Wiara

kwiaty we włosach potargał wiart

Hejka! 😀
Wczoraj rano zostałam dosyć szybko sprowadzona na ziemię, że niestety, ale ładnej pogody nie będę miała do końca tygodnia. Z tą świadomością poszłam do szkoły, jednak okazało się, że moja mama jak zwykle nie ma zdolności przepowiadania pogody na chociażby dziesięć minut w przód i oczywiście okazało się, że to był jeden z tych najcieplejszych dni wiosny. Dobrze się złożyło, że na ostatnich lekcjach mieliśmy fotografię. Aktualnie próbujemy swoich sił w fotografii analogowej, więc mogliśmy wybiec ze studia w plener i zaczerpnąć trochę słońca. Tak strasznie cieszy mnie widok kolorowych kwiatów na drzewach. Dopiero się pojawiają, ale zanim się obejrzymy będą już na każdym kroku. Nie ujmując letnim miesiącom, które są bez dwóch zdań najwspanialsze- kwiecień i maj mają coś w sobie. Serio ♥ I wiem, że jestem paskudna, bo nie piszę tutaj systematycznie, ale wiedzcie, że chcę! Bardzo 🙂 Tylko, że jak czasami zabieram się za notkę, to oczy mi się tak zamykają, że marzę jedynie o wskoczeniu pod kołdrę… bo wiecie- w tamtym tygodniu byłam przez pięć dni w szkole i nie opuściłam ani jednej lekcji- to mój mały sukces, który nadal podtrzymuje. Jutro już środa, a mi to chodzenie do szkoły wcale się nie znudziło. Zdajecie sobie sprawę? ^^ To jest super, że umiem w tym momencie dostrzec nawet ekstra plusy z systematycznego chodzenia do szkoły. Wykorzystuję ten czas w stu procentach i jestem w tym jakaś taka bardzo szczęśliwa.

Tworzę nadal tą swoją animację i filmy i to mi sprawia chyba najwięcej radości. Wiecie, nawet jak to się okaże totalnym niewypałem, to nic! Dzisiaj zobaczyłam taki progres w swojej pracy! Myślę o tym cały dzień. Moje poczynania z animacją zaczęły się tak naprawdę w lutym. Chodziłam na te dodatkowe zajęcia i robiłam pierwsze takie w stu procentach swoje animacje. Robiłam ponieważ za co tylko się wzięłam wszystko psułam i pomagał mi we wszystkim mój nauczyciel. Jak zwykle, wkurzałam się na siebie, że nic nie umiem, że jestem taka nieporadna i beznadziejna. Zawsze mam w głowie wspaniałe wizje tego, że za co się nie wezmę wszystko będzie wychodziło mi od pierwszych momentów. Niewątpliwie jest to spowodowane tym, że wiele razy tak się właśnie dziele- tylko, że jest to naprawdę rzadko. Jestem człowiekiem, który chciałby robić wszystko. Serio, nie przeszkadzałoby mi, gdybym zamieszkała za miastem, miała swój ogród- swoje owoce, warzywa, jadalne chwasty, kwiaty- robiłabym przetwory na zimę, szyła własne ciuszki dla całej rodziny, malowała obrazy, dekorowała dom, projektowała wnętrza, robiła zdjęcia, które wieszałabym po całym domu, miałabym psa, który byłby najszczęśliwszym wielkim psem na świecie, spędzałabym wszystkie wolne chwile z dziećmi (a wolnych chwil byłoby bardzo dużo!), miałabym szczęśliwe życie z moim ekstra mężem i malowałabym sobie doniczki, skręcała meble, tańczyła w deszczu na trawie w domowym ogrodzie, nosiła kwiatki we włosach podczas robienia zdjęć polaroidem. Serio bym chciała sama robić jakieś narzuty na kanapy, szaliki i skarpetki na drutach. I chciałabym super gotować, oglądać mnóstwo filmów, robić ekstra filmy (to nadal mnie dziwi, że tego chcę… nadal moja filmówka wydaje mi się jedynie pogłębieniem biernej pasji oglądania filmów… ale ostatnio jakoś myślę o tym troszkę bardziej… ale może o tym kiedy indziej, jak już sama będę wiedziała co i jak- chociaż trochę^^). Chciałabym móc robić sobie cało weekendowe maratony filmowe z moją przyjaciółką i w tym samym momencie spędzać rewelacyjny czas z moim najwspanialszym chłopakiem na świecie i jeszcze pobyć z całą moją rodziną w każdym domu osobno w tej samej minucie. Ostatnie zdanie idealnie zobrazowało jak bardzo moje chęci przeżycia życia nie mają możliwości istnienia. Ale fajnie mi tak z tym. Fajnie mi z tym, że do szczęścia nie potrzebuję jedynie facebook’a i przeglądania tablicy znajomych. Potrzebuję BOGA, a z racji tego, że wierzę w Niego i Jego możliwość dokonania wszystkiego, to jestem przekonana, że w pewnym momencie tam na górze pomyśli sobie: Kurcze, dam tej Karolinie dwadzieścia razy więcej godzin w ciągu dnia, niech kochana zdąża robić to wszystko na co ma ochotę! :* Tak to piszę i czuję takie wielkie szczęście. Pisząc to ten Bóg już wiedział, że to zrobię. Siedzi teraz ze mną i pewnie znów się ze mnie śmieje, że jestem głuputka… ale TY! BOŻE- wiem, że już pracujesz nad tym żeby mi wydłużyć dzień, zabrać chorobę i sprawić, że znienawidzę być wyspaną dziewczyną 😀 Wiecie, nawet gdybym miała nie umieć nic, ale miała taką wiarę jaką mam- to byłoby mi wspaniale. Chociaż pewnie, wkurzałabym się… ale w sercu byłabym przeszczęśliwa. Bóg mi daje wszystko w nadmiarze i jestem mu za to tak wdzięczna! ♥ A wiecie, że też tak możecie? Mój Bóg- to też Wasz Bóg i kocha Was tak samo jak mnie i chce dla Was takiego szczęścia jak dla mnie. Musicie odkrywać w tych wszystkich niepowodzeniach wieść o tym, że jak będziecie z Nim, to to wszystko będzie miało jakiś sens. Nawet jak będzie ciężko tak, że będą leciały łzy- to On jest… Ja się nie śmieję dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wiecie ile ja ryczę?! Na okrągło! Bóg mi daje chyba tyle samo szczęścia co smutku… i czasami to tak ostrego smutku, że aż nie mogę uwierzyć co on ma za dziwne plany… tyle, że ja zawsze wolałam zauważać te wspaniałe momenty w moim życiu. Mogłabym Wam teraz zrobić taką tabelkę, w której wypisałabym Wam ile ten Typ wymyślił dla mnie dobrych rzeczy, ile dobrych zamienił w złe, a ile złych w dobre… tylko, że wtedy poleciałabym w mega osobiste wyznania, a wiecie, że tego nie zrobię nigdy aż w takim wymiarze 😀 I czasami sobie myślę, że jestem nienormalna i nie powinnam w ogóle istnieć… ale dobrze mi z takim moim niepoważnym istnieniem. Dobrze mi z tym, że czasami po ludzku nie rozumiem tego co on dla mnie szykuje, ale kiedy już mam takie momenty, że kocham Go całym sercem i każdą cząsteczką ciała, to wtedy mi się wszystko rozjaśnia i wiem, że nie mam co się przejmować. Muszę działać, ale liczyć się z jego zamiarem.

