Fioletowe-serce

Zosia samosia cz.1 / malowanie ścian jest trudne?

Hejka! 🙂
Weekend! ♥ Tak, wiem, że od świąt były to jedynie trzy dni- dla mnie nawet dwa- ale chyba każdy weekend cieszy tak samo mocno. Jak zwykłe mam mnóstwo zadań do wykonania, ale są to całkiem przyjemne rzeczy, więc na bloga również powinnam znaleźć czas. Dzisiaj przedstawiam Wam pierwszy post odnośnie mojego doświadczenia malowania samodzielnie ścian. Także moi mili Panowie- dzisiejszy post nie jest zupełnie dla Was. Będziecie się łapać za głowę, jak będziecie czytać cóż dziewczyna może sobie myśleć podczas zakrywania fioletowego koloru żółtym wałkiem ^^
Po pierwsze- bycie samotną dziewczyną, która nie może we wszystkim wysługiwać się chłopakiem jest super ekstra korzystne, przynajmniej w mojej sytuacji. Myślicie, że kiedykolwiek pomalowałabym swój pokój, gdyby jakiś typ spokojnie leżał sobie na kanapie w pokoju obok? Zacznijmy od tego, że mam nadzieję, że na takiego nigdy nie trafię i sam by się ogarnął, że leżeć nie powinien jak ja zmieniam dom! 😀 Wracając jednak do pytania bardzo retorycznego, ale mimo wszystko z miłą chęcią odpowiem na nie pełnym zdaniem. Nie, nigdy nie pomalowałabym mieszkania w zaistniałej sytuacji. Nie to żebym uważała mężczyzn za roboty do wyręczania mnie we wszystkim- z miłą chęcią bym pomogła. Mogłabym robić herbatki, puszczać piękną muzykę, zabawiać rozmową i uczestniczyć w malowaniu- aż by mi się nie znudziło. Uwierzcie, że taka opcja- chociaż może nie brzmi za dobrze- byłaby o wiele lepsza. Przynajmniej moje ściany byłyby idealne ^^
Po drugie- naoglądałam się miliona filmów, gdzie młode małżeństwa kupują surowe mieszkania i sami je remontują, to jest ekstra! Sama bym tak chciała- tyle, że w dwójkę 😉 
No więc co tak naprawdę zmotywowało mnie do samodzielnego pomalowania ścian? Przede wszystkim moja wielka irytacja fioletowym kolorem i natłokiem wszystkiego w pokoju. Poza tym: targi w Poznaniu i zakup nowego krzesła (nad stołem niestety nadal się zastanawiam i nie umiem wybrać) , a że farba w domu znalazła się jakby sama- było łatwo. Pewnie, mogłabym wynająć kogoś, kto mógłby mi to pomalować. Niestety mam tak okropne doświadczenia z fachowcami, że nie za bardzo uśmiechało mi się wpuszczanie ich do swojego pokoju. Nigdy nie byłam zadowolona z ich pracy. Nie krytykuję malarzy, wiem, że istnieje mnóstwo fantastycznych mężczyzn, którzy w taki sposób zarabiają na życie i robią to fantastycznie. Jednak to nie byli Ci, którzy zawitali do mojego domu. Postanowiłam, że sama pomaluję to o wiele szybciej (jakby ktoś próbował Was kiedyś tak mocno okłamać, to nie wierzcie! :D). Bez spiny, bez obcego w domu i w ogóle- w przyjaznej atmosferze. Przecież malowanie ścian musi być banalne! 
Po tak długim wstępie przechodzę do sedna sprawy. Czy malowanie ścian jest trudne? Takie oto pogłoski usłyszałam w dzień wzięcia wałka w dłoń. Troszkę się przestraszyłam, ale przecież bez przesady- to tylko jeżdżenie wałkiem po równej powierzchni, a w gruntowaniu obrazów zawsze byłam mistrzem. Dam radę.
Przejście z fioletu na biały to naprawdę niezłe przedsięwzięcie! Myślałam, że będzie bardzo łatwo- tym bardziej, że moja pierwsza farba zakryła wszystko tak szybko, że nie rozumiałam o czym mówią ludzie skarżący się na drastyczne zmiany kolorów. Okazało się jednak, że nie każda farba jest tak wspaniała jak ta z moich początków. Minęły dwa tygodnie (albo więcej, nie wiem… przestałam ostatnio odczuwać czas^^), a moje ściany nadal wymagają jeszcze przynajmniej dwóch warstw… kiedyś przyjdzie dzień, w którym znajdę na to czas.

Samo malowanie nie jest trudne. Jeżeli nie straszne Ci ubrudzenie i nie obca jest Ci papierowa taśma, którą wykorzystywać trzeba w każdej możliwej sytuacji. Poza tym przydają się różnej wielkości wałki i wszystko idzie jak z płatka…. do czasu aż nie zaczyna z wałkiem odchodzić stary kolor ścian! Wtedy włącza się panika. CO TERAZ?! Na szczęście wystarczy jedynie papier ścierny 😉 Myślę, że naprawdę trzeba być baaaaaaardzo leniwą Kobietą, aby wzbraniać się od własnoręcznego malowania ścian tylko dlatego, że uważa się to za wyczyn arcytrudny. Przekonuję wszystkich- dobra muzyka, uśmiech na twarzy i będzie pięknie! 🙂

Ja już teraz jestem bardzo zadowolona i powtórzyłabym swoją decyzję jeszcze tysiąc razy. Tym bardziej, że do mojego pokoju zawitała ostatnio przepiękna drabina (jej, serio przepiękna! Najpiękniejsza jaką widziałam ♥) oraz wielki kwiat w pięknej szarej doniczce. W kartonie czeka na mnie krzesło… no i szukam tego przeklętego stołu jeszcze. Wtedy wszystko już będzie perfekcyjnie ♥ Jeszcze czekają na mnie dwie beżowe… ale one aż tak nie rażą w oczy, więc pewnie zabiorę się za nie dopiero w wakacje lub jeszcze w luźniejszym czerwcu 😉

A u Was jak z malowaniem ścian? Robi to zawsze Tata? 😀
Buziaki! ;*

9 Comments

  1. Ja się sama bałam malować ściany. Ale za to skorzystałam z usług fachowca.
    Raz niestety nie udało mi się znaleźć dobrej osoby, bo całość niewykonana i tylko syf został. Dopiero później mała firma ze sztumu okolice Gdańska dała radę. P http://szpachlarze.pl

    1. U mnie „fachowcy” zawsze są skreśleni na wstępie! 😀 Wtedy mój chłopak był w Anglii, więc naturalnym było dla mnie, że lepiej lub gorzej, ale pomaluję sama. Na szczęście teraz już nie mam z takich dylematów, bo Piotr jest bardzo dobry we wszystkich sprawach remontowych 😀

  2. no i super! skoro masz checi i zapal to czemu nie zrobic tego samemu! ja nie lubie jak ktoss cos robi w moim otoczeniu za mnie, bo co jesli zrobi cos chociaz troche nie tak jak chce? tak jest zawsze ze nigdt nie jeat idealnie, a jak mi nie wyjdzie to moge byc zla tylko na siebie :p

  3. Raz mój facet pomógł mi malować – od tego czasu wolę, jak leży na kanapie 😉 Ja też mistrzynią nie jestem, ale niewielkie remonty sprawiają mi przyjemność 🙂

  4. Jak mój brat przemalowywał sobie pokój, to mu pomagałam. Istny koszmar – z zielonego na biały… chyba z pięć warstw nałożyliśmy, żeby się wszystko ładnie zakryło. U drugiego brata było łatwiej i weselej też, bo przyszło mnóstwo jego znajomych 😀 I jakoś szło. Mój pokój za to był straszny i efekt końcowy nie powala na kolana, ale jest co jest i nie narzekam, chociaż nadal wkurzają mnie nierówności farby przy łączeniu ściany z sufitem… ale cóż. Może jeszcze kiedyś przemaluję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *