Hejka! 🙂
Jestem niesamowicie szczęśliwa, że trafiają do moich rąk książki, na które nigdy sama bym się nie zdecydowała. Przez brak czasu, zupełnie inne zainteresowania i inne preferencje. Jednak z miłą chęcią przyjmuję propozycje czytania czegoś zupełnie odmiennego. Czemu? Właśnie dlatego, że (tak jak dziś) wiele razy okazywało się, że coś czego nigdy nie podejrzewałabym o złapanie mnie za serce- robi to najmocniej! Z racji tego, że aktualnie nie mogę interesować się praktycznie niczym, co wcześniej było dla mnie najważniejsze, zupełnie nie mam wiedzy co staje się teraz ważne, głośne i godne zauważenia. Na szczęście z książkami zawsze trochę nadrabiam! Dzisiaj będzie kilka słów o Królestwie za mgłą.
Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam słuchać mojej Babci, która w przepiękny sposób opisywała mi swoje wspomnienia. Dzięki niej już od najmłodszych lat wiedziałam na czym polegała wojna tak naprawdę z pierwszej ręki. Moja Babcia podczas wojny miała trzy lata. Wydawało mi się, że wiem dużo, ale jej wspomnienia opierają się przede wszystkim na tym, że jako mała dziewczynka chciała bawić się na chodniku kamykami. Wszystkie dzieci były głodne, a niemieckie dzieci przechadzały się blisko nich z pachnącymi landrynkami. Za każdym razem kiedy myślę o wojnie widzę ten obraz przez twarzą. Widzę go od wielu lat i zawsze wydawało mi się najstraszniejszym przeżyciem. Przecież ja zawsze miałam dostatek cukierków w szafce Babci i mogłam z niej korzystać bez umiaru. Z wiekiem i podstawą programową dochodziło do mnie coraz więcej informacji, coraz więcej literatury, suchych faktów poznanych na historii. Dopiero w tym roku na języku polskim zaczęliśmy omawiać literaturę, w której pojawiały się pamiętniki z obozów. Nie byłam w stanie. Nie chodziło o ignorancję, oczywiście, że nie! Po prostu nie potrafiłam przebrnąć przez ironię, przez dziwaczne zabiegi stylistyczne pisarzy. Było to dla mnie zbyt wiele. Nigdy nie traktuję literatury jako coś po prostu. Zawsze staram się w to wejść jak najbardziej. Opowiadania i lektury musiałam niestety odłożyć- nawet za cenę jedynek w dzienniku. Bałam się spotkania z Królestwem za mgłą. Na szczęście zupełnie niepotrzebnie.
Za każdym razem kiedy pojawia się w moim życiu jakaś książka w postaci wywiadu z osobą, której zupełnie nie znam (i myślę, że inni również jej nie znają) przeżywam swego rodzaju wstrząs wraz z zagłębianiem się w kolejne strony książki. Miałam tak również w tym wypadku. Aż głupio się przyznać, ale zapoznałam się z Zofią Posmysz dopiero kilka dni temu. I chyba dopiero dzięki tej książce przestałam się wstydzić tego, że nie znam wszystkich, nie mam literatury w jednym paluszki i czeka mnie w moim życiu jeszcze naprawdę wiele do odkrycia. Kurcze! Chyba jest mi to wbijane od kilku lat, dlatego mam taki dziwny wstyd, kiedy zdarza mi się kogoś nie znać. Mam dopiero dziewiętnaście lat. Czy to nie jest właściwy moment na dopiero odkrywanie wszystkiego czego dotychczas nie odnalazłam? Ze sztuką mam w tym wypadku najgorzej! To w szkole nam wmawiają, że interesując się sztuką musimy znać dosłownie każdego. Rozmawiamy o tym z nauczycielami. Są po Akademiach, po Liceach Plastycznych i wieloletnim doświadczeniu artystycznym. Nie mam pojęcia dlaczego wymagają od nas tej samej wiedzy, którą posiadają sami. Pewnie, znanie historii sztuki jest od nas wymagane i uczymy się o tym każdego tygodnia i każdego dnia poszerzamy swoją wiedzę, ale możemy nie poznać jeszcze niektórych artystów-i mamy do tego prawo! To tak na wstępie. Jakby ktoś mi zarzucał, że nie znałam Pani Zofii, albo gdyby po przeczytaniu tego wpisu zrobiło Wam się głupio, że Wy nie znacie. Ej! Macie do tego stuprocentowe prawo! Może właśnie w tym wypadku dzięki mnie poznacie, postanowicie przeczytać i zainteresować się kilkoma tytułami tej pisarki (jak ja).
Chyba nikogo nie zdziwi, kiedy powiem, że wolałam ufać, że zapach landrynek był największą przykrością jaka mogła spotkać ludzi podczas II wojny światowej? Na szczęście wreszcie się przemogłam, wreszcie przeczytałam od deski do deski wywiad z Kobietą, która przeżyła pobyt w obozie. Cieszę się, że zwlekałam z czytaniem tego wszystkiego tak długo, aż do rąk wpadło mi Królestwo za mgłą tylko i wyłącznie dlatego, że Zofia Posmysz opisuje to wszystko bardzo realistycznie, ale również z wielką dozą wiary. Wiary w to, że uda jej się opuścić obóz jak i wiary w Boga, co dla mnie było aspektem najważniejszym i najbardziej dla mnie zaskakującym, bo czy ja, ze swoją wiarą, potrafiłabym nadal być takim zagorzałym katolikiem? W miejscu, w którym wielu przecież mówiło, że Boga nie ma. Uwierzcie, że po tej lekturze jestem pewna, że to właśnie Bóg i tylko On trzymał jakoś tych ludzi przy życiu. To niesamowite! ♥
Nie trzeba wielkiego poznania historii Pani Zofii, aby stwierdzić, że jej się udało. Przeżyła obóz. Jednak czytając ten wywiad silnie uderzyło mnie jak o wiele więcej zdobyła ta Kobieta. Nigdy się nie poddała i dzięki temu w jej życiu zdarzały się cuda! A poza tym, to przesympatyczna i bardzo pozytywna osoba. Mnie książka bardzo podbudowała. W najbliższym wolnym czasie (po maju?) mam zamiar sięgnąć po Pasażerkę. Jestem ciekawa, czy dotrwam do końca…
Królestwo za mgłą to naprawdę bardzo dobra nowość na rynku wydawniczym. Bardzo polecam.
Buziaki! :*