Hejka! 😀
Dzisiaj jestem tak mega szczęśliwa, że postanowiłam trochę do Was pogadać. Tak, to ten dzień kiedy fioletowe-serce staje się wewnętrznym głosem serca i gada jak najęte! 😀 W ciągu trzech dni przeżyłam tyle ile nie miałam okazji w całym życiu. Wiecie, uwielbiam, że mój blog jest taki czytany przez ludzi od pierwszego dnia, ale czasami jest mi z tym koszmarnie źle. Czasami chciałabym napisać na tym blogu wszystkie swoje smutki i żale, bo do papierowej formy już mi jakoś daleko…. ale nie mogę, to już nie jest miejsce, w którym mogłabym napisać wszystko co bym chciała. Za każdym razem muszę pamiętać, że zagląda tutaj chyba każdy mój znajomy i chociaż mam wielką nadzieję, że oglądają tylko obrazki i przewijają dalej, to wiem, że tak zazwyczaj nie jest. Jest kilka takich osób, które najchętniej powiesiłabym na swojej czarnej blogowej liście „Tym panom już podziękujemy”,chociaż na co dzień zazwyczaj są najbliżsiy mojemu życiu. Wam mogę powiedzieć wszystko, a takim których widzę co jakiś czas na żywo jakoś tak głupio. Nie kłamstwem jest, że najłatwiej wygadać się nieznajomemu. Pisząc notkę zazwyczaj zapominam o tych, których znam… jest to całkiem łatwe, bo nigdy nie komentują mi bloga w komentarzach. Wydaje mi się wtedy, że piszę tylko do tych z daleka z internetu. A później nagle dzwonię do kogokolwiek żeby powiedzieć jak mi fajnie i… wiem, czytałem na blogu. Jest taka zasada, że jak ktoś zna mnie już trochę dłużej i powie ten, wyświęcony już w moim życiu, tekst kilka razy później nawet przez myśl nie przejdzie mu aby oznajmić mi, że przed tym jak to powiedziałam już wiedział, bo przeczytał na blogu ^^ Wracając jednak do początku- znowu zacznę o tym Bogu! Nie chcę Was nawracać, ale tak sobie myślę, że On jest taki ekstra, że nie powinno zabraknąć go w każdej mojej notce. Teraz jak już się o nim tak rozkręciłam i piszę co jakiś czas to myślę, że spoko 😀 Jestem okropnym grzesznikiem i z grzechów niektórych nie wychodzę przez długi czas. Skończył się już mój okres, kiedy codziennie chodziłam do kościoła, kiedy spowiadałam się raz w miesiącu i kiedy nie czułam żadnej bariery między Nim a mną. Skończyło się, ale wiem, że kiedyś powróci, bo taki ma na mnie plan. Teraz żyję sobie Ja- Ściana- On. Powiem Wam, że jest ciężko, chociaż są takie dni, że jest fajniej. Jak mruga do mnie okiem z góry, albo jak nic nie robi. Czasami jednak skopie mi tak tyłek, że aż boli. Ciężko czasami mi samej zrozumieć co mówi on, a co ten głupi Zły! Czasami się miotam i stwierdzam zupełnie na odwrót. To całkiem normalne, ale chyba nie chcę sobie tego tak tłumaczyć… Moja wiara jest piękna i polecam ją każdemu! Chrześcijaństwo to coś niesamowitego i jak najbardziej słusznego, ale nie wyobrażacie sobie nawet jak czasami jest trudno. Ostatnio na plenerze doświadczyłam tego potrójnie. Nie należę do osób, które na każdą wzmiankę: Katol! chowa się no nory i nie wychodzi póki temat nie przeminie. No właśnie nie! Jest zupełnie na odwrót. Lubię kłócić się z ludźmi o moją wiarę. Chciałabym ich wszystkich przekonać, że jest ona odpowiednia i właściwa… nie nawracam ich na siłę… ale wiecie, czasami, kiedy powtarzasz coś sto razy, a Twoi najbliżsi w ogóle tego nie rozumieją, wyśmiewają i przy każdej możliwej sposobności stwierdzają, że to co robisz jest tak głupie, ze aż płakać się chce ze śmiechu. Teoretycznie to prześladowanie chrześcijan jest gdzieś daleko, nie dotyczy nas… a mimo wszystko nawet jeżeli bez wojny, to jednak zastanówcie się- ile razy to Wy wyśmiewaliście kogoś za wiarę? Wydaje mi się to tak strasznie słabe. Nigdy nikomu nie wypominałabym codziennie, że źle się ubiera, co dopiero wytykać mu, że w to co wierzy i to co jest sensem jego życia jest bezcelowe. Kurcze, ludzie! Okey, ja jestem przekonana, że Bóg istnieje! Że Jezus zmartwychwstał! Że Niebo i Piekło istnieje i moim wielkim marzeniem (całkiem realnym) jest trafienie do Nieba. Jestem o tym tak świecie przekonana, że nigdy nie wątpię. Kiedyś Szustak powiedział, że wierzy bardziej w istnienie Boga niż ludzi, którzy właśnie siedzieli na jego konferencji. Mam w sobie coś porównywalnego. To, że aktualnie przechodzę jakieś ściany, to nie znaczy, że moja wiara w jakikolwiek sposób schodzi na powątpiewanie. Oczywiście, moje uczynki nie zawsze są w stu procentach takie na jakie powinien powoływać się bezgrzeszny człowiek. Tylko… ja nie jestem bezgrzeszna. Bóg to wie, wiedział to zanim mnie stworzył. W wyobrażeniach każdego niewierzącego katolik to osoba bez skazy. Lubują się w wytykaniu nawet najmniejszych niedociągnięć…. A katolik to przypadkiem nie powinien tak nie robić? A katolik to przypadkiem nie powinien tak robić? Wiedzą o wiele lepiej niż każdy katolik. Tylko człowiek wiary umie przejść obok katolika i stwierdzić, że wierzy, ale również ma takie problemy, ale to nie zmienia tego, że mocno wierzą! Wkurza mnie, kiedy ludzie wytykają mi błędy, które sami popełniają. Uważają, że im jest wybaczone, bo nie wierzą, a mi tak nie przystoi. Pewnie, chciałabym się wyzbyć tego wszystkiego co źle robię, ale nie zawsze mi się udaje. Nie rozumiem jednak sytuacji, kiedy na wspólnocie wszyscy powiedzą Ci- mam tak samo, pomódl się, poproś Boga o pomoc, on Cię wysłucha, a pośród niewierzących każdy Ci powie- nie powinnaś mieć takich problemów, przecież Twoja wiara Ci na to nie pozwala! A od kiedy moja wiara mi na coś nie pozwala?! W pewnym momencie trzeba zrozumieć, że Bóg zupełnie niczego nam nie nakazuje! ZUPEŁNIE NIC! Dał nam wolną wolę, to dzięki niej właśnie ludzie mogą nie wierzyć w tego który ich stworzył! Gdyby nas nie kochał tak bardzo lub gdyby po prostu miał inny plan, nie dałby nam wolnej woli, nakazałby nam siebie kochać i tyle. Po sprawie. Dał nam wolną wolę i przez nią jest tak cholernie ciężko, ale i dzięki niej jest tak niesamowicie fantastycznie, kiedy w końcu sami otworzymy swoje serca na Jego miłość. I tak, jestem dziwna. Naprawdę chciałabym nawrócić wszystkich, tak żeby po śmierci byli w Raju, chciałabym żeby moi najbliżsi znajomi byli tak mocno zakochani z Jezusie żeby już nigdy od niego nie odejść… ale to nie moja rola w nawracaniu. Dla każdego kiedyś przyjdzie czas. Ale tylko taka moja jedna rada: nie gadajcie ludziom, którzy żyją wiarą, że ich życie nie ma sensu, że ich wiara to gówno! Nawet jeżeli tak myślicie, to zostawcie to dla siebie. Nikomu nie będzie lepiej z powodu tego co wygadujecie. Czemu dzisiaj zaczęłam ten temat? Trochę przez moją okropną frustrację ostatnimi czasy podczas rozmów z moimi znajomymi, trochę przez fakt, że po powrocie z Kościoła na plenerze czułam się co najmniej gorsza (wyobrażacie sobie?! XXI wiek! Polska- kraj religijny!), a również i przede wszystkim dlatego, że ostatni najtrudniejszy w moim życiu okres przeżyłam jedynie dzięki mojej wierze jak i wierze moich najbliższych! Nawet sobie nie zdajecie sprawy jak wiele smsów dostałam z informacją, że się za mnie modlą, jak wiele ludzi poświęcało czas na prośby w moim imieniu do Tego, który podobno nie istnieje…. Jej! Tak strasznie nie wiem jak to się dzieje, że ludzie nie chcą przyjąć Tego, który w moich oczach tak żywo istnieje i jest codziennie przy mnie! Nawet jak jestem najgorsza, nawet jak zamykam się na to wszystko na 100% to On jest, On walczy i fajnie, że tak robi! Kocham Go za to wszystko! Mogę Mu dziękować za tyle rzeczy, za tyle osób, mogę Mu dziękować za najlepszego Brata i najlepszą Siostrę (najlepszą Siostrę czaicie?! Mam najlepszą Siostrę na świecie i zostałam z tą informacją mocno ściągnięta na ziemie! Tak poleciało, że aż z hukiem!) i najlepszą Babcię oraz Mamę. Mam najlepszą szkołę i możliwości do rozwoju, mam najwspanialsze marzenia […]. Mogę również się na niego wkurzać, wyzywać i krzyczeć, to co robi czasami z moim życiem, to najgorsze sytuacje w jakie wpadają ludzie i to nie na własne życzenia! Milion moich chorób, od zawsze brak najważniejszego człowieka przy moim boku i krótkie włosy, które nie rosną tak szybko jakbym chciała hahahha 😀 Gdybym miała taki kaprys, to usiadłabym z kartką i wypisała wszystko za co dziękuję i za co nie lubię… wyszłoby pewnie porównywalnie. No i co z tego?! Kiedy to i w tym najlepszych i w tych najgorszych najżywiej czuję Boga! To jest właśnie niesamowite, że w momencie kiedy nienawidzę świata za całe zło, którym mnie obdarza, to idę do Kościoła- ryczę i wcale nie jest mi lepiej, czasami jest nawet gorzej, ale ta świadomość, że On słucha wszystkich moich żali, wszystkich jęków i zna każdą moją łzę na pamięć jest budująca! Czytam teraz taką książkę, w której każde słowo jest akurat w czas (i myślę, że mogłabym tak powiedzieć w każdym czasie mojego życia) . O Szustaku wspominałam Wam już na tym blogu wielokrotnie, natomiast książka, którą właśnie czytam jest jego jak i Litzy z Luxtorpedy i to właśnie on przoduje w trafianiu w moje serce ze swoimi przemyśleniami. Dojrzały ojciec i mąż- wspaniały grzesznik, który kocha Boga… zwyczajnie. Po ludzku. Jestem dopiero w połowie, ale dała mi naprawdę wiele. W niedzielnych inspiracjach będzie o niej troszkę więcej- także czekajcie 😀
Przechodzą do ostatniego tematu dzisiejszej notki, już takiego luźnego- jeśli ktoś doczekał, to jestem dumna! 😀 Wczoraj słuchałam piosenki Męskiego Grania Armaty, w której śpiewa m.in. Mela Koteluk- patrzyłam i tak się zastanawiałam, czy mam już włosy tak długie jak ona… eh, wiadomo, że jeszcze nie, ale z każdym dniem są coraz dłuższe i fajniejsze. Za pół roku będę mogła już bez problemów śmigać w rozpuszczonych na co dzień! 😀 Tak sobie myślę, że powinnam je wyrównać, z tymi, które są o wiele krótsze przez wygolone boki i tył… ale sądzę, że wtedy byłyby takie króciutkie, że nie chcę tego robić! 😀 Wyrównam je jak już będą do pasa i kilkanaście centymetrów nie będzie robiło na mnie żadnej różnicy… nie no żartuję, nie chcę mieć włosów do pasa ^^ Czekam na takie do ramion, zrobię sobie wtedy prostą grzywkę i będę jak Magda M! Joł! 😀
Buziaczki! :*
Ooo faktycznie męskie granie! Nawet na zdjęciu widać! 😀
A sluchalas już tegorocznej "watahy"?
Oczywiście! Rewelacja jak zawsze! ♥
Karolina, błagam, rób więcej akapitów ;_;
Ej tak szczerze, to nie zrozumiałam zupełnie nic z tej notki XD Tzn. zrozumieć treść zrozumiałam, ale jaki był cel tego monologu, to już nie potrafię rozgryźć ^^ (pewnie dlatego, że wiara w Boga jest dla mnie – jako ateistki – czymś naprawdę bardzo, bardzo abstrakcyjnym).
Co do włosów – ja mam własne prawie do pasa… i nie zamierzam ich ścinać ♥ A Ty do jakich dążysz? Do ramion i z grzywką? To moja fryzura z podstawówki i jednocześnie trauma, ale Ty masz zupełnie inny typ urody, także czekam aż się pochwalisz efektem – nawet jeśli dopiero za pół roku xd
hahahahahha, zazwyczaj robię więcej akapitów, ale tutaj jakoś nie odczuwałam potrzeby, wybacz ;D Te notki chyba nigdy nie mają ustalonego sensu i celu- jak do kogoś trafiają, to super, jak nie to nie i tyle 😀
A co do włosów, to marzą mi się takie loki, jak miałam kilka lat temu…. tak do biustu ^^
Te loki były super…
Do mnie trafiło, może dlatego, że jestem wierząca 🙂 I jejku, po tym poście jestem jeszcze bardziej dumna z mojej klasy w której są osoby, które na plenerach rozmawiają o Bogu i dzielą się świadectwami (nie jakimiś idealnymi, do takich im daleko, ale wiara to droga prawda?), także Karolino: XXI w. też daje radę 😉
Będą znów! 😀
Super, że do Ciebie trafiło, a że się da- to wiem. Mam genialną wspólnotę, w które wszyscy dają radę… ale dziwi mnie, że istnieją też osobniki, które wyśmiewają ludzi a wiarę. Na plenerze również doświadczyłam świadectwa kolegi, po którym bym się zupełnie nie spodziewała! ♥ Świadectwa właśnie w swoim upodleniu wyniesionym przez Boga do miłości są genialne i KAŻDE jest idealne! 🙂