Fotografia

Niezbędnik początkującego fotografa

Hejka! 😀

Widzicie to zdjęcie po prawej stronie przy krótkim opisie mnie? Wygląda jakbym usiadła, uśmiechnęła się i po sprawie… zawsze mnie to zachwyca jak to wszystko wygląda na blogu, a ile cierpienia mnie to kosztuje 😀 Przez te wszystkie lata blogowania z całą pewnością mogę powiedzieć, że (przynajmniej na mojej stronie) teksty to jedynie jakaś tam część całej notki, najwięcej zachodu kosztuje mnie zrobienie strony wizualnej. Przez sześć lat wyrobiłam w sobie dobry sposób pracy, ale nadal nad nim pracuję 😉 Dzisiaj przychodzę do Was z bardzo pomocnym postem! Nie będę w nim mówić jedynie o tym jak zrobić dobre selfie na bloga, ale o tym co jest niezbędne do łatwego robienia zdjęć. Czuję, że jest potrzeba napisania o tym, bo mam już trochę dość pytań o to dlaczego mój aparat wygląda tak inaczej i czemu moim obiektywem nie można przybliżać- lub co gorsza- automatycznie ustawiać ostrości. Będzie o tanich dobrych zamiennikach i o lekkości. Zapraszam do lektury.

Już prawie od roku pracuję na nowym aparacie- Canon 6d i jeśli ktokolwiek pytał mnie jaki aparat wybrać, to właśnie ten. O nim niedługo też będę mówić. Moja pierwsza lustrzanka to Sony 350 i dlatego na zdjęciach poniżej znajdziecie lekkie wymieszanie tego wszystkiego, ale spokojna głowa- to tylko wskazówki i tak do każdego modelu nawet tej samej firmy potrzeba troszkę innej wersji 🙂

Mam nadzieję, że nie muszę wspominać o tym, że przy zakupie aparatu konieczny jest zakup również torby/ plecaka. Ja jak najbardziej jestem za torbą, ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia, jednak na dają chwilę nie umiem sobie wyobrazić, że przy każdej chęci zrobienia zdjęcia najpierw musiałabym zdjąć plecak, wyjąć aparat, założyć plecak i wtedy fotografować. W całej tej mojej drodze do robienia zdjęć chodzi o sprawność! Dlatego poniżej przedstawiam Wam może niezbyt oczywiste dla niektórych gadżety, które często ratują życie. Moje niejednokrotnie.

1. Analogowe obiektywy wraz z przejściówką. Nie oszukujmy się, obiektywy są cholernie drogie. Wiele razy poczułam na własnej skórze co to znaczy, ale jest to wydatek jak najbardziej potrzebny. Złoty środek leży w słowie „używany”. Nie wyobrażam sobie kupić nowego obiektywu ze sklepu. Jeśli są one dobrze traktowane, to mogą służyć wielu właścicielom, jednak to nie zmienia faktu, że są drogie. Po kilku latach używania Sony i bardzo złego obiektywu (18-200 nigdy tego nie róbcie, im mniejszy przeskok tym lepszy obiektyw! Warto wymieniać obiektywy w czasie pracy, a nie iść na głupią łatwiznę i kupować „wszystko w jednym”… ja niestety popełniłam ten błąd i zamieniłam kit [podstawowy obiektyw] oraz jego przedłużenie na właśnie to dziadostwo. Niby było okey, ale nie!) na warsztatach fotograficznych powiedziano mi, że można używać starych, analogowych obiektywów do robienia zdjęć lustrzanką. Zakochałam się w tym pomyśle! Jednak nie jest to takie proste. Na początku trzeba kupić odpowiednią do swojego modelu aparatu przejściówkę. Warto sprawdzić, aby miała w sobie auto fokus. Nie oznacza to, że obiektyw będzie sam ustawiał ostrość, ale w wizjerze będzie pokazywał kiedy zdjęcie jest ostre. Do Sony kosztują około 100 zł, a do Canona 40 zł (i jest tak ze wszystkimi dodatkami. Sony jest najdroższy!). Później wystarczy czekać na przesyłkę i w tym czasie zbierać obiektywy ze starych aparatów Babć, Dziadków i Rodziców. Jest to mega pomocne również przy zakupie nowego aparatu, ponieważ ja czekałam na swój obiektyw chyba z miesiąc… aż mój portfel znów się lekko napełnił :p Wtedy wydałam niecałe 400 zł na obiektyw i mogłam robić genialne zdjęcia! Zdecydowałam się wtedy na obiektyw Zebra (poniżej na zdjęciu). Byłam z niego bardzo zadowolona, bo nieziemsko rozmywał zdjęcia, ale miałam problem ponieważ jest on dosyć „dystansowym” obiektywem. I przyznam szczerze, że od momentu kiedy mam już nowy obiektyw jestem w nim tak zakochana, że nie rozłączam go z obiektywem nawet na rzecz mojej dawnej, analogowej miłości, ale uwierzcie mi na słowo- to dobra inwestycja! Jeśli kojarzycie moje portrety dziewczyn przynajmniej sprzed dwóch lat, to zawsze były robione właśnie nimi.

2. Grip. Czyli mój faworyt spośród wszystkich „zabawek” fotograficznych. To właśnie on sprawia, że mój aparat ma taki ładny kwadratowy kształt. Dzisiaj na chwilę wyjęłam grip z mojego aparatu i wyglądał jak jakaś tandetna zabawka hahahah. Wiem, że pewnie wygląd to mało przekonujący argument przy wydanej kasie na obiektyw, aparat, torbę, baterię, kartę pamięci… ale poza tym, że ładnie wygląda ma również inne zalety. Aparat jest stabilniejszy. Jest go więcej w naszej dłoni, przez co lepiej się w niej układa. Grip to również możliwość robienia zdjęć pionowych bez nadwyrężania nadgarstka, ponieważ trzymając aparat w pionie (on nadal jest kwadratem) posiada drugi spust migawki. Uwierzcie, że w momencie kiedy decydowałam się na nowy aparat nie w głowie mi były głupoty, bo po prostu nie miałam pieniędzy, ale ten gadżet był rzeczą, którą kupiłam natychmiast po zakupie Canona. Ich cena waha się ogromnie, ale takie w granicach 100-200 zł są już naprawdę dobre. Kolejną ich dobrą cechą jest możliwość przetrzymywania dwóch baterii, co wiąże się z o wiele mniejszym ryzykiem wyczerpania baterii w ważnym momencie, jednak ja do teraz nigdy nie zdecydowałam się na posiadanie dwóch, bo w moim przypadku nigdy nie było tak, aby po naładowaniu aparatu bateria trzymała mi tylko jeden dzień. Zawsze jest to kilka dni, a nie oszukujmy się, nigdy nie robiłam 48 godzin zdjęć bez przerwy. Tak więc w swoich obliczeniach uznałam, że nie jest to na razie bardzo potrzebny zakup, ale cieszę się, że mam taką możliwość :p

3. Lampa. Aktualnie już nie potrzebuję lampy, bo mam baaardzo dobry aparat i bardzo jasny obiektyw, który pozwala mi robić zdjęcia nawet przy bardzo złym oświetleniu. Oczywiście, gdybym dostała za darmo, to bym się nie popłakała, ale na razie nie jest to dla mnie niezbędne. Natomiast przy Sonym marzyłam jedynie o tym żeby wreszcie ją mieć i robić zdjęcia. Jestem jej wdzięczna, bo współpracowała ze mną przy reportażu teatralnym, a są to (jak wiecie) moje ukochane zdjęcia. Jednak nigdy nie jestem pozytywnie nastawiona do rzeczy, które są na baterie. Zbyt szybko się rozładowują i zupełnie nie działają, jednak zrobiłam dzięki niej wiele zdjęć, których bez niej bym nie była w stanie zrobić. Jestem przekonana, że gdybym kupiła słabszy aparat z ciemniejszym obiektywem znów bym się na nią zdecydowała- albo na taką z akumulatorem, o ile takowe istnieją. W każdym razie- lampa! Polecam 😀

4. Pilot na samowyzwalacz. Mój ostatni zakup, którego nie używałam przez pół roku, bo wydawało mi się, że nie działa, a po prostu nie umiałam go używać. Można? Można? Zapewne ma to również jakiś związek z tym, że trochę na nim przyoszczędziłam i kupiłam taki najtańszy, ale uwierzcie, że moja fotografia stała się teraz o wiele prostsza! Jedna moja rada: zróbcie jedno zdjęcie z autofokusem, a później szybko go wyłączcie, jeśli macie zamiar siedzieć w tym samym miejscu. Aparat nie będzie wariował, a Wy szybciej zrobicie to co planowaliście. Pilot działa na podczerwień. Wystarczy włączyć samowyzwalacz i naciskać za każdym razem przycisk- nic łatwiejszego. Niestety w poprzednim aparacie nie miałam takiej funkcji :/ Dlatego koniecznie sprawdźcie, czy Wasz model oferuje współpracę z takim bajerem! 🙂 Do zdjęć rodzinnych, do własnych zdjęć. Moim zdaniem idealny rzecz! Jestem bardzo ciekawa, czy inne działają również zza pleców, bo ten niestety muszę trzymać bardzo blisko aparatu. Dopiero uczę się go kamuflować i chyba nawet całkiem dobrze mi idzie, ale nie jest to efekt, którego pożądam. Macie jakieś sugestie?

