Wiara

bo nie umieramy po to żeby przestać żyć, a jedynie po to by ŻYĆ INACZEJ

I choć wiem, że cytowanie Paulo Coelho (nawet jeśli zmienione na swój sposób) jest strzałem w kolano, to usłyszenie tych słów wczoraj dało mi tak ogromną radość w sercu, że nie sposób o nich zapomnieć. Jakiś czas temu zastanawiałam się na Instagramie i pytałam moich obserwatorów gdzie kończy się świadectwo, a zaczyna naruszanie intymności. Dostałam wiele wspaniałych wiadomości. Dzięki nim wiem już trochę więcej. Dlatego zdecydowałam się dzisiaj na ten post. I choć nie jest dla mnie łatwy, to chcę dziś go napisać.

Ten post jest osobisty, jest ważny i intymny. Jest przede wszystkim moim świadectwem wiary i jak w każdym wypadku nie chciałabym żeby te słowa czytane przez Was informowały jedynie o moim życiu. Chciałabym żeby zostało gdzieś to w waszym sercu i w trudnym momencie mogli do tego wrócić. Tak po prostu. A może jesteście w podobnej sytuacji i tak po prostu dobrze będzie wiedzieć, że ktoś też ma jak Wy! Jeśli macie ochotę- śmiało piszcie. Instagram/ Facebook- miejsca bardziej niepubliczne i stwarzające atmosferę do spokojnej rozmowy internetowej.

W ostatnim czasie musiałam spotkać się ze śmiercią. Wcale nie chciałam tego spotkania. Po prostu- przyszła. Na szczęście trochę mnie na to wydarzenie przygotowała. Dzisiaj chciałam Wam powiedzieć o Bogu, o cudach i o… radości.

W ostatnich miesiącach jedna z najbliższych mi osób powoli traciła oczy. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak uderzającego mnie prosto w serce. Od zawsze słyszałam słowa, że oczy są odzwierciedleniem duszy. Oczywiście, w nich zawsze widać, czy ktoś jest szczęśliwy, czy smutny, a może zupełnie nie obecny w konkretnym miejscu. Jednak nigdy nie spotkałam się z oczami, które nie wyrażały niczego.

To wtedy właśnie zrodziło się w moim sercu cierpienie. Tak wielki smutek, z którym nie umiałam sobie poradzić. Dla mnie, dla chrześcijanki, totalnie nieakceptowalne jest cierpienie. Nie umiem sobie z nim poradzić i kiedy widzę, że nie mam żadnych możliwości pomocy to jestem załamana. Chyba nie odkrywam niczego odkrywczego. Myślę, że większość z nas tam ma.

Tylko co w momencie kiedy cierpienie odchodzi, bo pojawia się śmierć?

Jestem chrześcijanką. Jestem katolem na pełnej petardzie i chwała Panu za to, że zesłał na mnie tę łaskę! To właśnie w nim znalazłam spokój i pogodzenie ze śmiercią. Nie ma totalnie żadnej innej możliwości na zrozumienie tego ziemskiego końca. A ja czuję radość.

Dopiero po tych kilku miesiącach zdałam sobie sprawę, że ten opłatek, to małe kółeczko, które w niezrozumiały sposób przemienia się w Ciało Jezusa ZA KAŻDYM RAZEM jest nim naprawdę i każde jego przyjęcie to ogromny cud! Czemu dopiero po tylu latach przychodzą do mnie takie oczywistości? Ponieważ przez większość mojego świadomego życia uważałam to za coś oczywistego. Czułam, że przyjmując Komunię kocham Boga całą sobą i żyję zgodnie z tym, z czym powinnam. Miałam jednak kontakt z człowiekiem, który nie robił tego kilkanaście lat! A był JEST dla mnie ważny i po prostu nie mogłam sobie zostawić tej sprawy tak po prostu.

Nie potrafiłabym pogodzić się z tą sytuacją gdyby nie fakt, że przed śmiercią zdecydował się na przyjęcie sakramentów. I nie, nie wmusiłam w niego przyjęcia opłatka na łożu śmierci. On sam zdecydował się na to, że po tylu latach kłótni pojedna się z Bogiem. Bałam się tej śmierci. Bałam się zatwardziałości serca.

Boję się w życiu wielu rzeczy. Najbardziej boję się żab. Boję się, że spali mi się dom i wszystkie w nim rzeczy. Jednak przede wszystkim boję się, że moja rodzina nie trafi do Raju…

I bałam się tego przez kilka poprzednich miesięcy BARDZO. Ale przyszło. Bo Bóg działa cuda i przychodzi kiedy jest na to idealny moment. Był i przyszedł. Przyszedł do człowieka, który wiele lat temu się na niego obraził, który nie chciał mieć z nim kontaktu. Przyszedł do człowieka, bo ten człowiek zatęsknił za Bogiem. Zatęsknił za nim kilka dni przed życiem wiecznym.

Skąd wiem, że Niebo istnieje? STĄD! To dla mnie tak ogromnie namacalny dowód istnienia wszystkiego co w Piśmie Świętym tak wyraźne i przepiękne. Chcę w to wierzyć i chcę tym żyć. Bo po co żyć w przekonaniu, że po życiu ziemskim nie ma niczego?

Dla mnie to pierwsze tak mocne doświadczenie śmierci dotyczące bliskiej osoby. Pierwsze i tak bardzo piękne. Czemu to piszę? Ponieważ chciałabym żebyście również czuli duchową radość ze śmierci. To wcale nie oznacza skakania z radości. Po ludzku są łzy, jest smutek… ale przeplatany ze świadomością ogromnej łaski. Najważniejsze w życiu człowieka, to pojednanie z Bogiem przed śmiercią. I nie chodzi o Wasze pojednanie- próbujcie robić to wciąż na nowo, całe życie… ale jeśli jest wśród Was osoba, która ma zamknięte serce, a przeżywa swoje ostatnie dni/ miesiące/ lata… to myślę, że warto WIEM ŻE WARTO starać się o jej zbawienie. To rozmowa, modlitwa, ale przede wszystkim wiara w to, że Bóg nikogo nie zostawia. On nas wszystkich kocha.

A po ludzku? Po ludzku warto każdego dnia starać się dawać siebie w całości. Cały ból śmierci, to egoistyczne żałowanie, że nie miało się więcej czasu, nie powiedziało się wystarczająco dużo i blablabla… a przecież mamy na to wszystko jeszcze czas ze wszystkimi dookoła! Spędzajmy czas z Rodziną, z Przyjaciółmi. Wiem, że są ludzie, którymi nie nacieszymy się nigdy, ale choć w małym procencie można zrobić Raj relacji rodzinnych tutaj na Ziemi. Można? Można. Przemyślcie to- ja się staram!

I choć po ludzku boję się pustego krzesła na najbliższej uroczystości. Pustego mieszkania i wykreślenia jednej osoby z listy weselnej… to jestem wprost przekonana, że Jemu jest już bardzo dobrze. To My musimy tu jeszcze przeżywać cierpienia, Tam już jest spokój 😉

Odkrywam siłę wiary. Odkrywam Boga. Codziennie i na nowo. Nie wyobrażam sobie niczego lepszego! ♥ Taki stwórca! Taki TATA! Najlepiej! ♥

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *