Są etapy w życiu każdego człowieka, kiedy to może wręcz latać kilka centymetrów nad ziemią. U mnie już naprawdę dawno nie było źle, jednak jeżeli zawsze jest dobrze, to w końcu przestaje się to zauważać i doceniać no i nagle pojawia się takie WOW, że stać Cię nawet na przenoszenie gór. Ja tak od jakiegoś czasu już mam, a ta radość nawet gdyby trwała do końca życia jest zbyt mocnym uczuciem żeby nagle stała się rutyną. Tylko, że to uczucie jest przede wszystkim wspaniałe dlatego, że zdarza się rzadko, a po nim przychodzi powrót do normalności. Wiecie, właśnie sobie żyję w takim miesiącu miodowym, w którym to mogłabym gadać cały czas o Bogu i uwierzcie, że powstrzymuję się pisząc tutaj notki jak tylko mogę żeby nie zanudzać Was Nim cały czas. Każda minuta mojego życia jest Nim teraz wypełniona, więc ciężko się do tego nie ustosunkowywać- ale uwierzcie, że na fioletowym-sercu się staram. Potrzebnie? Niepotrzebnie? Nie takie było założenie tego bloga. No ale dzisiaj to już po prostu muszę! 😀
Ponieważ uwielbiam Go w tym, że dzisiaj zmotywowałam się do pójścia na basen i pływałam sobie z trzema innymi osobami, co na Dolince jest wyczynem, ponieważ zazwyczaj na jednym torze pływa po pięć osób, więc na całym basenie znajduje się około dwudziestu pięciu… a tutaj proszę- jedynie trzy! 🙂
Uwielbiam Go w tym, że wczoraj znalazłam wspaniałą krawcową, która uszyje mi przepiękną kreację na studniówkę, a już traciłam nadzieję ( a o przygotowaniach do studniówki niedługo napiszę osobny post, bo strasznie mnie bawi zaistniała sytuacja, która właśnie tworzy się w mojej głowie ^^ )
Uwielbiam Go we wszystkich osobach, które wprowadzają tyle nowego szczęścia w moje życie!
Uwielbiam Go w tym, że cały czas daje mi tak niesamowicie mocne znaki.
Uwielbiam Go w codziennych mszach.
Uwielbiam Go w Piotrze.
Uwielbiam go w tej mojej codziennej walce o długie włosy! ^^
Uwielbiam Go we wspaniałej Pani, która sprzedawała mi dzisiaj włóczki na skarpety! 😀
Uwielbiam Go w mojej Babci- bo jest najwspanialszą Kobietą na świecie i w mojej Mamie i…. i uwielbiam Go we wszystkim co właśnie mnie otacza. Co jest dobre.
Uwielbiam Go w moim Bracie, bo jak myślicie, że macie super Brata- to jesteście w błędzie! ^^ Mój jest najlepszy! Jest wspaniałym Bratem, Synem i przede wszystkim Ojcem… a wspaniałych ojców w moim otoczeniu próżno szukać…. i co by nie mówić, to ten Brat mi się udał najbardziej w moim życiu!! ♥
Uwielbiam Go również w tym, że właśnie mnie odnalazł i pozwala mi tak pięknie teraz żyć! 😀
I tak sobie myślę, że poleciłabym to każdemu z Was! 🙂 Ja chyba bym się skusiła… nigdy nie miałam wielkiego nawrócenia zawsze jakoś tam- lepiej lub gorzej- wierzyłam, ale miłość ogromna przyszła dopiero z czasem… Jednak rozmawiając z ludźmi, którzy nawrócili się po czasie dochodzę do wniosku, że oni zupełnie inaczej postrzegali katolików… zawsze byli dla nich niesamowicie szczęśliwi… dla mnie byli zwyczajni, bo spędzałam z nimi mnóstwo czasu… ale chyba coś w tym jest 🙂 Więc jaka recepta na szczęście? Otworzyć swoje serce i pozwolić zadziałać Bogu na wszystkich płaszczyznach życia.
Wiecie jak mi czasami ciężko z niektórymi rzeczami! Kiedy Bóg coś mi daje, a później zabiera. Kiedy pozwala mi kogoś poznać i nagle mi go wysyła gdzieś na koniec świata! I pewnie w życiu bym tego nie przeżyła sama, no bo przecież to nie miałoby żadnego sensu! Ale z Bogiem wszystko ma jakiś sens, ponieważ On ma na nas idealny plan… i takie beznadziejności pokazują nam jedynie jak bardzo nasze myślenie różni się od jego wspaniałomyślności… Bez niego nigdy nie przeżyłabym marcowych sytuacji- a tutaj proszę… stało się najgorzej, a ja po prostu więcej chodziłam do kościoła i więcej się śmiałam. Z boku wyglądałam na człowieka bez serca, ale w sercu to mi się dopiero działy rzeczy niemożliwe! 😀 Teraz muszę spędzać każdą środę z człowiekiem, z którym w ogóle nie chciałam już mieć nic do czynienia… i zawierzając to Bogu- nagle mogę z nim normalnie robić WSZYSTKO! Spędzać idealnie imprezy, jeździć na przejażdżki i planować wędrówki.
A najbardziej na świecie uwielbiam Pana za to, że dał mi Łukasza, dzięki któremu moja wiara to istne cudo! Człowiek nie wierzy i to jedyny Ktoś w moim tak bliskim otoczeniu, który Boga całkowicie nie akceptuje… a ja w nienaturalny i dziwny sposób docieram do niego z Nim… i wiecie, polubił Go nawet. Co prawda mówimy o nim jako o Moim Bogu, ale wiem, że tam na górze jest na niego jakiś super plan! 😀 Cały czas się dziwi jakim cudem na mnie trafił, ale ja jestem przekonana, że tutaj nie było żadnych zbiegów okoliczności, bo takowych nie ma.
W takich sytuacjach ciężko mi myśleć o Bogu jako o kimś groźnym. Dla mnie zawsze jest kimś kto patrzy na mnie z góry i podśmiewa się ze wszystkich sytuacji, które mi się zdarzają i z których musi mnie podnosić. Ponieważ Bóg jest największym żartownisiem świata i nie pozwala mi o tym zapomnieć… ale to jest dobre. Trafił swój na swego! 😀
Tylko jedno coś mi nie działa… ale może dlatego, że dziewczyn nie za bardzo lubię, to nie powinno działać? ^^ W każdym razie- bez Boga pewnie bardzo bym się tym zamartwiała, a tak to… jest tysiąc razy łatwiej. Bezboleśnie… no może po prostu o wiele mniej boli. No nie ma co mówić- dziewczyny to zło, nie rozumiem ich istnienia ^^ Chociaż na szczęście nie wszystkie! Znam małą garstkę takich, z którymi mi całkiem dobrze 😉
I tyle… czuję, że swoją potrzebę monologu zapełniłam w jakimś tam znikomym procencie. Resztę zostawiam w głowie 😉
Uzewnętrznienie stu procentowe uważam za zaakceptowane!
Buziaki! *
i super, uśmiechaj się z korzystaj z Niego w 100 procentach hihi 😀