Taaaaa…. no i jak zawsze odbiegłam od tematu hahahha. Wracając, moi drodzy- dzisiaj zobaczyłam taki wielki progres w swoich poczynaniach ♥ Moje palce już wyuczyły się tych wszystkich skomplikowanych skrótów, moje oczy powoli zapamiętują te wszystkie efekty, których można używać i nareszcie przychodzi mi to wszystko z pewną już łatwością. Wiecie jak mnie cieszy kiedy mój nauczyciel nie musi już przesiadywać ze mną całych lekcji, żeby zapoznawać mnie z kolejnymi możliwościami programu. Wkurzałam się, że robi wszystko za mnie- ale dzisiaj zauważyłam, że nic nie robił za mnie. Po prostu musiał mi wszystko pokazać. Liceum Plastyczne uczy w praktyce, nie w teorii… jednak w momencie kiedy zapomniałam o tym, że programów komputerowych nie ma się wpajanych wraz z mlekiem matki wydawało mi się to wszystko głupie i czułam, że zupełnie się do tego nie nadaję. Teraz, nawet jeżeli ten film jest największym dnem, wiem, że nauczyłam się przy nim tyle, że każdy kolejny będzie tylko lepszy. Jej, tak mi dobrze dzisiaj! 😀 Taka jestem szczęśliwa. I post z kwiatkową grafiką miał się pojawić wczoraj, ale z zamykającymi się oczami ze zmęczenia nic ciekawego bym nie napisała. NIC. A dzisiaj czuję takie działanie swoich talentów, Boga, szczęścia i tego wszystkiego co mnie otacza- pomijając, że dzisiaj jest już zimno, a ja niewiarygodnie potrzebuję zjeść coś czekoladowego 😀

Nawet jak czasami nienawidzę tego bloga i faktu, że kilka lat temu postanowiłam go założyć i przyzwyczaić Was do niego (taaaaak, piszecie mi czasami- chorzy psychicznie ludzie:*- że się od niego uzależniacie. Wariaty^^), to później przychodzi moment, kiedy chciałabym pisać do Was pół dnia- jednak obowiązki wzywają. Poza tym… kto by chciał czytać moje nieskładne, przepełnione szczęściem wypociny pisane pół dnia. Jej- czujecie to?! Dwanaście godzin bezustannego pisania. Hahahhahahaha. Kurde- wariatka!- spróbowałabym kiedyś. Co Wy na to? Jesteście tacy ekstra, że mogłabym poświęcić dla Was nawet te dwanaście godzin 😀 Lubię Was ludzie czytający fioletowe-serce :*


1 Kor, 7, 17-24
Buźka :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *