Hehs, już mnie trochę nie bawi pisanie o tej keratynie, bo jakoś nie pasuje mi do tego bloga, ale postanowiłam sobie, że będzie pół roku, więc będzie. Dobiliśmy dzisiaj do połowy. Jest to łatwiejsze tym bardziej, że serio Was to interesuje. Tak więc lecimy z koksem! 😀
Jestem strasznie wkurzona, serio! W pierwszym i drugim wpisie mówiłam Wam o tym, że chciałam ułatwić sobie życie, a nagle utrudniłam sobie do granic możliwości. Coraz więcej podróżuję, bo mam teraz na to czas. Aktualnie odpoczywam, ale zaraz znów ruszam i tu pojawia się problem w postaci zredukowania ilości bagażu a włosów wypełnionych keratyną 😉 Oczywiście- rezygnuję z suszarki i prostownicy na rzecz suchego szamponu, ale już możecie sobie wyobrazić jakim kosztem. Lubię czuć się komfortowo, a kiedy samą siebie muszę oszukiwać suchym pyłem, że mam ładne włosy to jest mi najzwyczajniej w świecie przykro.
To nie jest tak, że teraz sobie susze te włosy, lepiej o nie dbam, więc są w idealnej kondycji. Wróciłam do prostowania i choć wciąż zajmuje mi to niewiele czasu, to mimo wszystko po każdym umyciu muszę to zrobić, bo inaczej nie czuję się dobrze. Co prawda teraz częściej chodzę w rozpuszczonych włosach, więc to ogromny plus, ALE na szczęście zrobiłam to w momencie, kiedy moje włosy nie były aż tak długie. Więc za trzy miesiące będę miała zadowalające loki, które codziennie będę mogła nosić rozpuszczone i wcale nie będę musiała ich układać. Co za ulga!
Więc co z tą moją połówką preparatu, o której Wam mówiłam, że pewnie wykorzystam za pół roku? Na razie kompletnie nie mam na to ochoty i czasami już tęsknię za lokami, choć wiem, że przy tej długości to nie byłoby nic dobrego.
Plusem jest to, że po umyciu włosów, zastosowaniu odżywki, odczekaniu przysłowiowych pięciu minut, wysuszeniu, wyprostowaniu- mam spokój na kolejne dwa dni! I to taki spokój, że jedynie jeśli idę w jakieś ważne miejsce, to przelatuję kilka razy prostownicą i już. To jest w stu procentach fenomenalne! Nadal.
Moje wkurzenie pewnie jest również dlatego, że nie znoszę swojej fryzury. Tej jeszcze niby krótkiej, ale już za długiej grzywki. Jak odrośnie to już naprawdę będzie mi ze mną świetnie i prosto! Najprościej mówiąc- szukam rozwiązania jak wstać i wyglądać dobrze 😀 A no i najlepiej żeby to nie były włosy do pasa, wtedy zawsze jest dobrze. A mi chodzi mimo wszystko o zadbaną długość do ramion, albo troszkę za.
O czym jeszcze chciałam Wam napisać, co jest takie nietypowe w moim życiu włosowym- ostatnio miałam dopierańca przez cały dzień i całą noc. Myślałam, że pojadę sobie do Warszawki w ładnych lokach. A idźcie 😀 Już rozumiem ból dziewczyn z prostymi włosami. O ile na moich lokach takie coś utrzymywałoby się aż do kolejnego mycia- tutaj efekt był marny od początku, a po godzinie nie było go wcale. Tylko takie jakieś niechlujne ni to proste ni to fale. Ale no jestem w szoku, że mogę mimo wszystko robić sobie warkocze. Cieszy mnie to.
Poza tym w Gdańsku zdecydowałam się zaryzykować i kupiłam sobie szampon i odżywkę z Ziaji, a nie jak wcześniej stu procentowo profesjonalne fryzjerskie kosmetyki. Używałam dwa razy, na przemian z tamtymi, ale dzisiaj definitywnie zakończyłam przygodę z profesjonalnym szamponem. Została mi jeszcze odżywka, ale ona też się kończy, więc za miesiąc czekajcie na recenzję kosmetyków polskiej marki 😉
Podsumowując- jestem zła, ale jeśli raz na trzy dni zrobię te wszystkie absorbujące duperele to mam spokój. Gdybym wyjeżdżała wszędzie jedynie na jedną noc, to może nie byłoby o czym mówić. A tak to jest 😉 Jednak nadal nie żałuję i nie pożałuję. To dobra rzecz ta keratyna 😀 A na zdjęciu włosy przed prostowaniem.