Dokładnie czternastego września w moje ręce wpadły trzy wielkie tomiska. Od lat były na liście rzeczy, które zrobić muszę, ale tak się obawiałam sięgać po coś tak ogromnego, że odkładałam o kolejne miesiące i lata. Aż pewnego razu w wakacje dorwałam KRÓLA, CZARNĄ MADONNĘ i… Mężczyznę, który gonił swój cień . Po przeczytaniu dwóch postanowiłam zabrać się za ostatnią, aż do momentu, gdy zobaczyłam, że jest to kontynuacja Millenium. Nie było już wymówek- nastał ten czas! 😀
Na Instagramie poinformowałam, że rezygnuję z życia i zatapiam się w książkach. Od razu wzięłam się za pierwszą część i wciąż nie mogłam uwierzyć, że strony pędzą tak szybko, a ja w zawrotnym tempie zbliżam się ku końcowi. Tak, to jedna z tych serii, gdzie leci Ci cały dzień, ale kompletnie tego nie czujesz, bo to co dzieje się na zapisanych kartach jest o wiele ciekawsze niż jedzenie obiadu, czy wychodzenie z łóżka w piękny, słoneczny dzień. Znacie to?
Zastanawiałam się, czy w ogóle jest sens pisać o takiej starości, ba! czy przyznawać się przed światem, że istnieje jeszcze taka osoba jak Ja, która trylogii nie przeczytała. Ale odkryłam już jakiś czas temu, że warto przyznawać się do takich „wstydów”- przypominanie starych i znanych tytułów sprawia, że odnajduje się więcej osób o takich samych brakach w literaturze i one też nadrabiają tytuły! Tak było chociażby przy JAK PRZESTAŁEM KOCHAĆ DESIGN. Kiedy myślałam, że wszyscy są już po- okazało się, że jeszcze wiele osób jest przed 😀
Także dzisiaj zachęcam do dyskusji tych, który przeczytali 🙂 A tych, którzy wciąż się zastanawiają- już na wstępie mówię- WARTO! A czemu, to oczywiście poniżej 🙂
CZYTANIE W TEMPIE BŁYSKAWICZNYM
Mówiłam o początkowej dacie, ponieważ wszystkie trzy książki, czyli prawie 2000 stron skończyłam w niecały miesiąc! A przecież znamy przypadki, gdy książka wchodzi tak trudno, że czyta się jedynie 300 stron w o wiele więcej. Czy to wystarczająca rekomendacja? Pewnie, jest też trochę tak, że każda z dwóch ostatnich przeczytałam w trzy dni, bo spędzałam dużo czasu w pociągu. Faktem jest jednak to, że to jedna z niewielu książek, która pobudzała mnie nawet o 5 rano! Wprost nie mogłam się doczekać kolejnych godzin z Millenium.
GDY KSIĄŻKA NIE MA ZŁYCH MOMENTÓW
W pierwszej i drugiej części nie ma ani jednego zbędnego słowa! Ani jednego zdania, które warto pominąć lub przejść do kolejnego rozdziału, bo rwie nas już do odkrycia zagadki. Nie! Choć ciekawość rośnie, to każda strona stwarza jeszcze więcej nowych możliwości i aż żal cokolwiek przeoczyć. Dawno już nie spotkałam się z takim fenomenem! Każda historyjka, wtrącenie, motyw, epizod, czy zwrot akcji jest na miejscu! Jest w idealnym miejscu.
Czytałam w swoim życiu naprawdę dużo książek, ale żeby było aż tak dobrze? Musiałabym się długo zastanowić i wcale nie powiedziane, że skończyłabym z listą tytułów.
W trzeciej części robi się już trochę ciasno. Z racji tego, że moja pamięć jest żadna- ciężko mi łączyć wszystkie wątki z nazwiskami, których w ostatnim tomie jest od groma. I tu od połowy przez około sto stron jest dosyć ciężko i męcząco. Mimo to, gdy przejdzie się ten moment jest oczywistym, że był potrzebny, a koniec jest satysfakcjonujący.
