Lifestyle

Drugi tydzień PO wyzwaniu #TheClosetChallenge

Jeśli nie wiesz o co chodzi, to na początku zapraszam Cię na film, w którym mówię dlaczego zaczynam miesiąc z 7 ciuchami, później polecam przeczytać cztery posty z każdego tygodnia wyzwania z absolutnie genialnymi zdjęciami: PIERWSZY TYDZIEŃ | DRUGI TYDZIEŃ | TRZECI TYDZIEŃ | CZWARTY TYDZIEŃ, później znów wrócić na Youtube, gdzie podsumowuję cały miesiąc i mówię o moich wrażeniach, następnie film o moich porządkach w szafie po wyzwaniu (możesz również zobaczyć moją szafę z października, było w niej o wieeeele więcej rzeczy) i na sam koniec przeczytać post z pierwszego tygodnia PO wyzwaniu no i to co znajduje się poniżej. Z tak pełną wiedzą na pewno zrozumiesz ten tekst 😀

JEDNAK MAM ZA MAŁO UBRAŃ?!

Jest to dosyć szalone, ale w tym tygodniu już miałam pewien problem z wyborem ciuchów. Oczywiście nie był to wielki problem. Taki mały. Po prostu chwilę stałam przed szafą, zastanawiałam się co dobrać do spodni, albo jakie spodnie wybrać, gdy moja nowa miłość poszła do prania. I raz, jedyny raz przerzucając wieszaki w poszukiwaniu idealnej bluzki złapałam się na myśli: „boże, jak mało rzeczy!!!”. Później doszło do mnie jednak,  że tych bluzek jest około dwadzieścia… więc dlaczego miałoby być za mało? Przecież dwudziestu na raz nie założę. Czy mogłabym nazwać to małym kryzysem? To chyba zbyt duże słowo. Na pewno był to sygnał, który na szczęście spowodował jedynie utwierdzenie mnie w przekonaniu, że jest dobrze, bo dużo wcale nie potrzebuję.

SWOBODA!

Muszę się Wam przyznać, że czuję pewien brak szału. Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć, ale teraz po prostu się ubieram i tyle. Moje ciuchy nie mają teraz w sobie „tego czegoś”. Na szczęście mam z tyłu głowy świadomość, że to po prostu ten zimy maj tak na mnie wpływa. Przecież po skrajnie prawej stronie mam mnóstwo szalonych sukienek, które już nie mogą doczekać się swojego czasu.

Czy ten pewien rodzaj nudy jest uciążliwy? Wręcz przeciwnie. Przez ten kolejny tydzień czułam się absolutnie sobą, nie w przebraniu, nie w rzeczy, której dawno nie miałam, więc założę, bo czasami trzeba jak już mam. NIE! Pewnie, teraz wracam do ciuchów, więc zakładanie czegoś, bo dawno nie miałam jest u mnie oczywiste… ale to bardziej tęsknota niż przymus, no bo jak już mam to powinnam założyć raz na jakiś czas.

Czy mogłabym mieć więcej? Zdecydowanie nie! Choć odczuwam pewien rodzaj chęci posiadania innego. Z miłą chęcią wymieniłabym kilka bluzek na jakieś nowe, inne, lepsze… ale po co? To wszystko co zostało w mojej szafie jest bardzo moje. To nie jest tak, że te rzeczy są stare, zostały w mojej szafie w rok bez zakupów, więc się z nimi męczę. Absolutnie nie! Właśnie cała frajda w tym, że to wszystko jest takie bardzo moje i bardzo dla mnie w tym wszystkim swobodne. Więc z takiej po prostu głupiej chęci posiadania nowego chciałabym mieć inne, ale wiem, że to przez kilka następnych lat nie ma sensu. Po co? Skoro mam tyle możliwości ubraniowych, skoro naprawdę dobrze czuję się w swoich ubraniach. Zakup nowego byłby właśnie zbędnym konsumpcjonizmem, którego tak bardzo chcę się w swoim życiu teraz wyzbyć. I to jest super! Nie mam ochoty kupować nowych ubrań. Ubranie standard: spodnie H&M sezon około 2013 | bluzka lumpeks | stanik Intimissimi sezon 2019 model IRIS | nerka SHOF | Kurtka Zara kupiona z wyprzedaży „garażowej” za 1 zł

POTENCJAŁ SZAFY ODKRYTY NA NOWO

Widzicie tę koszulę poniżej zamaskowaną gdzieś pod bluzą i jeansową kurtką? To ta sama bluzka, w której kilka lat temu byłam nieziemsko zakochana, w której mam nawet zdjęcie „profilowe” na blogu, więc za każdym razem jak tu jesteście to je widzicie. Niepielęgnowania miłość jednak słabnie i ta osłabła bardzo!

Przed wyzwaniem #TheClosetChallenge zastanawiałam się czy się z nią nie rozstać. Sentymentów mam do niej mnóstwo, ale czy to rzeczywiście jest aż tak ważne? Jednak coś mnie powstrzymywało przed rozstaniem się z nią. I BARDZO DOBRZE! Przechodziłam w niej teraz około trzech dni i było mi świetnie. Czułam się… sobą! Bardzo swobodnie, dobrze. Po prostu. Cichy ciuch nie rzucający się w oczy, nie przyćmiewający mnie. Taki sobie o.

Bardzo się cieszę, że znów polubiłam się z tą koszulą. Czy to oznacza jednak, że istnieje prawdopodobieństwo, że polubiłabym wszystkie swoje rzeczy i niepotrzebnie je sprzedałam? Absolutnie nie! Mój instynkt podpowiadał mi zostawienie kilku rzeczy jeszcze na próbę i właśnie te rzeczy mają możliwość polubienia się ze mną drugi raz, ale rzeczy, które od początku nosiłam baaardzo sporadycznie nie zdałyby tego egzaminu. Nadal leżałyby w szafie i tworzyły sztuczny tłum rzeczy, które mogę ubrać, a przecież… wciąż nie wiem co założyć.

Spodnie, o których mówiłam w poprzednim poście również przechodzą swój wielki powrót. Aktualnie są wsadzone do pralki, ale przeżyły ze mną dobry tydzień. Cieszę się, że pozbyłam się problemu szukania w sklepach nowych czarnych spodni, których ostatnio tak bardzo potrzebowałam. Znalazłam „nowe” w swojej szafie. Super! Na pewno nie jest to nasz ostatni wspólny tydzień. Przechodząc do opisu: Spodnie H&M sezon około 2013 | buty Medicine sezon 2017 | Koszula Medicine sezon 2017 | Bluza po bracie chyba H&M | Kurtka Zara kupiona z wyprzedaży „garażowej” za 1 zł

STWORZYŁAM SWOJĄ SZAFĘ Z GŁOWĄ

Dostawałam kilka informacji, że muszę być ostrożna przy wywalaniu, bo będę później żałować. Ale przecież ja to wiem! Wiadomo, że tak wielkie porządki trzeba robić z głową. Gdybym robiła to bez przemyślenia wywaliłabym wszystko prócz sukienek, bo czułabym jedynie zbliżające się lato. Nigdy nie pomyślałabym o zostawieniu czterech bluzek z długim rękawem od Tyszerta, no bo po co? A no po to, że teraz mamy zimny maj, a ja tak bardzo miło otulam się od dwóch dni długim rękawem, którego sama z siebie nigdy bym nie posiadała i w konsekwencji mocno marzła. To kolejny przykład bluzki, z którą od jakiegoś czasu już się nie lubię, choć pałałyśmy do siebie ogromną miłością. Od dwóch dni jednak zachwyca mnie jej materiał, miękkość i przyjemność.

Nadal nie lubię jej samej, ale z moją ulubioną narzutą i broszką KOPI sprawdza się idealnie i moim zdaniem wygląda bardzo dobrze. Wczoraj wyglądałam jeszcze lepiej, bo miałam w swoich trzech dziurkach w uchu wariacje na temat wszystkiego co mam od KOPI. Dałam szansę, bo miałam nadzieję, że może tym razem ucho boleć mnie nie będzie… jednak wieczorem przeżywałam malutki koszmar i teraz nie wyobrażam sobie wsadzić absolutnie nic w dwie niestandardowe dziurki w moim uchu. No cóż. Nadzieja matką głupich ;)) Bluzka Tyszert sezon jesień 2018 | czarna narzuta Reserved sezon około 2016 (kupiowa w outlecie) | Broszka KOPI spodnie Bershka sezon 2018 | 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *