Hejka! 🙂
Dzisiaj mam taki długi dzień. Wstałam już o piątej, cięłam linoryt ( skończyłam! Po pół roku. ) i słuchałam milion spokojnych płyt. Makowiecki, Rojek, Hey itp. czyli moi ulubieńcy. Było wspaniale, tym bardziej, że całą noc i poranek padał wspaniały śnieg. Jest tak niesamowicie magicznie… chociaż w stu procentach niebezpiecznie. Zrozumcie, że dzisiaj wywaliłam się na środku jezdni i oczywiście tak strasznie zaczęłam się śmiać, że na chodniku zapewne pokładałabym się ze śmiechu, ale z racji ryzyka śmierci musiałam szybko się ewakuować i na szczęście znalazłam w sobie tyle rozsądku żeby się ulotnić z niebezpiecznego miejsca ^^ Ale mówię Wam- śmiałam się całą drogę do domu, beka 😀 I jak to się nie bać wychodzenia z domu? Dzisiaj znowu miałam piękne kolorowe skarpetki i znowu na pomniejszeniu nie widać ich aż tak dobrze, więc zachęcam do zobaczenia ich tutaj KLIK. Z racji tego, że jaram się moją najnowszą paczuszką, to przez cały tydzień (pewnie nawet dłużej ) będziecie mogli razem ze mną podziwiać moje skarpetki… a ja niestety przez to, że chcę je pokazywać muszę cały czas chodzić w jednych butach- tak nudno, ale dobrze, że chociaż są moimi ulubionymi i najwygodniejszymi butami. I miałam swój wspaniały płaszczyk w papugi, który uwielbiam i w którym zawsze mi wesoło 🙂
ŚRODA: plan na dzisiaj- na ósmą pięćdziesiąt trzy malarstwa, później dwie grafiki artystyczne ( manualne ) polski i dwa angielskie. Standardowo kończymy o szesnastej jednak dzisiaj całą klasą mieliśmy jeszcze jeden wypad na miasto, o którym zaraz, więc w domu byłam trochę przed osiemnastą ( ostatnio bardzo standardowo )
PO PIERWSZE: dzisiaj właśnie był ten dzień, kiedy do szkoły jechałam autobusem i wreszcie wyjęłam aparat. Jednak od kilku dni jestem tak zmęczona, że ten czas w autobusie przeznaczam na odpisanie na zaległe smsy, przerobienie fotek w kwadraty na miesięczną notkę, czy zwyczajne patrzenie w okno.. także nie dziwcie się, że nie widzicie żadnej książki na moich kolanach- to powróci, ale jeszcze nie teraz. Chociaż sądzę, że już niedługo, ponieważ dzisiaj zaopatrzyłam się w ciekawą ( mam nadzieję ) propozycję : Wybór Jasminy. Jak sama książka głosi jest to „prawdziwa opowieść o niewolnicy, która wywalczyła sobie życie.” Brzmi dobrze, prawda? ^^ Za kilka dni prawdopodobnie pojawi się na blogu.
PO DRUGIE: w szkole nie rozmawia się o niczym innym tylko o przeglądzie. Odbędzie się już jutro, więc nie za wiele chcę Wam pisać, żeby jutro było całościowo i żeby się nie powtarzało- więc chociaż mi ciężko, to milknę i przeczekam jeszcze ten jeden dzień. W każdym razie mam już tego dość, wyczuwa się w powietrzu aurę napięcia, każdy jest mega zmęczony i serio jest ciężko. No ale spoko. Czuję, że mimo wszystko jest fajnie. Tak artystycznie… i dostaliśmy dobrego kopa do pracy, nawet jeżeli motywacja ma trwać tylko tydzień.
PO TRZECIE: na zdjęciach możecie zobaczyć nasze trzygodzinne malarstwo, ale trochę oszukane, ponieważ: przegląd ( jest to ostatnio odpowiedz na każde pytanie ) więc każdy zajmował się fotografowaniem prac, zbieraniem i wybieraniem rzeczy do pokazania i kończeniem niedokończonego. W każdym razie w normalnym tygodniu jest to jeden z moich ulubionych bloków lekcyjnych. Podczas tych trzech godzin z martwą naturą czuję się tak super dobrze i czuję, że jestem w tym całkiem dobra i… no fajne to. Każdy lubi być doceniany. Fajne jest też patrzenie później na wystawki wszystkich – każdy z nam ma zupełnie inny styl, a co najfajniejsze większość z nich jest właściwymi. Podczas lekcji rozmawiamy z nauczyciele totalnie o wszystkim, słuchamy rewelacyjnej muzyki, czasami robimy prezentacje o artystach i malujemy fajne rzeczy. No serio uwielbiam te lekcje, są cudowne! Polecam serdecznie wszystkim, bo mają klimat i magię 😀 Jest taka luźna atmosfera- w sumie chyba najluźniejsza. Chodzimy po tej wielkiej pracowni, rozmawiamy sobie i miło spędzamy czas- serio. Jak nie w szkole. No i te trzy godziny zlatują w kilka sekund… aż czasami jest ich za mało. Czadowo ^^
PO CZWARTE: grafiki artystyczne( manualne ) to najlepszy przedmiot na świecie! Robię z niego specjalizację, co oznacza, że w czwartej klasie muszę wybrać sobie jakiś temat i wykonać go na dyplom. Od trzech lat robimy linoryty, plakaty, suche igły, dodatkowo sitodruk artystyczny, szablony, multiplikacje i milion innych technik. Uczy nas Janusz Kozak, o którym pewnie pisałam już milion razy na tym blogu. Serio wspaniały człowiek! cztery godziny z nim tygodniowo, to serio wielki dar od losu dla mnie ^^ Razem z Magdą motywujemy się do działania i robimy całkiem spoko rzeczy… chociaż ja ostatnio przez wiele dziwnych czynników przystopowałam, przez co jestem na siebie okropnie zła. No ale po to właśnie jest drugie półrocze- żeby można było się wybić od dziwnych dołów, w które przypadkiem się wpada 😉 Na zdjęciach możecie zobaczyć naszą klasę. Przez całą długość pociągnięty jest stół przy którym siedzimy razem z nauczyciele, co tworzy fajny klimat. Na ścianach są nasze prace. Z boku jest prasa, na której drukuje się linoryty i suche igły. Uwielbiam tu przebywać, serio. Nie wiem jak z kierunkami teraz, bo się nie orientuję już w tych sprawach, ale prawdopodobnie grafiki artystyczne są i będą nadal w programie specjalizacji 🙂 Polecam serdecznie.
PO PIĄTE: nienawidzę swoich włosów! Mają tak beznadziejną długość, że serio nie wiem co z nimi robić. Dzisiaj za namową Magdy postanowiłam, że może w końcu je rozpuszczę, ale nie. To była tragiczna decyzja… tak mi w nich niewygodnie. Chyba zainwestuje w mnóstwo czapek i przeczekam ten etap. Koszmar!!!
PO SZÓSTE: ze szkoły również wracaliśmy autobusem. Wszyscy zawaleni teczkami w tłocznym pojeździe-mimo wszystko bawiliśmy się przednio. Próbowaliśmy zrobić sobie ładne zdjęcie, ale szło nam marnie. Mimo wszystko była to wina autobusu, który nieźle trząsł moją ręką. Sam aparat nadal niesamowicie mnie zachwyca… jednak o tym już w sobotę. Kurcze, chyba trochę się już zdradziłam ^^ No ale widzicie jakie kolory, jaka dobra jakość. To nie jest lustrzanka! Takim aparatem to chyba nawet sesje zdjęciowe można pytać- co prawda mniejszy rozmiar fotki, ale mimo wszystko genialne. Serio.
PO SIÓDME: pisałam Wam jakiś czas temu o moim prawdziwym kocu zamiast szalika Jest mega ciepły, piękny i trochę niewygodny, ale chyba powoli uczę się z nim funkcjonować. Serio, polecam serdecznie. Dzisiaj był mega mróz, a ja szłam w rozpiętej kurtce, bo było mi ciepło ( ogólnie w papużkach nie lubię chodzić zapiętych :< więc tym lepiej się składa, że tak idealnie mi do nich pasuje )
PO ÓSME: to będzie chyba pierwszy minus, który napiszę o mojej szkole. Wydawanie mnóstwa pieniędzy na wydruki! Szkoła niestety nie zapewnia nam pokrywania kosztów naszych prac, więc jeżeli z fotografii, grafik czy rzeźby musimy coś wydrukować, to musimy iść do drukarni i płacić niesamowite kwoty. Podobno Elbląg ma zupełnie inne ( większe ) ceny niż inne miasta. Wiadomo, można zawsze próbować internetowo, ale kiedy robi się wszystko na ostatnią chwilę ( czytaj każdy w plastyku ) to niestety internet nie wchodzi w grę, ale kto wie, może do czwartej klasy zmądrzejemy. W każdym razie próbowaliśmy kilka razy być cwanymi i nawet znajdywaliśmy jakieś super tańsze drukarnie… ale w tym momencie trzeba od razu wykreślać słowo „super” tania i dobra drukarnia po prostu nie istnieje. Na pewno nie w Elblągu. I Elbląg też nie wiem co to wydruk na papierze samoprzylepnym, a na przykład w Gdańsku jest to najprostszy i najłatwiejszy sposób wydruku. Beka z tego mojego miasta czasami. To taki mały hejcik, ale ogólnie da się żyć. Ja żyję i mam się całkiem nieźle… nawet jeżeli dzisiaj musiałam wydrukować ponad dziesięć prac z rzeźby na przegląd. Serio jest ze mną dobrze 😀
PO DZIEWIĄTE: nie wiem czy to kwestia pierwszego razu, który zawsze jest świeży i jakiś taki fajny… ale coraz bliżej piątku, a ja jestem coraz bliższa mówić, że chyba te poniedziałki w szkole mam najciekawsze O.o Ale jak to?! Przecież poniedziałków się nie lubi. Moja szkoła jak zwykle inna. Hahahha, ale osąd dam dopiero w piątek ^^
Uciekam przyklejać zdjęcia rzeźb na plansze na jutro. Jest trochę stresu, muszę przyznać 😉
Buziaki! :*
niezły zbiór fotek 😀