Hejka! 🙂
Wczoraj zupełnie nie byłam w stanie do Was napisać, a dzień wcześniej w sumie nic ciekawego do napisania się nie wydarzyło. Tak więc o wczorajszym dniu powiedzieć Wam mogę dopiero dzisiaj. Wczoraj przeżywałam pierwsze oznaki depresji spowodowane pogodą, grzybem, wilgocią jak i wszystkimi urokami Anglii. Czuję, że już wystarczająco przesiąkłam tym krajem. Na tyle, że z powodzeniem mogę już wracać i bardzo się cieszę, że robię to dzisiaj! 🙂 Oczywiście, każda wycieczka wiąże się z dobrem. Poznanie nowego i te niebotyczne chęci podróżowania po nieznanym mieście. To właśnie podczas wszelkiego rodzaju wyjazdów czuję największe połączenie ze sztuką- nic dziwnego, w moim mieście zdarza się to sporadycznie. Przez te kilka dni odwiedziłam chyba wszystkie możliwe galerie i muzea w Liverpoolu, ale dopiero wczoraj pojechałam w miejsce, gdzie mogłam spotkać się ze sztuką… w pewien sposób uliczną.
Rzeźbiarz Anthony Gormley, to brytyjski artysta, który charakteryzuje się rzeźbami postaci wystawianymi w bardzo niekonwencjonalny sposób. Szczerze mówiąc wcześniej nie znałam jego prac, ale po przejrzeniu niektórych na google grafika i zobaczeniu tych najpopularniejszych (jak to mówi wikipedia) Anioła Północy i Event Horizon czy właśnie Another place potrafię wyrobić sobie na jego temat własne skromne zdanie. Nie ukrywam, że w internecie na jego temat jest niewiele informacji, ale wystawa w Nowym Jorku, która przedstawiała 31 wyrzeźbionych ludzkich sylwetek skradła moje serce! Zostały one porozrzucane po całym mieście, stanęły nawet na dachach wieżowców, co spowodowało nie małe zamieszanie wśród ludzi. Jednak, co zupełnie nie dziwne, najbliższa mi praca to ta, która znajduje się na plaży Crosby nieopodal Liverpoolu. Miałam przyjemność słyszeć o niej już kilka miesięcy temu i bardzo chciałam zobaczyć je na żywo. Udało mi się (nawet bez wcześniejszej wizualizacji- taki żarcik adekwatny w czas^^). Jak to bywa w Anglii, pogoda nie pozwoliła mi wystarczająco cieszyć się z tego wspaniałego widoku, ponieważ było bardzo zimno i wietrznie, ale uwierzcie, że ponad sto rzeźb w stali 1:1 prawdziwego człowieka (rzeźby zostały odlane z ciała rzeźbiarza) poustawiane po całej plaży w różnych miejscach powoduje coś niesamowicie tajemniczego i melancholijnego. Dzięki ogromnym przypływom i odpływom wody można było stworzyć instalacje, która nigdy nie wygląda tak samo. Rzeźby ulegają destrukcji. Na początku możemy widzieć je w całości, kilka godzin później woda zalewa je aż do ramion. Poza tym sam piasek we współpracy z wiatrem powoduje, że rzeźby widziane są od różnego poziomu. Niektórym widać już tylko głowy, inne w piasku zanurzone są po kolana, inne widać całe. Mam zawsze dosyć duży problem z bliskim kontaktem z rzeźbami, nawet jeśli nie są bardzo realistyczne, czuję do nich wielki respekt- jakoś tak mam. Mój towarzysz wycieczki nie miał problemu z dotknięciem go, mi ledwo udało się koło niego wystać na zdjęcie. Hahha, no cóż- już tak mam. Nie wiem, czy jest to jakikolwiek problem. Po prostu rzeźby ludzkie wywołują we mnie takie emocje- cieszę się, że jakiekolwiek. Rzeźby ustawione są twarzą do wody i uwierzcie, że te daleko w wodzie stwarzają odpowiedni klimat i odpowiednie odczucia. Ja jestem zachwycona! Wydaje mi się, że pogoda na jaką trafiłam była tym bardziej odpowiednia i pożądana. Uf! Chociaż raz w ciągu tych pięciu dni ^^
Jeśli zdarzy Wam się być w Liverpoolu, to niewątpliwie odpowiednim pomysłem będzie odwiedzić to miejsce. Można tam dojechać metrem, a bilet kosztuje niecałe cztery funty 🙂 Zapamiętane? Mam nadzieję! 🙂
Buziaki! :*