Hejka! 🙂 Wreszcie jest! 😀 Pamiętacie jak ostatnio pisałam Wam o najfajniejszych premierach polskich płyt w najbliższym czasie? Kilka dni po publikacji postu pojawiła się pierwsza z nich. Bovska i jej Kaktus. Czekałam bardzo, ponieważ naprawdę bardzo kibicuję utalentowanym polskim artystom, którzy chcą stworzyć w Polsce coś dobrego, coś świeżego i fajnego do słuchania, czy pójścia na koncert. Kilka dni przed premierą artystka na swoim fanpage’u zachęcała do zakupienia płyty. Swoją drogą rozczula mnie, kiedy artyści sami, przed premierą, pakują swoje płyty w koperty i z wielkimi niebieskimi siatami IKEA (tak jakoś bywa, że są to te właśnie siaty, zawsze te same ^^) wyruszają na pocztę. Pamiętam, że dostałam taką wspaniałą paczkę na święta od Domowych Melodii. No miłe to i fajne, no! 😀 Bez wahania weszłam na stronę i już miałam ją zamawiać, kiedy nagle w moim sercu coś stwierdziło, że chyba jednak powinnam poczekać, że chyba jednak nie jestem jeszcze zbyt pewna nowo rodzącej się artystki i może lepiej będzie przesłuchać ją wcześniej na Spotify. Tak jak już Wam kiedyś wspominałam- często wiąże się to z tym, że płyty już później nie kupuję, jednak gdybym po odsłuchaniu dwóch/ trzech kawałków czuła radość w sercu, to bez dwóch zdań debiutancki krążek bym zamówiła, serio.
Jednak już po pierwszych utworach czułam się oszukana! Bovska nastawiła mnie na coś naprawdę bardzo dobrego swoimi trzema teledyskami w hipsterskiej piwnicy. Miałam nadzieję, że to wszystko złączy się w jakąś bardzo dobrą całość i kawałki na płycie okażą się jeszcze lepsze niż to co zostało zaproponowane na youtube.
Słuchając muzyki poczułam jakąś przedziwną dziecięcą manierę. Nie wiem, czy uda mi się Wam to wyjaśnić… ale to wszystko było jakieś przesłodzone, muzyka była dobra, ale te teksty, rymy no i głos… było w tym coś dziecięcego, coś prostego, spłaszczonego. Czułam, że płyta była swego rodzaju skarżeniem się małego dziecka na niesprzyjającą dla niego sytuację. Oczywiście, moja ulubiona piosenkarka- Katarzyna Nosowska- ewidentnie czasami stosuje zabieg czegoś dziecięcego w swoim głosie. Robi to nawet na płycie, z której pochodzi moja blogowa sentencja Chcieć ciut więcej. Jednak robi to w znakomity sposób. Jedynie dodaje do piosenki, niczego nie odejmuje. Dziwność Bovski polega na tym, że po przesłuchaniu trzech piosenek miałam dosyć tego narzekającego dziecka!
Uwierzcie, że walczyłam. Wiedziałam, że chcę, aby informacja o płycie pojawiła się na blogu, bo już wcześniej informowałam Was o tym, że takowy planuję. Po pierwsze- samo to, że nie kupiłam płyty już źle wpływało na jakość notki, ale nie miałabym serca kupować czegoś tylko po to, żeby wartość mojej notki wzrastała 😀 Poza tym- Spotify jest portalem dobrym, właściwym i oficjalnym. Każdy artysta godzi się na umieszczenie swojej płyty tam, więc nie ma co mnie wyrzuty sumienia słuchając muzyki stamtąd 🙂 Jednak jeżeli planowałam coś skrytykować- musiałam poznać to naprawdę dogłębnie. Tym bardziej, że naprawdę zależało mi na tym, by ta płyta mi się spodobała! Po pierwszym odsłuchu pomyślałam, że może niezbyt się skupiłam, za drugim razem również powiedziałam sobie to samo. Po piątym odsłuchu uznałam, że mimo wszystko problem chyba nie leży po mojej stronie.
Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, że młoda dziewczyna wydała swoją pierwszą płytę, Polska mogła o niej usłyszeć i teraz będzie już tylko łatwiej. Czekam na drugą płytę, która mam nadzieję pojawi się za kilka lat (ale błagam, niech to będzie za kilka lat. Nie od razu). Czuję, że na razie jest to tak bardzo niedojrzałe, jednak widzę dobre światło- i nie skreślam jej zupełnie 🙂
Mimowolnie zaczęłam ją porównywać do The Dumplings. Oni też w jedną chwilę zawładnęli internetem. Ich piosenki znali wszyscy i nagle wydali płytę. Tylko, że ich płyta była zupełnie inna niż piosenki na yt. Było naprawdę mało utworów, które znaliśmy z internetu, a nawet jeżeli pojawiło się kilka kawałków- były one poprawione, odmienione. Co moim zdaniem ważne- ich pierwszym singlem nie była piosenka, która najbardziej przypadła ludziom do gustu. Było to świeże, nowe. Wejście w świat tej dojrzałej muzyki z czymś jeszcze bardziej świadomym i nieprzestarzałym. U Bovski mi tego zabrakło. Naprawdę jest się czym chwalić jeżeli chodzi o osiągnięcia piosenki Kaktus. Tylko w pewnym momencie była ona wszędzie! Przynajmniej dla mnie była ona mono przejedzona. Jednak artystka nadal w to brnęła. Nazwa albumu ma tą samą nazwę, singlem również jest Kaktus, teledysk jest do Kaktusa i ogólnie czuć ten klimat Kaktusa. Szkoda, wielka szkoda. Naprawdę. Szkoda, że Bovska nie postanowiła zaryzykować i wypromować się w szerszą publiczność z czymś nowym.
Swoją drogą bardzo nie podoba mi się teledysk do singla. Miał być chyba w tych najnowszych klimatach alternatywnych młodych zespołów, ale moim zdaniem coś w nim zupełnie nie pasuje i jestem bardzo rozczarowana. Wydaje mi się, że sto razy lepszy był pierwowzór klipu do Kaktusa. Surowe wnętrze, hipsterskie dodatki, bez zbędnej ilości kolorów, przedziwnych, zbyt kolorowych ciuszków i co najważniejsze- z fajnymi, niemęczącymi kadrami. Podobało mi się. Szkoda, że zostało to tak mocno puszczone w chęć wpisania się w najnowszą modę…. SZKODA NO! Kurde, serio jest mi smutno.
Podczas pisania notki postanowiłam włączyć te czternaście utworów, aby na nowo sobie je przypomnieć. Bardzo ciężko słucha się tego smutnego, obrażonego dziecka. Oczywiście, do niektórych utworów już przywykłam przez częstotliwość słuchania ich i chęci przekonania się do nich. Niestety wszystko na marne. Jeżeli chcecie kupić płytę- to jedynie dla fajnych piórek w środku- moim zdaniem mega! Ale ogólnie…. to nawet ta okładka płyty nie jest fajna. Znowu chyba miało być modnie, a wyszło trochę tandetnie i niezbyt gustownie. Jedyne słowo, które przez całą notkę ciśnie mi się na usta to SZKODA! SZKODA! Ale czekam na kolejną płytę, mam nadzieję, że będzie lepiej…. i że nie będzie miała już nic wspólnego z Kaktusem- w żadnej postaci!
Jak to się dzieje, że ja nie słyszę o tym co dla Ciebie jest "mono przejedzone"!? Ale usłyszałam i zaczęłam słuchać, w zasadzie zaczęłam od obejrzenia tych teledysków i muszę ci przyznać rację, co do wyższości pierwszych klipów. Płytę przesłucham jutro. To co na razie zwróciło moją uwagę, to dykcja, tego moim zdaniem brakuje wielu wykonawcom, a u Bovskiej (bo to się odmienia, prawda?) byłam pod wrażeniem, bo zrozumiałam każde słowo, także za to szacuneczek 🙂
Kocham kocham kocham!
Uwielbiam kiedy coś, co nie przypadło mi do gustu wzbudza tak zupełnie odmienne emocje u innych ludzi! ♥ Czyli jednak może praca Bovski nie poszła na marne i trafia w czyjeś serca?! Super 😀