas.
No moim zdaniem nie jest egoistyczne.
Tutaj bym polemizowała 😀 myślę, że istotne jak definiujesz egoizm. Naukowcy spierają się nad egoistycznymi podstawami altruizmu – jeśli interesują Cię tematy na pograniczu psychologii/biologii to polecam poszperać. Np altruizm twardy w odniesieniu do poświęcenia się dla swojego potomstwa. Zagadnienie jest dość złożone. Osobiście uważam, że decydując się na potomstwo postępujemy egoistycznie, nie jest to jednak równoznaczne ze źle. Myślę po prostu, że warto zdawać sobie sprawę z pewnych mechanizmów i zagłębić się nad swoimi motywacjami. Podkreślam, że egoistyczne nierówna się złe 🙂
Przepięknie napisne, mądre słowa- zgadzam się w 100%. Szok i niedowierzanie…
Dzięki! 🙂
Weszłam na Twojego bloga i przejrzałam Twoje wpisy – po tytułach – i trafiłam na ten. I szczerze mówiąc moja pierwsza myśl była taka, że muszę to przeczytać, żeby stwierdzić, czy w ogóle będę w stanie potraktować inne Twoje wpisy poważnie. I tak. Będę. Jestem daleko bardziej bliżej mety, niż Ty i powiem Ci, że patrząc wstecz, na inne kobiety, przerabiałam już tyle argumentów, dlaczego dzieci są generalnie „be”, że nie chce mi się już nawet na ten temat dyskutować. Bo w większości przypadków kończyło się tym samym – budzeniem się z ręką w nocniku. I niezależnie, jak bardzo wojowniczo kiedyś tam brzmiały, to kiedy wybór przestał być wyborem, a pozostała rzeczywistość, kiedy zostało się tylko starszą panią, z którą jednak ludzie nie bardzo chcą przebywać, bo wojowniczość lat młodzieńczych okazuje się być postrzegana, jako kłótliwość i wtrącanie się w sprawy innych ludzi – wówczas pozostaje zdziwienie, zgorzknienie i obraza na cały świat. Nie twierdzę, że wszyscy powinni mieć dzieci – wręcz przeciwnie, ale każdy ma prawo samodzielnie podejmować, bez wysłuchiwania komentarzy pseudowojowniczek, które mocno zniechęcają do zainteresowania się ekologią.