5. Statyw. Ostatnia rzecz wśród moich fotograficznych ulubieńców. To właśnie do tej rzeczy pasuje słowo, którego użyłam wyżej „lekkość”. Kupiłam go ponad sześć lat temu, wtedy liczyło się dla mnie tylko to, że jest statywem, że jest tani i że mój Brat powiedział, że jest całkiem niezły (a mój brat nie specjalizuje się w statywach, więc jego opinia nie była aż takim wyznacznikiem… chociaż w sumie dla mnie zawsze jest- ale przyjmijmy, że dla Was nie musi! :D). Dopiero po latach go doceniam i dzisiaj powiem Wam co tak bardzo mnie w nim urzeka. Mam porównaniu, bo raz musiałam pracować na statywie Piotra i płakałam za swoim poczciwym starym leciutkim statywem. Po pierwsze- jest bardzo intuicyjny, wszystko można bez problemu w nim rozkręcać i skręcać na nowo. Po drugie- jest stabilny. Naprawdę nie wygląda na taki, bo wydaje się małym chuderlaczkiem, a jest stabilny. Nigdy w życiu nie przewrócił mi się z moim aparatem- i daj Boże żeby to się nigdy nie stało! Działa tak jak każdy, czyli ma dwa poziomy wyjmowania nóżek oraz jeszcze wykręcaną część. Na dole ma również haczyk, na którym zawieszać można torbę lub siatkę z kamieniami (jak uczyłam się go używać, to naprawdę czytałam, że profesjonalni fotografowie to robią…a może tylko ktoś kłamał, że „profesjonalni”?^^) i dzięki temu statyw jest jeszcze bardziej stabilny- przyznam szczerze, że jak dla mnie ten haczyk jest o wiele za nisko i nic mi to nie daje. Próbowałam kilka razy wieszać tam swoją torbę jak byłam gdzieś w plenerze, ale na nic mi to było, dlatego informuję, że ten funkcji nigdy nie używam. Ma również poziomicę, której używam za każdym razem, bo w moim oku z tym równym poziomem jest różnie 😀 Jest w idealnym miejscu, więc ustawienie go zajmuje dosłownie chwilkę. Jest też kółeczko,w którym widać, czy statyw prosto stoi, ale tego też nigdy nie używam…. No i teraz najważniejsze- JEST LEKKI! Lekki jak piórko. Piotrowy statyw jest przeokropnie ciężki, masywny i przenosić go można chyba jedynie w samochodzie. Ja na razie poruszam się na nogach, więc potrzebuję rzeczy mobilnych (tak jak już pisałam w poście o tablecie) i rzeczy lekkie są niesamowicie potrzebne. Uwierzcie, że często mam tak, że niosę aparat, laptop, statyw, plecak. I dzięki temu, ze ten statyw jest lekki nawet jak go nie użyję (a zdarza się to często), to nie mam pretensji do całego świata, że po co tyle dźwigałam :p Dzięki temu bajerowi zrobiłam sobie mnóstwo super zdjęć, zrobiłam swoje świetne portrety na dyplom, miliard zdjęć na bloga, miliard zdjęć na fotografię w szkole i w sumie używam go prawie codziennie od sześciu lat- niezły wynik, co? 😛 Jest to statyw firmy Polaroid i jak sprawdziłam teraz na Allegro to kosztuje niecałe 80 zł wraz z pokrowcem, który w tym wypadku jest arcy ważny. Jej, tak się czasami zastanawiam, jak ludzie mogą wydawać tyle pieniędzy na taką rzecz, a ja od tylu lat jestem zadowolona z taniego „badziewia”. Taka sytuacja 😀 Polecam!

Jutro trochę więcej literatury niż elektroniki- wreszcie! 😀

Buziaki! :*

Ciut więcej? Zajrzyj do moich poprzednich artykułów: o niereanimowaniu złego zdjęcia i wyluzowaniu w fotografii

2 Comments

  1. Weszłam tu pierwszy raz od dłuższego czasu i… powiem Ci, że niesamowicie się teraz czyta Twoje posty! Złapałaś chyba jakąś lekkość w pisaniu czy coś ^^ (i chyba robisz też mniej drażniących mnie błędów, bo poza brakiem spacji przed emotikonkami niczego nie wyłapałam ^^). Poza tym chyba po prostu bardziej do mnie trafiasz teraz, z Twoich postów nareszcie czuć ogromną pasję z tego, co robisz i tworzysz. Super 😀
    Tak szczegółowe informacje o aparatach, obiektywach i gadżetach, o których istnieniu nawet nie wiedziałam, to dla mnie totalny kosmos, ale właśnie o takich rzeczach najlepiej się czyta – nowych, o których wcześniej nie miało się pojęcia, także dzięki za poszerzenie odrobinę mojej wiedzy. Nie wiem, czy kiedykolwiek zajmę się fotografią bardziej poważnie (pewnie nie ;p), ale zawsze warto wiedzieć.
    Całuję! ;*

    1. Jej! Nawet nie wiesz ile taki komentarz znaczy dla mnie w nowym miejscu! 😀 Dziękuję Ci bardzo. Ja również czuję się tutaj o wiele lepiej (chociaż nadal lekko stremowana) i pewnie stąd ta „lekkość”. Mam nadzieję, że będziesz tutaj częściej… a ja postaram się panować nad tymi emotkami hahahah 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *