Hejka! 😀
Na swoim Instagramie już jakiś czas temu chwaliłam się swoimi zakupami, no wiecie- promocje, człowiek może pozwolić sobie na więcej! 😀 Dodałam również zdjęcie płyty Grzegorza Hyżego „Momenty” i we mnie samej pojawiło się pytanie, czy powinnam o tym mówić, czy powinnam informować świat o swoich małych „grzeszkach”. Na szczęście od razu ocknęłam się i uznałam, że tak- powinnam- a już na pewno powinnam napisać o tym trochę więcej na blogu. Dzisiaj będzie o muzyce, którą lubimy, ale czasem wstydzimy się do tego przyznać 😉
W połowie podstawówki poznałam wszystkie uroki polskiej muzyki- Bartosiewicz, Chylińska, Myslovitz i wiele wiele innych. Uznałam wtedy, że jestem na tyle dorosła (oczywiście^^), że powinnam słuchać już jedynie poważnej, dobrej, AMBITNEJ muzyki. Odrzuciłam od siebie wszystkie Rihanny, Beyonce i inne zagraniczne gwiazdy, których słuchałam w tamtym czasie z koleżankami. Nie zauważałam totalnie żadnej dobrej piosenki w ich wykonaniu. No bo jak? Teraz słucham tylko ambitnej. Ah! Ileż to błędów można w życiu nieświadomie popełnić i żyć w nich przez kolejne lata! Dopiero gdy poznałam Pawła zmuszona zostałam do słuchania muzyki złej, bardzo złej lub takiej, do której nie chciałam się przyznać, że jednak mi się podoba. Na szczęście później poznałam Piotra i jako twórca własnej muzyki pokazał mi ogrom wokalistów, których nie znałam lub którzy wydawali mi się niegodni słuchania… na sam koniec na szczęście doszło poznanie samej siebie i zgoda na słuchanie wszystkiego na co mam ochotę. Stąd na moim blogu wzięły się muzyczne siódemki, w których dałam sobie wolność do wstawiania totalnie wszystkiego, co spowodowało moje chociaż chwilowe zatrzymanie. To właśnie przy nich uczyłam się zauważać, że niektóre piosenki radiowe sprawiają mi bardzo dużo radości samym dźwiękiem i dobrą nutą do samochodu. Wystarczyło. Muzyka to coś tak wyzwalającego, tak oczyszczającego, ale również szalonego i własnego, że nie wyobrażam sobie teraz zamknąć się na cokolwiek. Daję szansę wszystkiemu!
Nie oglądam telewizji, więc totalnie nie znałam Grzegorza Hyżego z programu X Factor. Pierwszą wzmiankę o nim usłyszałam oczywiście w radio przy okazji promocji pierwszego singla. Po pewnym czasie postanowiłam przesłuchać płytę na Spotify- podobała mi się tak bardzo, że słuchałam jej bez przerwy! Nadal ją lubię. W poprzednim roku wakacyjnym przebojem była piosenka „Pod wiatr”- uwielbiam do teraz, a w tym roku pojawiła się „O Pani”, która zarówno do radia jak i do przeczytania tekstu i słuchania na laptopie jest wprost idealna. Posiada świetny tekst- jeśli nadal myślicie, że jest banalny, to przeczytajcie 😉 Przyszedł czas na Dni Elbląga i okazało się, że to właśnie Grzegorz będzie w tym roku jedną z gwiazd. Z Piotrem ucieszyliśmy się jakbyśmy byli największymi fanami… a jak się okazało po koncercie, trochę się nimi staliśmy!
Wróciłam do domu i włączyłam na Spotify płytę. Tak bardzo mnie rozczarowała! Totalnie nie czułam tej energii, którą obdarował nas artysta podczas prezentowania piosenek na żywo. Wyłączyłam i nie chciałam więcej do niej wracać… ale przyszedł Piotr i po mojej negatywnej opinii oczywiście chciał jej posłuchać, więc włączyłam i poczułam coś zupełnie innego. Kilka razy chciałam nawet kupić płytę, ale zapominałam. Kiedy wreszcie zjawiłam się w Empiku i była na dodatek na promocji nie mogłam się nie skusić! Chyba nigdy nie zapomnę miny mojego kolegi, który tak bardzo dziwił się, że do swojej listy zakupów dopisałam właśnie to… ale no cóż. Tak było! 😀 Wróciłam do domu i słuchałam na okrągło… nadal słucham! Tylko próbuję sobie robić chociaż lekkie odwyki. Okey, historie już całą znacie, więc może przejdziemy do opisu płyty.
Grzegorz Hyży MOMENTY, to zupełnie inna płyta niż poprzednia. Największym zaskoczeniem jest oczywiście to, że artysta jest autorem prawie wszystkich testów piosenek oraz współautorem muzyki. Czyli to co lubię najbardziej, bo nie ma lepszego piosenkarza w moich oczach niż ten, który uczestniczy w tworzeniu wszystkich etapów oraz pisze własne teksty. Uwielbiam patrzeć jak artyści się rozwijają i tu widzę ogromny skok! Płyta składa się z trzynastu piosenek, w tym jednego bonusu z piosenką „Pod wiatr”. Dziesięć piosenek jest po polsku, a trzy po angielsku. Znacie mój stosunek do angielskich piosenek polskich twórców- zazwyczaj bardzo ich nie lubię i tu jest tak samo. Gdybym nie była takim leniem, to za każdym razem podchodziłabym i przełączała. Teksty piosenek nie są jakieś górnolotne. Są o miłości, o kobiecie, o miłości, o miłość. Standard. Nie rozpłaczecie się przy tych tekstach, ale możliwe, że spędzicie bardzo miły czas. A to chyba wystarcza? Na Youtube nie ma całej płyty, ale jest ona na Spotify, więc polecam posłuchać i przede wszystkim zaznajomić się z piosenką numer pięć: „Niech pomyślą, że to ja” jest tak rewelacyjna, że mogłabym jej słuchać non stop, serio!
Strona wizualna. Moim zdaniem mocno kuleje. Kolory są perfekcyjne, ale cała reszta totalnie mi nie pasuje. Połączenie odcieni niebieskich, zielonych, żółtych i białych to był strzał w dziesiątkę. Sam koncept sesji zdjęciowej może również był dobry, ale totalnie niewykorzystany! Na okładce dzieje się tak wiele, że aż trudno skupić na czymkolwiek uwagę. Wszystko jest zrobione w tej samej konwencji… mhy, to znaczy konwencja byłaby super, ale tu wszystko jest zrobione podczas jednej sesji, w jednych ciuchach i choć pewnie zdjęcia trwały kilka godzin, to efekty są na tyle mierne, że pomyślałabym o kilku minutach. Szkoda, że nie pomyśleli o czymś bardziej ciekawym. W środku znajduje się żółta płyta- świetnie współgra zarówno kolorem jak i linią, która zaczyna się na płycie, a kończy na pudełku mmmm- ludzie to mają fantazję hhahah 😀 Nie znajdziemy jednak książeczki z tekstami piosenek i zdjęciami… ale z tym ostatnim to może i dobrze-kolejne fotografie w tych samych ciuchach, w tym samym studio, z tą samą scenerią niekoniecznie mnie ciekawią. Jednak teksty piosenek byłyby przydatne. Zamiast tego znajduje się plakat- z czym? Wiadomo! 😀 Jest on jednak wykonany na papierze złej jakości, a twarz Grzegorza jest na środku wszystkich możliwych zgięć, wiec nie wiem czy kiedykolwiek będzie możliwe, że ten plakat będzie wyglądał korzystnie. Ten blog jest o ładnych rzeczach. Gdyby był tylko o nich, oprawa graficzna tej płyty nigdy by się tu nie znalazła. Na szczęście to blog również o muzyce, filmach i innych rzeczach, a tutaj druga płyta Hyżego już może powalczyć o naprawdę dobrą pozycję.
Czy moim zdaniem warto wstydzić się Hyżego? Zupełnie nie! Myślę, że nawet warto zapoznać się z jego nową, o wiele bardziej dojrzałą płytą i po prostu cieszyć się muzyką, a nie jedynie sprawdzać, czy coś jest w top dziesięć najbardziej ambitnej muzyki świata 😉 Wiecie co mam na myśli, mam nadzieję.
Buziaki! :*