HISTORIA
Wszystko oscyluje wokół dziennikarza i zbuntowanej hakerki. Kiedy Michael zostaje skazany za napisanie fałszywego artykułu dostaje bardzo intrygującą i tajemniczą propozycję odnalezienia zaginionej wiele lat temu dziewczynki. Lisbeth i Michale tworzą duet niezawodny i w każdym aspekcie ich pracy i życia prywatnego stoję za nimi murem. Po prostu uwielbiam tych bohaterów, a to chyba nieistotne ważne przy tak długiej historii.
Gdy opowiadałam Piotrowi tę historię próbowałam mu opowiedzieć wszystko dokładnie, ale tam jest tyle pobocznych wątków, które w pewnym momencie łączą się w jeden, że bez rozrysowania tego na wielkim brystolu nie byłoby szans ze zrozumieniem. Dlatego też poddałam się. Sprawa jest prosta- nie ma możliwości opowiedzieć co tam się dzieje, to trzeba przeczytać! I gdy tak opowiadałam, mimo wszystko, zdałam sobie sprawę, że zakończenie pierwszej części jest maksymalnie banalne i beznadziejne, ale… będąc wciągniętym w tę historię jest idealne! Ah co ten Larsson Stieg robi z ludźmi! MISTRZOSTWO!
Pierwsza część mocno ucina wątek i dwie kolejne są oczywiście jej pokłosiem, ale opierają się na nowym problemie. Jedna go zaczyna, druga kończy. I nic Wam nie powiem, bo nie chcę zdradzić totalnie nic. Wiecie, że tego nie lubię i sama nigdy nie oglądam zwiastunów, ani nie czytam tylnych okładek 🙂 Także tak.
POLECAM Z CAŁEGO SERCA!
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić i oświadczyć to oficjalnie, że uznaję te książki za jedne z moich ulubionych! Jak bardzo cieszę się, że wreszcie zmotywowałam się do sięgnięcia po nie. Niesamowite jest to, że czytanie ich nie zajęło mi roku, a jedynie niecały miesiąc. Emocji było co nie miara i mam nadzieję, że gdy nadrobię nowe tytuły, które nagromadziły się na moim stosie, będę mogła wyruszyć w podróż z Lisbeth i Michaelem dalej 🙂 Choć trochę obawiam się nowego autora, ale- do odważnych świat należy!
CO Z TYM FILMEM?
Wielbię odpowiedzialnego za casting za wybór Rooney Mara do tej roli, a charakteryzatorów za to co z nią zrobili! Ta postać stała się dzięki temu w mojej głowie wyraźna, surowa i prawdziwa. Dla mnie to sto procent dziewczyna z tatuażem z kinowego ekranu.
Miałam w planach obejrzeć DZIEWCZYNĘ Z TATUAŻEM jeszcze raz przed napisaniem postu, ale z racji tego, że w tym miesiącu stawiam przede wszystkim na powrót do Kieślowskiego (o czym będę mówić pod koniec miesiąca), to trochę szkoda mi było prawie trzech godzin życia. Jedno jest pewne- na 100% będę chciała przypomnieć sobie ten film, teraz, gdy jestem już po tekście pisanym… ale daję sobie jeszcze oddech, chcę jeszcze nazachwycać się swoją wyobraźnią, ponieważ poza Marą nie zostało mi w pamięci z filmu zupełnie nic (taka to moja pamięć właśnie).
Jednakże na filmwebie oceniłam go na 10! Tak więc w 2011 podobał mi się jak widać bardzo! 🙂 I tu pytanie do oglądających- jesteście w gangu amerykańskim czy szwedzkim? Przyznam szczerze, ze tej drugiej wersji nie widziałam, więc jestem ciekawa Waszej opinii.
Ok, a to co pisał dalej David Lagercrantz? Warto? Jest teraz przedpremiera kolejnej części na Virtualo. Czy ten kryminał utrzymuje poziom poprzednich? Moim zdaniem te poprzednie były właśnie mega OK, a jakie są wasze doświadczenia?
Ja nowych jeszcze nie czytałam 🙂 Ale też jestem ciekawa opinii innych 🙂
Mleko się rozlało to należy je powycierać 🙂 Bronię Barei ponieważ uważam że nie zasługuje na stwierdzenie „śmieszne komedie polskiej wsi”. To też jest sztuka artystyczna, specyficzna ale żeby użyć określenia wiejska? Dlaczego?
Wiejska= odgrywajaca się na wsi. A nie wiejska=wsiuńska, niższa 🙂 Tak widzę te wszystkie filmy, ale może kilku reżyserów łączy mi się w jedno. I stąd ten krzywy obraz? 🙂
ale akcja w “Misiu” rozgrywa się w Warszawie i Londynie xD Stanisław Paluch jest tylko i wyłącznie bohaterem intrygi. http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,18553739,filmowa-warszawa-najbardziej-znane-miejsca-z-filmow-stanislawa.html xD
Haha, no way 🙂 Wcale tak nie jest :)) Rozumiem i w pełni akceptuję Twoje zainteresowania. Przedstawiam swoje skromne zdanie z punktu widzenia historyka. Za chwilę napiszesz mi, że czujesz że jestem facetem, który nie nawidzi kobiet xD a Ty igrasz z ogniem i całe to wszystko runie jak zamek z piasku. Po prostu trylogia Millenium xD
HAHHA. Cóż za piękne nawiązanie! 😀
Chyba się nie rozumiemy 🙂 Nie chodzi mi o współczesną chałturę a okres PRL’u. Misiek „na każdą rzecz można patrzeć z 2-óch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu […]”. Bareja potrafi w celny sposób pokazać istotę tamtej epoki i przywary społeczeństwa.
Też właśnie o tym myślałam. Ale pytanie, czy te przywary tamtego czasu interesują mnie na tyle, aby oglądać aż tak dużo filmów na ten temat? Aktualnie wybieram inne pozycje 😀
Haha… nie! Nie musisz się aż tak katować i chłonąć wzrokiem tak ogromnej ilości filmów xD Wykonaj swój plan minimum 🙂 Wyrażałem tylko swoją opinię o kunszcie Barei.
Czuję, że wciąż odbierasz moje wypowiedzi jako atak. A ja przecież tylko sobie z Tobą rozmawiam :*
Znam zarówno jednego, jak i drugiego reżysera xD emotikony zaginęły w akcji :< przede wszystkim “;)” Do tego wybitnego duetu zaliczyłbym również Stanisława Bareję! Idealny na novembergrey xD Mimo że już nie ma wśród nas tego tria to zostawili po sobie „pomnik trwalszy niż ze spiżu”.
Z Bareją mam problem. W sensie jestem po Misiu oczywiście… Ale chyba wolę bardziej artystyczne kino niż takie śmieszne komedie polskij wsi. Mimo wszystko mam w planach nadrobić, więc spokojnie 😀
Powoli, powoli młoda 🙂 Dorośniesz do tego gatunku filmowego xD Nie od razu przychodzi wszystko tak szybko 🙂
Hahaha. Dorosnąć do komedii polskich. Tylko o tym marzę :p
Znam zarówno jednego, jak i drugiego reżysera xD emotikony zaginęły gdzieś w akcji :< szczególnie “;)” I don’t no way?
Zasejwuj nie tylko to xD Dobre na jesienne wieczory oprócz szwedzkich kryminałów są „chokladbollar” (szwedzkie czekoladowe kulki). W pełni rekomenduję!
Ah! Niestety ten miesiąc należy do Kieślowskiego, ale mam nadzieję, że gdzieś tam w listopadzie zmieszcze w napięty grafiku Szwecję 😀
Musisz być naprawdę zorganizowaną osobą Jak Ty to wszystko ogarniasz? Kto to Kieślowski Nie znam A gdybym Ci namieszał i zaproponował na przykład: Umberto Eco? Swoisty comeback do przeszłości bo cofamy się do XIV wieku w powieści kryminalnej „The Name of the Rose” (Imię róży) i śledzimy przygody Adso z Melku i jego wielkiego mistrza Wilhelma. Obraz został zekranizowany, w rolach głównych Sean Connery i Christian Sleater. Poprostu absolutne must have w swojej filmotece! Albo jeszcze bardziej extremalna podróż w czasie i przestrzeni bo aż do VI wieku – „Historia Franków” Grzegorza z Tours. Krwi co niemiara…
Musisz być naprawdę zorganizowaną osobą Jak Ty to wszystko ogarniasz? Kto to Kieślowski Nie znam A gdybym Ci namieszał i zaproponował na przykład: Umberto Eco? Swoisty comeback do przeszłości bo cofamy się do XIV wieku w powieści kryminalnej „The Name of the Rose” (Imię róży) i śledzimy przygody Adso z Melku i jego wielkiego mistrza Wilhelma. Obraz został zekranizowany, w rolach głównych Sean Connery i Christian Sleater. Poprostu absolutne must have w swojej filmotece! Albo jeszcze bardziej extremalna podróż w czasie i przestrzeni bo aż do VI wieku – „Historia Franków” Grzegorza z Tours. Krwi co niemiara…
Ah! Imię róży oczywiście oglądałam, ale jeszcze nie zabrałam się za książkę- nigdy nie ma na to czasu, gdy w kolejce cała lista innych pozycji 🙂 o „Historii Franków” nie słyszałam, zainteresuję się tym. Jako fanka Tarntino uwielbiam krew w filmach hahha 😀 A jak to ogarniam? teraz ogarniam dużo książek, bo dużo czasu przebywam w jednym miejscu przemierzając drogę z Gdańska do Elbląga i na odwrót. Nikt mnie nigdy nie przekona do prowadzenia samochodu! 😀 Czas w pociągu jest tym czego potrzebuję w życiu do nadrabiania zaległości książkowych i filmowych hahah 😀
A Kieślowskiego znać trzeba. Jeśli znasz Wajdę, to Kieślowski jest na równi. W jego biografii porównywany jest nawet do guru- kogoś nad człowiekiem, nieosiągalny. Natomiast Wajda to mistrz- ktoś lepsze od nas, ale to nadal jeden z nas 😀 Bardzo podoba mi się to porównanie, a zapoznając się z filmami obu panów jestem skłonna twierdzić, że w tych słowach musi być dużo prawdy. Tym bardziej, gdy znało się ich osobiście. Ah! Co to były za czasy dla polskiego kina. Niby trudne czasy, ale jak bardzo wszyscy reżyserzy wtedy byli razem, jak bardzo kochali kino! Teraz pewnie też tak jest, tylko mówić się będzie o tym w tak piękny sposób za 30 lat 😀 Życie.
… ale istnieje też ekranizacja tej trylogii w języku ojczystym pisarza. Filmy nie zabiły książek. Warto obejrzeć!
No właśnie ta szwedzka wersja to ojczysta ekranizacja pisarza, prawda? 😀 Czy źle łączę fakty? 🙂
O Mensch! Tak to jest jak się czyta recenzje w czasie podróży podczas największego „przydżumienia”. Muszę sobie w końcu wbić do głowy: czytaj tekst ze zrozumieniem do końca! (poważnie gonił mnie we śnie własny cień co za przeżycie, huh! Haha…) Tak, zgadza się wszystko pochodzi z kraju „Trzech Koron” By the way polecam do obejrzenia, prawdopodobnie pochodzi to z mojej fascynacji do skandynawskiego kina, albo dlatego że szwedzka ekranizacja zajęła m pewne i caluteńkie jesienne popołudnie. Ale czy to wspomnienie jest warte uwagi? I tak mnie nikt nie posłucha, vide chociażby casus „11:14”. Normalnie czarna komedia
Zapisuje i poszukuje czasu! 😀