Dzisiejszy post będzie zapoznawczy, więc zachęcam do przeczytania tekstu i nie sugerowania się jedynie obrazkami. One wiele Wam dzisiaj nie powiedzą! 😀
Czemu śmietnik? Bo na Youtubie królują ulubieńcy miesiąca. U mnie natomiast ulubieńcy są codziennie, a na rzeczy złe nie ma tutaj po prostu miejsca.Postanowiłam wygospodarować dwanaście dni w ciągu roku na nieudane zakupy.
ŚMIETNIK. O tą nazwę pokłóciłam się z jedną z firm, ale nie ugięłam się. Nawet jeśli rzeczy dodawane tutaj nie są wychwalane, to są poddane szczerej opinii. Wydaje mi się, że to w tym wszystkim jest najważniejsze. Jednak o co tak naprawdę chodzi?
To nie będzie post jedynie negatywny. Będę wyciskać z tych produktów wszystko co najlepsze, ale no cóż… znalezienie się tutaj z automatu oznacza, że nie było szału- a wręcz przeciwnie. Sama forma śmietnika jako takiego- w tym, pierwszym, poście jest to kobiałka po truskawkach, czyli rzecz bardzo przyjemna. Nie chciałabym pokazywać Wam tu mojego śmietnika domowego. Co miesiąc będzie inne pudełko na wszystkie rzeczy, które charakteryzować będzie dany miesiąc, ale również przyjemne wspomnienia. Tak dla równowagi.
Znaleźć będziecie mogli tutaj dosłownie wszystko! Od kosmetyków poprzez jedzenie, wydarzenia, książki i wiele wiele innych. A więc lecimy!
Przepiękne klapki z bordową aksamitką z internetowego sklepu born2be zakochałam się w tych butach jak nigdy! Na wakacjach moimi jedynymi butami są japonki, które pięknie dostosowują się do moich nóg. Jednak jestem chora na punkcie tego materiały w tym konkretnym kolorze- przepadłam. Bardzo modny od kilku sezonów model. Wszystko wydawało mi się na miejscu. No a przecież taki miękki materiał nie może obcierać. A jednak….
Nie pisałabym tu o butach po tym jakby mnie obtarły, ale one po prostu są beznadziejnie wykonane! Cholernie ciężka podeszwa, którą mamy utrzymać jedynie wierzchem stopy jest z automatu niemożliwa. Podczas chodzenia myślimy tylko o tym, że co krok musimy podnieść cegłę. Brzmi nieźle co? Zapewne, gdyby z tyłu był paseczek na piętę byłoby ładniej, ale nie ma go. Same w sobie buty wykonane są rewelacyjnie, ale co z tego skoro nie można w nich chodzić!
Podejmowałam dwie próby. Za każdym razem wracałam do domu ze stopami całymi we krwi. To po prostu niewyobrażalne żeby można było w nich chodzić. SZOK! że coś takiego w ogóle trafiło do sklepów. Poprzez ciężar buta i żadnej stabilności na stopie paski przecierają się na stopie i doprowadzają do stanu ostatecznego, w którym buty po prostu trzeba zdjąć.
Udało mi się je dorwać na przecenie, kosztowały chyba jakieś czterdzieści złotych z całkiem dużej sumy, więc ufałam im. Niepotrzebnie. Tak więc do stania na półce idealne, ale do chodzenia już nigdy! A taka wielka szkoda 🙁 Jak w nich stałam czułam się tak świetnie :<
Spray do ciała Tutti Frutii grafika tych kosmetyków nie jest na tyle zachwycająca żebym dodała o nich osobny post, ale jest na tyle zachęcająca, że jak tylko gdzieś je widzę moje oczy chcą tylko ich! To bardzo dobra marketingowa cecha. Są kolorowe, dziewczęce, radosne, wakacyjne. Pasują zarówno na lato, bo wtedy wszystko się z nimi scala… ale również na zimę, kiedy jest zbyt zimno i trzeba przypominać sobie o lecie.
Uwielbiam te kosmetyki od podstawówki. To chyba wtedy weszły na rynek. Były ogromnym szałem, które wiązały się wtedy z dość dużym wydatkiem. Na szczęście teraz są już w bardzo przystępnych cenach i kuszą mnie przy każdej wizycie w sklepie.
To mój błąd, że nie przeczytałam co to za produkt. Myślałam, że to zwykła mgiełka zapachowa do ciała. Okazało się jednak, że to spray, który nawilża skórę. Oczywiście, nie dodałabym tego produktu tutaj winiąc go, że nie jest mgiełką 😀 Dałam mu szansę, balsam do ciała w postaci spray’u czemu nie?
Okazało się, że odpowiedz przyszła szybko. Użyłam go tylko raz i więcej już nie chciałam, ale na potrzeby tej notki postanowiłam zapoznać się z tym produktem troszkę bardziej. Nawet nie wiem jak opisać tę konsystencję. To taka troszkę gęstsza woda, która w pewien sposób przypomina olejek, ale gdy wpasowuje się go w ciało, to lekko się pieni O.o Jest dosyć nieprzyjemna w użyciu, bo poza tym, o czym mówiłam wyżej jest również dosyć klejący. Na szczęście jedynie podczas nakładania go. Później już totalnie go nie czuć, ale nie widać również efektu O.o
Zapach niezbyt ładny, powiedziałabym… taki łazienkowy? Miałam nadzieję, że uda się używać go jako mgiełki, chociażby z daleka. Jednak jest o wiele za ciężki na mgiełkę.
Jak dla mnie produkt totalnie bezużyteczny. Super, że nie nadaje zbielenia ciała po jego nałożeniu, ale co z tego, skoro nie nawilża? 😉
Atopis krem i żel pod prysznic do twarzy i ciała dla skóry suchej, atopowej, wrażliwej dostałam go od firmy i miałam nadzieję, że będzie cudowny. Przyszedł. Wyglądał mocno aptecznie, więc z automatu mu uwierzyłam. Konsystencja była obrzydliwa, śmierdział i się nie pienił- wierzyłam jeszcze bardziej. Uznałam, że musi być perfekcyjnie naturalny skoro jest aż tak obrzydliwy. Dwa dni nawet nawilżał mi skórę… później już nie 😉
To chyba najobrzydliwsze kosmetyki jakie mogłam w swoim życiu przetestować. Mój poranny i wieczorny prysznic jeszcze nigdy nie trwał tak krótko. Skutkowało to tym, że nie miałam żadnej przyjemności z brania kąpieli z tym kosmetykiem oraz chciałam zauważyć jego działanie, więc lałam się letnią wodą, a nie wrzątkiem jak zawsze, który wysusza moje ciało.
Uznałam to za atut tego specyfiku, że wreszcie odkryłam coś, co zmotywowało mnie do zmniejszenia temperatury wody, ale ludzie- dla mnie branie prysznica to zbyt miła czynność żeby się męczyć.
Poza tym medyczne opakowanie okazało się błędne, ponieważ w sklepie nawet nie zwróciłabym na nie uwagi. To że znalazły się w moim domu za sprawą kuriera było jedynym powodem ich bytu w mojej łazience 😉 Żel zużyłam, ale z racji tego, że krem jeszcze został nie mam zamiaru go używać. Są to jedne z nielicznych kosmetyków, które bez żalu po prostu wyrzucę.
Jedną zaletą było to, że żel był zarówno do ciała jak i do twarzy. Duże ułatwienie! 🙂
Odkryj Elbląg w weekend będąc w Galerii El ucieszyłam się na widok takiej ulotki. Elbląg w formie rozwija mocno nasze miasto w wakacje i bardzo szanuję za pomysł zrobienia tego! Jednak ulotka dla zwiedzających zupełnie nietrafiona. Pisałam o tym już na Instagramie w moim Instarelacjach, bo byłam zła. Nie lubię jak ktoś wydaje pieniądze w błoto i robi takie złe rzeczy! Szkoda. Szkoda, bo skoro jest to, to Elbląg pewnie nie zainteresuje się zrobieniem czegoś nowego i lepszego.
Tak więc jeśli wybieracie się do Elbląga, to nie bierzcie tej ulotki do rąk. Ale spokojnie- ludzie na Instagramie zmotywowali mnie i za jakiś czas możecie spodziewać się czegoś dobrego tutaj 😉
See Bloggers na mojej liście nie mogłam pominąć wydarzenia, w którym pokładałam tak wielkie nadzieje! Więcej pisałam TUTAJ, dlatego jeśli jeszcze nie widziałeś tamtego postu, to serdecznie Cię zapraszam! 🙂
To nie było coś najgorszego, ale po prostu nie sprostało moim wymaganiom. Kiedy tak się dzieje, to nie potrafię dać już drugiej szansy. Jednak żeby nie było- jeśli jesteś bloggerem i podoba Ci się wizja spotkania innych bloggerów i youtuberów, to koniecznie zapisuj się za rok! 🙂
No i ostatni punkt dzisiejszego dnia to JA. Mam Wam wiele do powiedzenia, więc koniecznie przeczytajcie! 🙂
Po pierwsze: jeśli jesteś bloggerem (tym bardziej początkującym), to jest to informacja dla Ciebie.
Jak wiecie kilka lat temu zaczęłam współpracę z wydawnictwami. Jest to dla mnie naprawdę duże osiągnięcie i starałam się wypełniać swoje zadanie ze stu procentowym zaangażowaniem (co nie oznacza, że pisałam jedynie pozytywne recenzje!). Stworzyłam profil na lubimyczytać, empi, matras, itp. i przy każdej mojej recenzji dodawanej na bloga KOPIOWAŁAM mój osobisty tekst i wklejałam go na moje konta na innych stronach. Co to powodowało? To że Google w pewnym momencie mógłby zablokować mi bloga myśląc, że kopiuję czyjeś treści na swojego bloga, bo przecież wyżej wymienione strony są o wiele większymi portalami niż moje fioletowe-serce.
Dlatego ostatni tydzień był pracą Piotra i moją nad usunięciem wszystkich kont, na których spamowałam swoją identyczną treścią co na blogu. Fajnie co? -.-
Po drugie: wreszcie zrezygnowałam z bycia na zblogowanych. Jeśli zazwyczaj wchodziliście na mojego bloga poprzez ten portal, to już nie będzie takiej możliwości. Pewnie nie za bardzo powinnam pisać na ten temat, więc tylko polecę zrobić to samo jeśli prowadzisz bloga 😉
Po trzecie: bardzo nie polecam Wam polskich serwerów! Jeśli chcecie wykupić gdzieś domenę róbcie to poza polskim Internetem. Przejechałam się już na dwóch w ciągu niecałego miesiąca. Aktualnie jestem na amerykańskim serwerze i wszystko śmiga jak powinno, a obsługa jest 24h/7 co ułatwia komunikację i pracę nad blogiem. Znów nie mogę mówić Wam za wiele, ale miałam serwer na Home 😉
I tak się mają sprawy 😉 Mam nadzieję, że wyniesiecie z tego postu chociażby brak zawodu :p Buziaki! :*
Taaaak, jestem taka szczęśliwa, że nie jestem jedyną osobą, która kąpie się we wrzątku. Moi bracia nie mogli tego zrozumieć, jak jeszcze mieszkali ze mną i rodzicami, to kiedyś podsłuchałam rozmowę brata z kolegą, że właśnie kąpię się we wrzątku i on nawet jakby zwiększał temperaturę stopniowo podczas prysznica, to i tak nie dałby rady kąpać się w takiej temperaturze co ja (a wie, w jakiej ja się kąpię, bo po moim prysznicu zawsze kurek z ciepłą wodą jest odkręcony na max – mamy oddzielne kurki od temperatury i nasilenia strumienia wody – nie wiem po co Ci to tłumaczę, nieważne XD).
Przykro mi z powodu tych portali 🙁 Ja nigdy chyba tak nie robiłam, więc nie znam bólu…
Ale chyba nie polubię się z Twoim blogowym Śmietnikiem, bo niesamowicie przytłoczona jestem negatywną energią bijącą z tego posta 🙁
Negatywną? Kurcze, starałam się być miła hahahah 😀 Do trzech razy sztuka? ^^